Żegnaj F60.7, jesteś moim wrogiem
Ja przejmuję władzę, jestem bogiem
A tych naszych uczuć opadłych opary
Już nie ma, nie tworzymy razem pary
Będę płakał przez tysiąc dni i nocy
Ale nie zapragnę już waszej pomocy
Minęło tylko kilka minut, kurwa mać
A wraz z nimi tęsknie, wiesz Madź?
Mam zamiar być jak śmierci goniec
By biec czekając na wymarzony koniec
Gdy już osiągnę to co zawsze chciałem
Rekompensując to czego nie miałem
Witaj nowo zdobyta, cudowna weno
Żegnaj niszczące przed błędem tremo
Jednym tchnieniem, zdobędę te szczyty
Pokonam wobec mnie wasze niedosyty
I choć tak to strasznie mnie boli
nie pozwolę bym utonął w niedoli
Zanim palnę sobie w głowę, w ręce
Złapię tą glorie, a potem w podzięce
Odejdę ku mroku pustyni, ku ukojeniu
I wspomnę wszystkich sumując w spojrzeniu
Nie podchodząc do durnej matury
Zdobędę świat z pasją pisarskiej natury
I wiecie naprawdę zniknął do mnie dostęp
Więc zapamiętajcie to wy kurwy proste
Bo szykuję dla was wymarzoną chłostę
Podsumujcie to, rozumiejąc jako ripostę
-- 17 kwi 2012, 22:22 --
Niech sie ktos zlituje i wywali te bzdury co ty napisalem...