Skocz do zawartości
Nerwica.com

Driv3r

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Driv3r

  1. Myślę, że psychoterapia odpada. Mój stan nie jest psychicznie krytyczny, czy w jakimś stopniu uszkodzony. To, że moje życie nie jest tak ciekawe jak innych ludzi w moim wieku o niczym nie świadczy. Mogę napisać o swoich relacjach ze swoim ojcem, to nie jest żadna tajemnica. Tak naprawdę to relacji nie ma między mną a nim żadnych. Jest to człowiek w moich oczach rygorystyczny, mający na każdy temat, nawet najbardziej mu odległy, najwięcej do powiedzenia. Podam przykład, ostatnio była w telewizji wzmianka na temat bitwy w 1805 roku, nie pamiętam dokładnie gdzie, było to w Jednym z Dziesięciu. Mój ojciec wiedział o tym najwięcej, następnie przeszedł do powstań, uznał Polaków za ludzi gorszych, ponieważ dali się w Powstaniu Warszawskim tak łatwo pozabijać. Jest to człowiek, który nigdy się nie zgodzi z kimś, kto ma odmienne zdanie, jego zdania zmienić nie można. Powiem Wam, że rozmowa na temat moich studiów z nim była wylewaniem tony słów na wiatr. Tłumacząc mu jak wygląda sytuacja, on odparł, że ja jestem jeszcze za młody i zbyt mało doświadczony, i powinienem w niektórych kwestiach posłuchać osoby starszej, która przeszła w tym życiu więcej niż ja. Praktycznie zawsze to słyszę, jest to chyba jego życiowe motto. Moje relacje z nim są beznadziejne, szanuje go jako czlowieka, ale uważam, że przesadza. Tak pokrótce wygląda ta cała sytuacja. Rzucenie studiów to nie był kaprys młodego człowieka, który nie wie czego chce. Radziłem sobie lepiej niż większość grupy, ale to naprawdę nie ma żadnego znaczenia. Coraz częściej wracając z uczelni miałem te smutne myśli, te wątpliwości, tą narastającą niechęć. To głupie przekonywanie samego siebie, że to tylko sześć lat męczarni, potem zrobienie jakiegoś stażu i po około 10 latach wyszedłbym na prostą. Uważam, że postąpiłem dobrze rezygnując z tego. To naprawde nie jest dla mnie. Jestem przekonany, że po takich studiach miałbym przyszłość przynajmniej na dobrym poziomie, zdaje sobie z tego sprawę, ale mówię temu stanowcze nie. Tak jeszcze dodam od siebie, że siedzę sobie teraz w pokoju, patrzę w lustro i uzmysłowiłem sobie, że ja nie mam nawet jednej osoby, do której mógłbym zadzwonić, aby się spotkać i porozmawiać. Nie wiem co mam o tym myśleć, może ta sytuacja ulegnie kiedyś zmianie, chociaż zdążyłem się już przyzwyczaić.
  2. Nie spodziewalem sie tylu milych slow, jest mi naprawde bardzo milo, poniewaz od nikogo z moich najblizszych nie uslyszalbym takich pozytywnych komentarzy. Nie chce siedziec caly dzien w domu, bylem dzisiaj zapytac w sklepie meblowym w ktorym pracowalem przez wakacje czy moge na magazynie popracowac poniewaz niestety sytuacja mnie do tego troche zmusza, a ponadto chce jednak cos udowodnic swojej rodzinie. Pani mnie nie pamietala ale powiedziala ze prawdopodobnie od przyszlego tygodnia moge zaczac. Co prawda to tylko 5,50 za godzine, jednak siedzac w domu bym pewnie skisl. Martwi mnie jednakze to, ze rodzice , a wlasciwie ojciec, nie zgodzi sie na moje studia w warszawie na kierunku ktory na pewno on uwaza za strate czasu, a z takiej dorywczej pracy trudno mi bedzie sie utrzymac, ale licze bardzo mocno ze zmienia zdanie. Troche mi tez szkoda straconego roku, ale nie wiedzialem ze w koncu sie przemoge i uciekne stamtad, naprawde to tak we mnie narastalo, najpierw uwazalem to za glupie ciche mysli az w koncu przerodzilo sie to w rezygnacje.
  3. Cześć. Chciałbym się po prostu wyżalić i usłyszeć kilka dobrych rad. W liceum chodziłem do klasy biologiczno chemicznej, namówił mnie na to mój ojciec, który jest kardiologiem i pragnął mieć syna lekarza. Nie miałem nic przeciwko, byłem tak młodym człowiekiem, że wizja bycia lekarzem, dużych pieniędzy, szacunku społecznego ogarnęła mnie całkowicie. Przygotowywałem się od pierwszej klasy liceum, rodzice opłacali mi zajęcia dodatkowe z chemii oraz biologii. W trzeciej klasie doszła matematyka. Zdałem maturę i wybrałem się na studia medyczne do Krakowa, wiadomo jaka uczelnia. Powiem Wam szczerze, szło mi dobrze. Nie miałem żadnego zaliczenia do tyłu. Niestety w grudniu ubiegłego roku zdałem sobie sprawę, że te studia nie są dla mnie. Po prostu poczułem to, nikt mi nie wmówi, że jestem głupi, że z medycyny się nie rezygnuje i tym podobne. Walczyłem ze sobą coraz mocniej, starałem się przekonać siebie, że muszę to skończyć, ponieważ będzie mi w życiu lepiej. Niestety im bardziej tak myślałem, tym szybciej doszedłem do wniosku, że trzeba podjąć jakieś radykalne kroki. Było i jest bardzo, ale naprawdę bardzo ciężko. Zdałem semestr, wlaściwie nie do końca, ponieważ uznałem, że to już nie ma sensu i wróciłem jednego weekendu do domu, aby poinformować wszystkich o mojej decyzji. Nie udało mi się, rodzice i dziadkowie od razu zaczęli się wypytywać jak mi idzie, jakie oceny, tylko to było ważne. Nikt nie zapytał o to jak się czuję, jaki jest mój stosunek do studiów. Ciągle tylko dzwonili i pytali się jak mi idzie, czy mam coś do tyłu, że są ze mnie bardzo dumni. Nie udało mi się. Wróciłem więc do Krakowa na tydzień jeszcze, ale już nie chodziłem na zajęcia, właściwie to nie było wtedy już do końca tak zajęć. Postanowiłem w kolejny weekend. Wróciłem i powiedziałem mamie, że rezygnuję i za rok pójdę na zupełnie inne studia, które mam w planach. Niestety to była katastrofa. Nikt mnie nie rozumiał i nikt nadal nie stara się zrozumieć. Nie chcę opisywać krok po kroku reakcji mojej rodziny, ale uwierzcie mi, totalna porażka. Moi rodzice uważają mnie za wybitnego człowieka, który ma multum znajomych i niewiadomo jak ciekawe życie. Ojciec nawet mi mówił niedawno przed moim odejściem ze studiów, że muszę swoją "paczkę znajomych" zebrać i w wakacje wybrać się gdzieś do pracy na wakacje. O czym on w ogóle do mnie mówił ? Paczkę znajomych? Jaką znowu paczkę? Moich dobrych znajomych mogę wyliczyć na palcach u JEDNEJ RĘKI. Moje życie wcale interesujące nie jest. Jestem samotnikiem, czy z wyboru? Tego nie wiem. Być może chciałbym mieć bardziej atrakcyjne życie społeczne, ale jest tak jak jest. Oczywiście w tym momencie wszyscy się ode mnie odwrócili i mam postawione ultimatum, że albo za rok pójdę na medycynę, albo nikt mi nie będzie opłacał żadnych innych studiów (Mam na myśli akademika czy jakiejś stancji). Być może ja wszystko wyolbrzymiam, może troche inaczej to odbieram, ale tok wydarzeń jest taki jak opisałem. Szkoda, że własna rodzina mnie nie potrafi zrozumieć. Ważne są tylko studia, wykształcenie i pieniądze. Jest mi bardzo przykro, że nie mogę iść na studia, które mi odpowiadają. Aa miałem nie pisać jakie, bo wiem, że ludzie lubia się obecnie wyśmiewać z tego kierunku. Chciałbym studiować ekonomię na Uniwersytecie Warszawskim. Ciągnie mnie do tego, nawet rok temu miałem taką chęć złożyć tam papiery, ale mówię sobie - wstyd i hańba, przecież ja sie dostałem na medycynę. Nie chcę, aby ktokolwiek kwestionował moje decyzje, chciałbym tylko usłyszeć kilka dobrych rad, ponieważ czuje sie fatalnie z myślą, że za rok będę musiał albo iść jeszcze raz na medycynę, albo w ogóle nigdzie. Jestem teraz takim intruzem we własnym domu...
×