Witam
Jestem Patrycja, mam 17 lat i od jakiegoś czasu podejrzewam u siebie nerwicę... Do tego myślę, że mam hipochondrię. Co tydzień latam do lekarza z objawami sygnalizującymi, moim zdaniem, jakąś poważną chorobę - najlepiej raka... Ostatnio bolą mnie węzły chłonne. Byłam oczywiście u lekarza. Efekt - antybiotyk na infekcję górnych dróg oddechowych (miałam także zaczerwienione i bolące gardło). Antybiotyk nie pomógł, więc poszłam do drugiego lekarza - przepisał mi on kolejny antybiotyk, ale i to nie pomogło. Jutro z samego rana idę do lekarza - mam nadzieję, że będzie moja lekarka. Jedyna kompetentna osoba w tej przychodni. Gardło dalej mnie piecze i to mi pozwala myśleć, że to jednak nie rak, i że te bolące węzły są od infekcji gardła. Mam nadzieję, że po prostu infekcja jest wywołana wirusem, a nie bakterią, a jak wiadomo wirusy nie mają budowy komórkowej, dlatego nie leczy się ich antybiotykami Już nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Jeden lekarz zbadał palpacyjnie moje węzły i powiedział, że nic tam złego nie widzi... Ja się wykończę... Jutro zażądam skierowania na konkretne badania... A najgorsze jest to, że kiedy mówię rodzicom o moich obawach, to tylko uśmiechają się pod nosem i mówią, że wymyślam . Nawet nikt nie chce mnie wysłuchać...