Dzisiaj mam ciężki dzień, nic mi się nie chce...Zero zapału do czegokolwiek, a przecież muszę opiekować się synkiem...A to wszytsko przez kolejną sprzeczkę z mężem o jego rodziców....Ale może zacznę od początku...
Jestem młodą żoną i matką. Moje problemy zaczęły się od kiedy zamieszkaliśmy po ślubie z rodzicami mojego męża, owszem broniłam się przed tym, ale jakoś wyszło że nie było innej perspektywy i tak zostało. Poza tym przekonali mnie tym że jak się urodzi dzidzia to pomoc mi się przyda i może faktycznie na początku tak było, ale potem było tylko gorzej i gorzej...
Teraz mieszkamy już na swoim sami, ale ja ciągle reaguję na swoich teściów jak na najgorszego wroga. Ręce mi się trzęsą i wogóle jestem strzępkiem nerwów, mój mąż tego nie rozumie i próbuje mnie zmusić żebym ich odwiedzała i wogóle, ale ja nie umiem i wiem że narazie nie dam rady i stąd kłótnie między nami.
Może wyjaśnię czemu tak reaguje na swoich teściów: od momentu keidy nasz synek przyszedł na świat zaczęło się moje małe piekiełko. Teściowa oczywiście zawsze lepiej widziała co dziecku dać jeść, to nic że maluch potem miał kolkę i płakał, ciągłe palenie papierosów w domu i na nic moje rozmowy że to szkodzi małemu, teść który lubi wypić ciągle po pijaku przychodził do nas do pokoju i z lubieżnym błyskiem w oku przyglądał się jak karmię małego. Denerwowało mnie to ale mój mąż nie widział problemu i pomimo moich próśb nic z tym nie robił. Tak samo było z tym kiedy mój teść po pijaku chciał brać małego na ręce, początkowo teściowa mu nie pozwalała, ale jak mały trochę podrósł to juz mu zaczęli pozwalać i nie wspomnę ile sytuacji było takich że serce do gardła mi podchodziło gdy widziałam jak się z nim zataczał, ale ja nie mialam nic do powiedzenia a reszta przymykała na to oko. Ciągłe ich gadania nad głową co powinnam a co nie, ile można takie coś wytrzymać? Moje granice cierpliwości się skończyły i nikt tego nie rozumiał i nawet nie chciał zrozumieć. Moża ja jestem przewrażliwiona ale mogłabym wymienić jeszcze tysiąc sytuacji które po prostu nawet jak o tym teraz piszę podnoszą mi ciśnienie i doprowadzają do łez i do tego że teraz jestem taka bezsilna. Czuję że jak dalej tak będzie to ja wpadnę w depresję i moje małżeństwo się rozpadnie. Mieszkamy już sami i niby te sytuację się skończyły, była jedna ale po prostu wywaliłam teścia za drzwi i powiedziałam że po pijaku nie chcę go widzieć w naszym domu. Jednak moje nerwy się nie skończyły, bo kiedy widzę że przyjeżdżają to wszystko wraca od nowa, moje nerwy, a teraz jeszcze te kłótnie z mężem o to żebym tam jeździła, a ja po prostu nie czuję się jeszcze na siłach.
Poradźcie co mam zrobić, czy powinnam iść do jakiegoś lekarza i z nim o tym porozmawiać czy może to ja przesadzam z moją oceną sytuacji.