Skocz do zawartości
Nerwica.com

zagubiona1492

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez zagubiona1492

  1. Moja mama choruje na schizofrenie paranoidalną... jakoś się może ogarnę... już dwa dni się nie cięłam, więc jakoś mi idzie powstrzymywanie się od tego:)
  2. Chodzi o to, że ja boje się iż on stwierdzi że jestem chora na to samo co moja mama... albo mam coś innego z głową... w sumie to nawet gdyby nie to, to ja zwyczajnie nie mam odwagi do nikogo iść... wydaje mi się że mam problemy jak wszyscy i że hmmm moja psychika z czasem stanie się silniejsza i nie będę się już nigdy ciąć. Wiem rok to dużo ale ja tak strasznie się boje a zarazem wstydzę, przecież to takie żałosne (że nie umieć sobie poradzić ze swoimi codziennymi problemami).
  3. Mi jakoś psychiatra kojarzy się z czymś strasznym... nie wiem czemu... znowu całą noc spędziłam na rozmyślaniu i doszłam do wniosku, że poczekam jeszcze rok, jak sobie sama z tym wszystkim nie poradzę to się do kogoś zgłoszę... choćby do tego nieszczęsnego psychiatry... wgl to dziękuję, że ktokolwiek, cokolwiek napisał... naprawdę dziękuje.
  4. Perspektywa posiadania blizn mnie nie przeraża, mam już ich pełno, latem zwyczajnie staram się nie ubierać krótkich rękawków, czy spodenek... Psychiatra?! ja nie jestem jakaś psychiczna! zwyczajnie mam często gorsze dni... ; a może jestem jakaś chora psychicznie... no to byłoby po prostu boskie ;/ świetnie... nawet nie myślałam, że ktoś mógłby mi doradzać pójście do psychiatry. Co za wstyd
  5. Jestem dorosła, to istnieje prawdopodobieństwo by nikt z mojej rodziny nie dowiedział się, że poszłam do psychologa? Wiem, że ich to nie interesuje, mam ręce i nogi w bliznach przynajmniej mój tata je widział i na szczęście nic nie mówił wiem, że moi domownicy co najmniej wkurzyli by się na wieść że poszłam komuś cokolwiek powiedzieć. -- 03 mar 2012, 13:10 -- O samobójstwie tak myślę... i to znowu coraz częściej... kiedyś nawet próbowałam ale... jak widać wciąż jestem tu... wśród żywych...
  6. Ta... radzenie sobie... tylko, że ja jestem taka, taka dziwna. Jeżeli chodź moment zaczynam myśleć o tym jaka jestem beznadziejna nie umiem przestać, to tak jakbym sama siebie nakręcała i zawsze kończy się tak samo. miałam półroczną przerwę (jak zaczęłam palić) paliłam w sytuacjach stresowych, potem coraz częściej tylko potem samo palenie mi nie pomogło i znowu się zaczęło to takie jakby błędne koło. Znowu zaczęłam myśleć o zakończeniu mojego żałosnego żywota, znowu nachodzą mnie te głupie myśli... ;/ Boże jak ja ich nie cierpię, a jednocześnie nie umiem się ich pozbyć, najchętniej ciągle bym płakała-jak mała, głupia, żałosna dziewczynka:(
  7. Witam... Piszę tu, chodź nie wiem czy dobrze robię, ale... przejdę do rzeczy. Mam 18 lat, nie mieszkam mamą ponieważ, moi rodzice wzięli ze sobą rozwód jak byłam mała (Ona jest chora psychicznie) z ojcem nie mam dobrych kontaktów, zresztą nigdy nie miałam. Jak byłam mała mój ojciec mnie nie chciał, hmm a raczej powinnam napisać, że jest tchórzem i zwyczajnie bał się odpowiedzialności (gdyby nie moja babcia wylądowałabym w domu dziecka). Trzy lata temu rozstałam się z moim pierwszym chłopakiem z którym byłam półtora roku no i właśnie od momentu rozstania z Nim zaczęły się moje wszystkie problemy, zaczęłam wieczorami płakać, a co najgorsze ciąć się. Wszystko trwało około roku od rozstania tylko, że w sytuacjach dla mnie stresujących moje cięcie się powraca... Wiecie to jest tak, że kłótnie w domu (moje i mojego taty), jechanie na mnie domowników, ich brak szacunku do mnie z czasem narasta do takiego poziomu, że wystarczy mała stresująca sytuacja przez którą "wkręcam sobie", że jestem do niczego, nikomu niepotrzebna i potrafię iść do jakiejkolwiek toalety i się pociąć, czym? to proste-zawsze noszę przy sobie żyletkę, wiem ktoś mógłby powiedzieć "wyrzuć żyletkę i nie będzie problemu bo nie będziesz miała czym się ciąć" tylko nawet to nie jest dla mnie takie proste, już kilka żyletek wylądowało w koszu i nic, zawsze mam pieniądze i jak mam potrzebę po prostu kupuje ją w jakimkolwiek kiosku. Wiecie, najbardziej mam żal o to, że moi domownicy nie mają szacunku do mojej mamy, nie powiem... Ona nie utrzymuje ze mną kontaktu, a ja z Nią ale jak czasem chciałam by przyjechała do mnie lub bym jak pojechała do Niej zawsze były głupie komentarze... Dziwne, nie wychowała mnie tylko urodziła, ale obrażanie Jej doprowadza mnie do szału... Tak samo jak to... eh, nigdy nie zapomnę dnia gdy pokłóciłam się z tatą a On powiedział mi prosto w oczy, że żałuje iż nie jestem w domu dziecka i że mam wypi******* z domu; wtedy właśnie zauważyłam, że cięcie się pomaga mi ze stresem... tak, to taka moja odskocznia od problemów. Tylko moje koleżanki widzą rany, jedna się popłakała i przez swój płacz dała mi do myślenia... Powiedzcie mi co mam zrobić... to z czasem mi minie? znaczy to cięcie się? nie wiem, napiszcie cokolwiek... chodź nie musicie-wiele osób pisze o swoich problemach, a moje może nie są tak poważne co nie? Z góry dziękuję za jakiekolwiek odpowiedzi, o ile takie będą... Proszę o jakąkolwiek pomoc... Jestem taka rozgadana, a nie umiem sobie poradzić z takim czymś :/
×