Skocz do zawartości
Nerwica.com

Tharus

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Tharus

  1. Witam serdecznie. Mam nadzieję, że znajdzie się kilka osób które dadzą radę choć powierzchownie przeczytać tekst i pomgą mi ustalić na czym mogę się oprzeć, co mogę zdziałać, jak się zachować i zareagować. Mam również nadzieję, że ten tekst pozwoli mi samemu zebrać jakoś wszystko razem. Zacznę standardowo, od mojego opisu. Urodziłem się 93’cim, w 3/4 jestem introwertykiem połączonym z bardzo silnymi cechami przywódczymi. Relacje rodzinne słabe, praktycznie nie istniejące. Rodzice, myślę, troszczący się ale nie okazujący żadnych emocji w jakiejkolwiek formie. Trzy razy w życiu mój tata podał mi rękę, to wszystko co pamiętam z ich strony. Jeśli chodzi o kolegów, znajomych – w młodym dzieciństwie nie miałem praktycznie nikogo na co miała wpływ lokalizacja mojego zamieszkania. Co się okazało, po przeprowadzce w „lepsze” miejsce sytuacja się nie zmieniła a wręcz pogrążyła moją samotność. Odkąd zacząłem chodzić do szkoły średniej wyrobiłem sobie dokładną hierarchię znajomych która wygląda teraz mniej-więcej tak, że na dole są znajomi i koledzy z którymi mogę porozmawiać, pogadać ale jasno wytyczam granice tych rozmów oraz zachować. Takich, um, „kolegów” mam dość dużo choć w większości są to ludzie z mojego otoczenia (klasa/szkoła/zainteresowania). Potem są „lepsi” koledzy, z którymi mogę porozmawiać na większe spectrum tematów choć i tak ciągle ustalam granice, tutaj już świadomie kontroluję ich liczbę. I został jeszcze czubek, czyli mój problem. Jestem bardzo wrażliwą osobą, odczuwającą przesadną empatię, altruistyczną choć potrafię również być stanowczy i asertywny. Problem polega na tym, że zawsze mogłem mieć jednego przyjaciela, kumpla, na raz. Nie wiem dlaczego, nigdy nie mogłem skupić się na „większej” ilości. Takich prawdziwych przyjaciół w życiu nie miałem wielu, ale potrafiłem im zaufać całym sobą i na prawdę w nich wierzyć. Przedostatni taki przyjaciel dość w nieciekawy sposób mnie zostawił, w ciągu tygodnia kontakt padł i wszystko poszło nie tak jak powinno. Od tamtego momentu, miałem roczną przerwę w tych wysokopoziomowych relacjach, aż spotkałem następną osobę której w ciągu bardzo krótkiego czasu zaufałem i polubiłem. Chodzi o to, że cały czas się obawiam, że również mnie zostawi. Że znowu będę musiał siedzieć sam – choć zdaję sobie sprawę z tego, że to całkowia bzdura. Mam w tej osobie prawdziwe oparcie i prawdziwego przyjaciela na którego mogę liczyć a pomimo to, w momencie gdy nie mam z nim kontaktu, obawiam się o relacje wręcz maniakalnie. To jest okropne, odczuwam emocje i nie mam pojęcia skąd się biorą i dlaczego, wiem, że powinienem się cieszyć a ja wręcz odwrotnie, smutnieję. Ponadto, potrafię o tym myśleć całą noc, nie spać itd. W krytycznych momentach, śpię tak jakbym nie spał tzn, powtarzam coś cały czas bez przerwy przed zaśnięciem (kładę się o 22:00, zasypiam 2:00) i budzę się kilka razy w nocy i po przebudzeniu, momentalnie nagle kontynuuję moje przemyślenia które skupiają się cały czas na tym samym wydarzeniu. To jest okropne, bo czuje się tak jakbym w ogóle nie spał :/ Do tego prawdopodobnie mam dość nieciekawą (ciężkością) depresję, potrafię w ciągu minuty zmienić nastrój i odniesienie do czegoś/kogoś (I znowu to samo, nie mam pojęcia dlaczego moje reakcja jest taka a nie inna, wiem, że powinna być wręcz odwrotna – pozytywna). Nie poznaję siebie, z osoby którą wszyscy postrzegali jako wybitną, potrafiącą działać i rzeczywiście działającą w ciągu kilku miesięcy stoczyłem się w człowieka który nic ze sobą nie robi i powoli odcina się od wszystkiego. Zauważyłem również, po podsumowaniu kilku ostatnich lat, dziwną zależność. Gdy dochodzę do jakiegoś momentu w czymś (znajomość/projekt) który już można uznawać za bardzo dobry i odbiorę coś negatywnego, źle zinterpretuję jakąś emocję czy przesłankę lub stanie się coś niewygodnego nagle zaczynam palić wszystkie mosty, choć nie wiem całkowicie dlaczego tak postępuję – wiem, całkowicie świadomie wiem,że robię źle a jednak uważam to za słuszne. I jeszcze ostatnia rzecz, która mnie przeraża. Mam dużo zainteresowań, pracę którą muszę rozwinąć i mam na to rok czasu a ja przestałem całkowicie pracować. Nie chodzi o to, że się lenię – kurczę, ja zawsze byłem osobą pracowitą jeśli chodziło o wlasne inicjatywy a teraz po prostu nie mogę. To nie działa tak, że mi się nie chce – ja po prostu nie mogę, tak jakby ktoś wybudował mur. Nie rozumiem... Problemy zaczęły się jakoś tak 6/7 miesięcy temu tj, pogłębiająca i nasilająca się depresja (nie wiem czy mogę zaliczyć ją do dwubiegunowej, raczej nie) oraz próby palenia mostów (po których odkryciu staram się kontrolować i nie robić niczego głupiego). Ostatnio również natrafiłem na BDP (borderline), musiałem się zastanowić i szczerze powiedziawszy charakterystyka pasuje dość do mnie z wyjątkiem tego, że żadko kiedy jestem osobą agresywną, jeśli jest jakiś wybuch to mały, ale to i tak bardzo żadko. Jeśli chodzi o emocje... zauważyłem, że w rozmowach z kolegami zazwyczaj udaję twarzą. To jest nieświadome i muszę się na tym przyłapać; ponadto potrafię zsymulować każdą emocję na zawołanie co szczerze mi się nie podoba, bo czuję się tak jakbym cały czas był sztuczny. Zresztą... jeśli chodzi o emocje, to ciężko coś ze mnie wydobyć, zazwyczaj mam pokerową twarz, trzymam wszystko w sobie. Wyjątkiem jest przyjaciel, gdzie jestem całkowicie szczery ze wszystkim i bardzo otwarty (co jest wręcz nachalne i zdaję sobie z tego sprawę). Prosiłbym o dyskusję, jakąś poradę. Chciałbym zacząć normalnie funkcjonować a nie rozmyślać :/
×