Hej, przeczytałem Twoją historię
ja miałem podobnie, zaczęło się od niegroźnego sprawdzania wszystkiego dookoła po kilkanascie razy. Schodzenia z 4 pięt9ra po to żeby potem trzy razy wejść z powrotem i przekonać się, że na pewno zamknąłem drzwi. na początku myslałem ze jestem po prostu rozkojarzony ale potem zacząłem miećróżne wizje co do krzywdzenia moich znajomych i rodziny. To było jeszcze w liceum i gdy w przypadkowej rozmowie powiedziałem o tym szkolnej pedagog to stwierdziła że to moja wyobraźnia bo za dużo oglądam horrorów i gram w krwawe gry.
Uwierzyłem bo co miałem zrobić. Ale to zaczęło sie nasilac i od wizji przeraziło się w strach przebywania wsród bliskich. Zacząłem unikac kontaktów z rodziną, szybko wychodziłem do szkoły późno wracałem siadałem do ksiazek i wymigiwałem się nauką. Ale gdy tam sie wyalienowałem od rodziny zaczęły się myśli, że tak naprawdę to do nich nie pasuje, nie darze ich żadnym uczuciem i że to włąsnie dlatego ich unikam. Płakałem po nocachże przecież są dla mnie tacy dobrzy, opiekunczy, nie miałem im nic do zarzucenia a nie wiedziałem czy tak naprawde ich kocham. Stało się to na tyle meczące ze udałem się do psychologa a później do psychiatry.
Tak to się zaczęło i wtedy uświadomiłem sobie ze to nerwica natręctw.
Długo chodziłem na te terapie brałem nawet proszki. (Od pół roku nie biore, czasami nachodzą mnie różne natrectwa ale póki co wzmagają tylko niepokój i staram się nad tym panować, chociaż jest coraz ciężej ale próbuje z tym żyć.)
Dosyć o mnie
Chciałem Ci powiedzieć, że masz obawy takie jak my wszyscy tutaj. To co jest w naszych myślach jest dla nas tak realne, że boimy się, że naprawde zrobimy krzywdę naszym bliskim, których tak naprawdę kochamy. Potem to już wizja więzienia czy popełniania samobójstwa przychodzi na myśl w ułamku sekundy i koło się zamyka - ciężko przestać o tym myśleć, czasami jest to niewykonanlne. Nawet jak o tym pisze to mam ściśnięty żołądek ale wiem jak jest Ci ciężko więc chcę powiedzieć o tym co mi powiedziano.
Mój terapeuta, który mi bardzo pomógł wytłumaczył mi całe to zjawisko jakie zachodziło w mojej głowie. Mianowicie boję się tego co jest dla mnie najważniejsze. Rodzina to wszystko co mam, co kocham. W międzyczasie poznałem bardzo fajną dziewczynę, nigdy żadna mi sie tak nie podobała, to był chodzący anioł ale i tak ją zbywałem bo wydawało mi się, że ją zabiję przy najbliższej okazji. Nie chce nawet przypominac sobie co się wtedy ze mną działo gdy widziałem ją i chciałem z nią być ale bałem się że moge jej coś zrobić (dzieki terapii, jesteśmy ze sobą już ponad rok )
A więc faktycznie zaczęło się od obejrzenia pożaru i myśli "nigdy bym nie chciał, żeby ktośzmoich bliskich spłonął" potem już w wyobraźni widziałem płonący nasz dom i siostrę uwięzioną w środku i zastanawiam się co bym robił, a gdyby mnie tam nie bylo?, potem przychodziła mysl - a gdybym to ja podpalił dom i ktoś w nim spłonął? zaraz potem wydwało mi się że mógłbym zrobić to specjalnie... i tak w kółko. Mój umysł krok po kroku doprowadzał mnie niemalże do szaleństwa które zaczynało się tylko i wyłącznie od tego że CZEGOŚ NIE CHCE. a na koniec pokazywał mi że jestem w stanie sam to zrobic.
Ja za pierwszym razem oczywiście nie rozumiałem tego wytłumaczenia i nie docierały do mnie żadne racjonalne wytłumaczenia. Jednak czytając wiele historii ludzi ( matki krzywdzące swoje dzieci, faceci nie wiedzący czy są hetero czy homo itd) przekonałem się że wiele ludzi ma mysli, które wywodzą się z tego samego źródła co u mnie - od NIE CHCENIA do ZROBIENIA (a raczej myslenia o zrobieniu)
Nie wiem, czy napisałem to jakoś zrozumiale ale mam nadzieje, że wiesz o co mi chodzi. Dla mnie najważniejsze było zrozumienie tego co dzieje sie w mojej głowie i skad sie to bierze. Dlatego zachęcam Cię do zastanowienia się nad tym, może pomoże Ci to trochę odciążyć umysł.
Co do Twojego życia to moim zdaniem masz szczęście, że masz kochającą dziewczynę i nie rób pochopnych kroków. Jeżeli Twoje myśli mają podłoze takie jak u mnie, to wynikają z tego, ze tak naprawdę nie chcesz jej stracić i krok po kroku doszedłes do wniosku ze byc moze jej nie kochasz. Nie myśl o tym, zostaw sprawy w ręce losu. Zastanowisz się nad tym gdy wyjdziesz na prostą i napady nerwicy ucichną, bo ona jest złym doradcą.
Faktycznie jej objawy mogą nasilać się w sytuacjach stresowych, bo wtedy rozum pracuje na zwiększonych obrotach. Staraj się wyciszyć i stwierdzić, że co ma być to będzie.
Napisałem to co wiem z własnego doświadczenia, wiem że każdy człowiek jest inny i inaczej reaguje na to co mu głowa podpowiada ale może jakieś moje słowa Ci pomogą.
P.S. Dobrze, że udajesz się do psychiatry, ja osobiście uważam, że jak się chodzi prywatnie to wielu lekarzy wie, że naprawdę potrzebujemy tej pomocy skoro wydajemy tyle kasy i wkładają dużo serca w terapię ( a przynajmniej ja tak dobrze trafiłem).
Aha. i znajdz jakieś hobby albo sport, coś co zajmie Ci czas, który poświęcasz na głowkowanie