Półtora roku temu zakochałam się. I mimo moich wcześniejszych fascynacji płcią przeciwną, to uczucie okazało się wyjątkowe.
Nasz kontakt urwał się już jakiś czas temu, ale ja wciąż uśmiecham się, słysząc jego imię, a każde wspomnienie z nim związane wywołuje u mnie nagłą poprawę humoru.
Oddałabym wiele, żeby nasze drogi znowu się zeszły, niestety czuję, że nie jestem w stanie zrobić nic, aby to nastąpiło.
Chłopak ma trudny charakter; z góry zakłada, że nic nie umie i jest do niczego. Sprawia wrażenie obojętnego na wszystko i mało wrażliwego, ale w mojej obecności potrafił się otworzyć, uśmiechnąć, pożartować.
Dodam jeszcze, że nigdy nie byliśmy razem, a wszystkie te szczęśliwe dla mnie wydarzenia miały miejsce w szkolnej ławie.
Łatwo można było zauważyć zmiany w zachowaniu mojego kolegi - początkowo nieśmiały i zawstydzony, zaczął sam się do mnie dosiadać, a pewnego dnia po prostu chwycił za rękę...
A potem nadeszły wakacje - które po raz pierwszy przyniosły mi więcej smutku, niż radości. I wszystko się skończyło.
Bardzo chciałabym jakoś do niego dotrzeć, zaaranżować jakieś spotkanie, ale sama już nie wiem, co o tym wszystkim myśleć, bo nasze rozmowy na GG nie bardzo się kleiły, a ja nie wyobrażam sobie, żebym mogła się tak narzucać... Pisał mi wprawdzie, że o mnie pamięta, ale ta niepewność mnie wykończy.
Jak już pisałam, kolega ma zagadkowy charakter, brakuje mu choćby "okruszków" wiary w siebie. Trudno go było czasem zrozumieć, ale ja bym chciała. Mimo wszystko.