Ja mam podobny problem... Chorowałam parę lat na anoreksję, 3 hospitalizacje, a mój stan psychiczny dalej sięga dna. Jeszcze w grudniu miałam dużą niedowagę, jadłam o wiele za mało. Trafiłam do szpitala na tydzień - wypisałam się na żądanie. I potem się zaczął mój epizod objadania. Przytyłam około 10kg od początku tego roku, czuję się z tym fatalnie. Jem, właściwie to obżeram się mimo że nie czuję głodu, potrafię pochłonąć 10tys. kcal, słodycze to mój główny posiłek. Żrę, nawet nie przeżuwam, po prostu łykam, potrafię 3h siedzieć i być zajętą tylko jedzeniem... Czasem zdarzy się, że uda mi się sprowokować wymioty, albo wziąć coś na przeczyszczenie. Za każdym razem myślę sobie "to koniec, od jutra się nie objadasz", a przychodzi dzień, czuję lęk, pewien impuls, i znów ląduję z głową w lodówce albo nad sedesem. Tragicznie czuję się z nową wagą, wstyd mi siebie, wstyd mi tego, ile jem (robię to po kryjomu), boję się tego, co mogę zrobić... Dodam, że moja samoocena sięga zera, czuję do siebie jedynie nienawiść. I brak nadziei na wyjście z obecnego stanu, gdyż mam wrażenie, że "żyję po to, żeby jeść" - co wydaje mi się absurdalne...