Skocz do zawartości
Nerwica.com

madi999

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez madi999

  1. hej, mam to samo, nienawidzę mojej matki i wiem ze zniszczyłam mi 10 lat zycia, od smierci Taty, poszłam do psychiatry i powiedział to samo co kolezanka wyzej, odciac sie totalnie, nie miec kontaktu nawet w wigilie, biore silne leki i mam nadzieje, ze one mi pomogą bo wyjscie jest jedno - albo ona sie ode mnie odetnie albo sprawi, ze umre, bo dziennych telefonów o jej smierci, depresji, samotnosci etc. nie wytrzymam. jest zazdrosna o chlopakow moich dlatego ich nie mam, bo wiem, ze to ja rani. chore. dopiero teraz to widze. nie chce jej widziec do konca zycia i lzy mi plyna najmocniej na swiecie. nikt nie jest takim potworem jak chora psychicznie matka. pozdraiwam wszystkich
  2. dziękuję Wam za odpowiedzi -) myślę, że z pewnością mam nerwicę na tym polu, a więź z mamą jest bardzo silna. Myślę, że tak to już do jakiegoś momentu mojego życia będzie ... Widziałam się z Mamą i nie wiem czy udaje ze strachu o mnie czy jest to dla niej motywacja, ale była w miarę zadowolona, uśmiechnięta i rozmawiała ze mną. Poszłyśmy na kawę i zakupy. Szczerze mówiąc to nie interesuje mnie dlaczego - przy innej niej nie potrafię wytrzymać, więc jedyną szansą na kontakt jest właśnie taki jej stan. Bardzo miło było i mam nadzieję, że takich spotkań będzie więcej. Dziękuję Wam za odpowiedzi i pozdrawiam -))
  3. hej, mam takie problem, że moja mama choruje na depresję już prawie 30 lat, więc znam tą chorobę jak własną kieszeń (sama mam 32). Od dziecka pamiętam te wszystkie akcje jak wracałam ze szkoły, chciałam jej coś pokazać, poogladać bajkę a musiała być cisza i nie dało się z nią złapać żadnego kontaktu, więc zawsze ta moja walka o nią - żeby na chwilę odżyła - kończyła się porażką. I tak z przerwami (przez 14 lat było ok, mama miała fajną pracę i rzuciła leki, dopiero wypadek Taty i jego śmierć od 10 lat zrobiły powrót do korzeni - czyli silna depresja znowu) walczę o nią i o jej zdrowie. Moja mama jest cudowną osobą, ma najwrażliwsze i najlepsze serce jakie znam i bardzo ją kocham (oczywiście przeszliśmy w domu te wszytstkie traumy, prtetensjie, obwinianie jej i siebie, ale mogą powiedzieć, że ten czas już jakoś jest za nami, rozumiem teraz chorobę mamy i jest między nami spokój). Ale piszę dlatego, że JEST JEDNO ALE - otóż - duszę się i drętwieję w jej towarzystwie jak widzę, że ona ma duży atak. W żaden sposób nie jestem w stanie tego kontrolować, pomaga mi dopiero lex xanax. Tak bardzo rozrywa mi serce jak patrzę na jej ból, że dosłownie mam wrażenie, że umieram - fizycznie. Próbowałam z tym walczyć, ale drętwienie i duszenie jest tak silne, że kręci mi się w głowie i muszę zaraz opuścić pomieszczenie, w którym ona jest. Moja mama to rozumie i mnie wspiera w tym, ale obwinia się niepotrzebnie, że ja przez nią cierpię. A ja naprawdę do niej mam żalu, wiem, że to taka choroba jak rak i co ona może zrobić. Ale depresji nienawidzę, bo od dziecka zabrała mi matkę. I właśnie jak widzę, że mama znowu jest w jej słowach to dosłownie rozrywa mi klatkę piersiową i mam wrażenie ze z bólu pęknie mi serce. Nie wiem co robić. Przychodzi Wam coś do głowy ??? Serdecznie pozdrawiam !!
×