Witam wszystkich. Szukałam podobnego wątku ale nie znalazłam więc postanowiłam załozyć nowy :)
Przez ponad pół roku chodziłam do psychologa i walczyłam ze napadami paniki (scisk w gardle, dusznosci, myśli, że zaraz umre...) i strachem przed uduszeniem się. No i po jakiś 4 miesiącach napady się zmniejszyły i na sile i na częstotliowści, a potem jak już nawet się pojawiały to umiałam sobie z nimi radzić. Gdy tylko przestałam chodzić do mojej pani psycholog, wszystko wróciło, jednak nie miałam możliwości pójść do niej ponownie, wiec stwierdziłam, że spróbuję sobie poradzić z tym sama. Zajęło to sporo czasu, bo aż pół roku, ale znów potrafie nad sobą panowac i napady paniki zniknęły (tz nareszcie do mnie dotarło, że na pewno przez to nie umrę). Tyle że pojawił się nowy probem i nie jestem pewna czy jest to jakoś związane z tym co przechodziłam wcześniej, a mianowicie, zaciskają mi się szczęki, muszę co jakiś czas nabierać bardzo głębokie wdechy, czuję jakbym miała jakąś wodę w krtani i za nic nie daje rady tego wyksztusić a język mam taki napięty że mam wrazenie, że jest ze trzy razy większy i przy tych głębokich wdechach musze go lekko wysunąc na wierzch, bo czuję, że zapycha mi gardło (ale tak na prawdę jest normalny, bo sprawdzałam w lusterku ) no i oczywiście ścisk w gardle. Tak się dzieje samo, bez względu na to czy jestem zła, smutna, wesoła, w domu czy w szkole.
I tu pojawia się moje pytanie, czy to się dzieje w mojej głowie i mogę to zbagatelizować, czy to może być jakaś choroba i powinnam się udać do lekarza? Bo to jest dość uciążliwe zwłaszcza ten napięty język i to uczucie wody w krtani, ale fakt, że może to być wywołane przez moją wrodzoną nadmierną nerwowość może mi pomóc się samej z tym uporać, bez niepotrzebnego fatygowania lekarzy :)
Z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi.