Witam, jestem nowy na forum.
Mam nerwicę od jakiś 2 lat, objawiała się różnie, generalnym motywem jaki się przewija jest lęk przed popełnieniem czynu, który zniweczy moje plany życiowe, przy czym musi być to czyn zawiniony przeze mnie i absolutnie nie dający się usprawiedliwić np. ostatnio panicznie boję się, że pisząc jakąś pracę pisemną na studiach zwyzywam (w tej pracy) wykładowcę, konsekwencje takiego czynu są oczywiste, co ciekawe nie boję sie że kogoś zwyzywam słownie Wymyśliłem system rytuałów, których wykonanie przed oddaniem kartki łagodzi lęk, ale dzisiaj np. nie zdążyłem ich dokonać i mam napad, wkręcam sobie że kogoś zwyzywałem itd. Zdaję sobie sprawę, że moje lęki są absolutnie irracjonalne. Chociaż często wyolbrzymiam też konsekwencje codziennych niepowodzeń (jakich doznaje każdy), nie potrafię wybaczyć sobie błędów. Generalnie moje objawy zaczęły gdy w odstępie rocznym zmarły dwie bliskie mi osoby(jedna na raka, druga w podeszłym wieku z przyczyn naturalnych), chyba uświadomiłem sobie że życie jest tylko jedno i nie mogę go sknocić. Na to wszystko nakłada się niska samoocena, wynikająca z tego iż jestem osobą niepełnosprawną, byłem w dzieciństwie nieakceptowany przez rówieśników etc. (ale to inna bajka). Nie wiem jak doszedłem prawie do końca studiów, mam poczucie, że nie zasługuje na to aby je skończyć ale póki co jeszcze daję radę, chociaż jest coraz ciężej. Co gorsza ze względu na ich kierunek, nie mogę podjąć leczenia psychiatrycznego (kandydaci do zwodu jaki chcę wykonywać są pod tym kontem sprawdzani), na prywatnego psychologa mnie nie stać (i jeszcze długo nie będzie stać). Pat