Na pewno mam potrzebę kontaktów z drugą osobą. Mam znajomych i wydaję mi się, że nie mam problemów z nawiązywaniem nowych kontaktów, lubię poznawać nowych ludzi, a rozmowa z malo mi znaną osobą nie stanowi dla mnie problemów. Jednak ostatnio postanowiłam, że powinnam zacząć czerpać więcej radości z życia, niestety często przychodzi mi to dość trudno. Zwłaszcza, że nie od dziś mam sklonności do nastrojów hmm jakby depresyjnych, oczywiście gdy jestem wśród znajomych staram się tego nie pokazywac; wiem że ludzie wolą przebywać z osobami które sa pogodne, wesołe, a nie takimi co ciągle narzekaja i sie nad sobą użalają.
Kiedyś byłam w naprawdę złym stanie, oczywiście wiem że to była moja wina, sama się do tego doprowadziłam, popadłam w manię odchudzania, potem czułam się coraz gorzej, przychodziłam do domu, kładłam się spać lub potrafiłam siedzieć na podlodze w łazience przez godzinę lub dwie i nic nie robić albo płakać i się nad sobą użalać. Przestałam rozmawiać z wszystkimi znajomymi, aż w koncu koleżnaki zaczęły się ode mnie odwracać, trudno im się zresztą dziwić bo trwało to kilka miesięcy, jakieś pół roku. Dopiero gdy moja wydawało mi się wtedy najbliższa koleżnka powiedziala mi że już więcej nie chcę się ze mną "przyjaźnić" i żebym dała jej spokój dotarło do mnie, że nie mogę już tak dłużej postępować. Nie będę opisywać jak trudno bylo mi się podnieść, ale trochę zmieniłam grono przyjaciół od tego czasu, moja koleżanka powiedziała mi że jestem najsilniejszą osobą jaką ona zna i że mnie podziwia, było to miłe, jednak niestety wcale nie wydaję mi się żebym była taka silna.
Od tego czasu, zawsze kiedy mam złe myśli i popadam w jakąś apatię i przgnębienie, mówię sobie, powtarzam że muszę się opanować bo wiem, że drugi raz nie zamierzam przechodzić tego wszystkiego od nowa.
Z rodzicami widzę się dość rzadko, ponieważ chodzę do szkoły oddalonej o jakieś 100km od rodzinnego domu i wynajmuję mieszkanie razem z koleżanką. Myslę że nie powinnam narzekać na kontakty z rodzicami, wiem że robią dla mnie dość dużo i jestem im naprawdę wdzięczna. Widzę się z nimi jedynie na weekendy i to też nie na wszystkie. Zazwyczaj jak przyjeżdżam to nie mam z nimi większych problemów, chociaż zdarza się że przyjadę i kłócimy się przez cały weekend (no bardziej jeden dzień, bo tyle mniej więcej ten weekend zazwyczaj trwa) i to nawet ciężko podać powód naszych sporów. Hahaha dla przykładu jak przyjechałam na święta bożego narodzenia do domu to mój ojciec się na mnie obraził, że tak powiem strzelił focha bo to określenie idealnie pasuje do jego postawy, no i całe święta i wigilie sie do mnie nie odzywał, powód jest taki że zapomniałam przywieźć kalendarz, taki normalny ścienny ze zdjęciami, nawet mnie o to nie prosił, ale jak przyjechałam to się spytał czy mam, więc mówię że zapomniałam bo się spieszyłam, a on się obraził.
O jejku troche się mocno rozpisałam...
A jeszcze pytanie o terapii, nie zaprzeczę że kiedyś między kłębowiskiem mysli, wzorami chemicznych odczynników, różnymi naukowymi terminami i taka myśl przemknęła mi przez mózgownicę. Jednak wolałabym na razie nie.