Skocz do zawartości
Nerwica.com

1live

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez 1live

  1. dlaczego ludzie zyja? bo sa produktem milosci swoich rodzicow. i tyle :).. co dalej zrobimy ze swoim zyciem jako osoby dorosle zalezy wlasciwie wylacznie od nas. sami musimy wyznaczac sobie cele, nawet jezeli ktos nam w tym pomoze, poradzi, musimy to zaakceptowac i sami chciec. tak samo jest z depresja, zeby ze scierwa wyjsc tak na prawde to MY tego musimy chciec. a jest to o tyle trudne ze czlowiek w takim stanie wlasnie pragnie nie istniec, czyli aby sobie pomoc musi postepowac wbrew sobie. dlatego rozumiem juz jak to ciezkie, a osoba ktora nie przezyla depresji praktyczni nie zrozumie. moge po sobie powiedziec ze lekarstwem na depresje jest po prostu milosc. w moim przypadku akurat "pojawila sie", najzwyczajniej w swiecie poziom fenyloetyloaminy, dopaminy i innych hormonow sie wyrownal. to samo mozna pewnie zrobic stosujac odpowiednie leki. gdyby depresja mnie kiedys znow dopadla (a nigdy przeciez nie wiadomo), od razu pojde do psychiatry, nie bede marnowal zycia. depresja moim zdaniem to tez choroba nakrecania sie - podazanie dana droge i niechec badz nieumiejetnosc przyznania sie do bledu, zejscia z tej zlej drogi. potrzeba tutaj pokory, analizy, no i duzo samozaparcia. duza role odgrywaja tez kompleksy z etapu dziecinstwa, pewne nierozwiazane problemy ktore tkwia w nas. z biegiem czasu jestesmy w stanie przenalizowac co robilismy zle, aby pewnych zachowan nie powtarzac, by moc funkcjonowac w spoleczenstwie bez zakladania masek. a depresja dopada nas wtedy kiedy stoimy pod murem, wiemy ze nie jestesmy w stanie go przejsc, bo poruszamy sie w bardzo waskim tunelu naszych uprzedzen, negacji, nienawisci.. warto dojsc do takiego muru, warto przezyc depresje, warto chciec umrzec i byc w permanentnym stanie beznadziei i marazmu... aby wyjsc z tego stanu, i miec porownanie. by w pelni moc doceniac pozniej zycie. depresje idealnie oddaje ponizszy utworek w youtubie, prosze wkleic. "Autechre- VLetrmx21 (HQ)" jak dobrze ze juz sie tym nie nakrecam :) no coz, ciesze sie ze juz od dluzszego czasu chce zyc, nie mam etapu manii, w sposob spokojny i stonowany ciesze sie drobnostkami. i nawet w momentach cierpienia czy placzu chce zyc, bo wiem ze warto. mam po prostu porownanie. ponadto, auto-psychoanaliza jest tez jak najbardziej mozliwa. trzeba miec po prostu odpowiednia ilosc doswiadczen, a wtedy wyciagniecie wnioskow jest realne.. i daje satysfakcje :) i im predzej z marazmu wyjdziemy tym lepiej, szkoda zycia po prostu. pozdrawiam i zycze duzo samozaparcia w pokonywania problemow ktore tkwia w nas samych.
  2. ..no i wreszcie ta toksyczna znajomosc sie skonczyla. oczywiscie zawsze bede mial ja w swojej pamieci, dzieki niej poznalem czym jest milosc. pokochalem ja, i na prawde chcialem kochac bardzo sie angazujac, ale uzmyslowilem sobie ze milosc wymaga checi obu stron, ze nie mozna kochac kogos skoro ta druga osoba tak na prawde sie toba nie interesuje. liczy sie JEJ interes, no i wspolny. dzieki niej zaczalem dbac o siebie. zdalem sobie sprawe, ze najpierw trzeba pokochac SIEBIE (w zdrowy sposob, bez egoizmow), potem nie nienawidzic ludzi, przynajmniej dac im zyc, nie tepic ich. wtedy dopiero mozna w zdrowy sposob kochac druga osobe. ze nalezy rowniez patrzec z punktu widzenia tej drugiej wlasnie osoby, a nie jedynie swojej. poznalem tez czym jest depresja. praktycznie codziennie myslalem o smierci, nie zalezalo mi na sobie. dobrze ze to juz minelo :) uwazam ze z kazdego uzaleznienia czy nakrecania sie nalezy wychodzic stopniowo. jak z tym przyslowiowym zarem, ktory po prostu sam wygasnie, bez dymu, fajerwerkow. i wtedy tez bedzie to najmniej bolesne i skuteczne. albo jak alkoholik, ktory z uzaleznienia wychodzi powoli redukujac dawki. wiem jedno. ze "bedzie dobrze", a jezeli czlowiek sie postara moze byc jak w piosence Coldplay - Paradise :) wystarczy jedynie miec realne marzenia, byc po prostu soba i realizowac sie w tych polach, w ktorym czujmy sie dobrze. ... no i zawsze psychicznie przygotowywac sie na najgorszy mozliwy wariant. mnie to osobiscie bardzo pomaga. nie zawsze przeciez odnosimy sukcesy. wiem tez ze liczy sie WYLACZNIE terazniejszosc, to co dzieje sie w tej chwili. oczywiscie czlowiek powinien miec plany i do nich dazyc, nie powinien jednak wybiegac w przyszlosc ani tez rozpamietywac przeszlosci... pozdrawiam
  3. witam forumowiczow, chcialem sie ponizej podzielic mozliwie po krotce swoimi przemysleniami i doswiadczeniami zwiazanymi z depresja. i moj pomysl jak z tego scierwa sie skutecznie uwolnic. to sa oczywiscie jedynie MOJE spostrzezenia, co wcale nie oznacza, ze musze miec racje i ze osobie to czytajacej pomoze. kazdy jest przeciez inny (taka oczywistosc).. w tej chwili mam 29 lat, juz jako dziecko bylem osoba o ponadprzecietniej inteligencji, co, jak sie pozniej okazalo, bylo zrodlem zapetlajacych sie problemow. wraz z inteligencja w parze nie szly przeciez zdrowe emocje. dziecko, ktore jest swiadome pewnych faktow, potrafi wielopoziomowo myslec chcialoby przebywac w podobnym srodowisku. meczy go zadawanie sie z osobami, ktore nie rozumieja pewnych zaleznosci, szydzi, drwi z nich, samemu spychajac sie na margines. z biegiem czasu z takiego dziecka wyrasta outsider, dziwak, ktory coraz bardziej spycha sie na margines. nie pomagaja zmiany szkol, kolejne setki/ tysiace poznanych osob, skoro sposob postepowania takiej osoby sie nie zmienia. zapetla jedynie.. tak sie rodzi wlasnie hardosc, strasza cecha, z ktora z biegiem lat jest coraz gorzej. czlowiek podaza dana droga, nie zastanawiajac sie nawet czy jest wlasciwa. bycie outsiderem jest oczywiscie sposobem na zycie... dopoki nie dochodzimy do muru. metoda eliminacji wykluczamy z naszego zycia kolejne osoby, mozliwosci, rzeczy, i nasze pole manewru staje sie coraz wezsze. wtedy moim zdaniem rodzi sie wlasnie depresja. kiedy czlowiek podswiadomie wie, ze doszedl do tego muru (albo wyjasniajac obrazowo znajduje sie na szczycie piramidy i nie jest w stanie wejsc wyzej) i nie jest w stanie przezwyciezyc. wtedy zaczyna nadmiernie myslec, kombinowac, oczywiscie rozwija to myslenie analityczne, ale nie jest w stanie sobie sam pomoc. to nie jest smutek, to nie jest desperacja, to jest pragnienie skonczenia tego bytu, chec zasniecia sie i nie obudzenia sie, podciecia sobie zyl, skoczenia z mostu. mysli, ktore zaczynaja sie zapetlac. metoda, ktora maskuje takie stany jest nakrecanie sie. czlowiek uprawia sporty ekstremalne, pracuje w niebezpiecznych zawodach i w ten sposob uzaleznia sie od adrenaliny. adrenalina przeciwwazy depresje, ale jej nie leczy. mozna przez jakis czas tak funkcjonowac, dopoki rownowaga hormonalna organizmu nie zostanie zaburzona, wtedy jest nieuniknione zejscie. po gorce zawsze musi dolek aby srednia byla zachowana (to oczywiste). czyli mamy depresje + schodzenie z nakrecania sie. oj nie polecam takich stanow, to bardzo boli. czlowiek funkcjonuje wkladajac kolejne maski. ma juz na tyle duzo doswiadczenia zyciowego aby wiedziec w jakiej sytuacji jak sie zachowac. ciagi przyczynowo-skutkowe. moze rowniez dzialac WBREW sobie bedac swiadomym ze w dlugim terminie przynosi to pozytywne skutki (krok do tylu, dwa kroki do przodu). i udaje, i wciaz udaje... taki czlowiek zapetla sie rowniez w wygodnictwo. zyje np ciagle z rodzicami, chociaz bylby juz dawno w stanie sam sie utrzymac, ma np. doswiadczenia z wyjazdow zagranicznych. poradzilby sobie. ale jego chory analityczny mozg idzie najmiejsza linia oporu. chce wziac jak najwiecej i dac jak najmniej. kontakty z otoczeniem sa wybiorcze, nastawione na eksploatacje. czyli wziac jak najwiecej w jak najkrotszym czasie. dobra postawa moze w pracy, i tez w granicach rozsadku. i tu nagle... w tej zapetlajacej sie depresji, w miejsce ekstremalnego nakrecania sie adrenaliną, przychodzi milosc. powyzszy egoista jest tak zdesperowany, iz nie zamierza sie przed nia bronic. "normalna" reakcja byloby przeciez obrona przed dziwnym uczuciem, w ogole przed uczuciami ktore bola. ale idac na fali bardzo mocnych wrazen postanawia zaryzykowac, poczatkowo wklada bardzo nietypowa maske, potem stopniowo ja zdejmuje... z czasem czlowiek ten przekonuje sie, ze osoba w ktorej sie zakochal jest w duzej czesci kopia jego samego. czyli egoista pokochal egoistke :) rozsadek mowi ze nic z takiego zwiazku byc nie moze, bo zle cechy (chociazby ta hardosc) beda wyolbrzymione. ze ta milosc jest toksyczna. ale najwazniejsze w tym wszystkim jest to iz ten dziwak pokochal. uswiadomil sobie, ze nie mozna zyc jedynie analiza, nie nalezy wszystkiego usilowac pojac. w zyciu rownie wazne sa uczucia. chce sie plakac temu czlowiekowi, poniewaz uswiadomil sobie, ze zmarnowal wiekszosc swojego zycia, poniewaz uciekal od emocji, nie potrafi sie w wielu sytuacjach szczerze zachowac, i musi wkladac maski aby udawac, aby nie zostac zranionym. no coz, obecnie nie mam pracy, jestem w zwiazku ktory jest toksyczny chociaz nadal ja kocham, jestem swiadomy ze zmarnowalem tak na prawde wiekszosc swojego zycia (jezeli chodzi o kwestie towarzyskie, emocjonalne, kosztem rozwoju innych). uswiadomilo mi to, ze cale zycie szedlem niewlasciwa droga. ze umiejetnoscia zycia jest wybor wlasciwych drog i upajanie sie nimi, zbaczanie z tych niewlasciwych. jestem jak na swoj wiek bardzo uposledzony emocjonalnie, ale czasu nie cofne. teraz wiem ze to WYLACZNIE ODE MNIE zalezy czy bede chcial zaczac zyc, nie ode moich rodzicow, od mojej dziewczyny, czy kogolwiek. zaczynam odkrywac swoje emocje, slucham muzyki ktora ma slowa (wyrzucilem ta zapetlajaca sie eksperymetalna elektronike niczym nie rozniaca sie od cpania, tyle ze muzycznego. cpania bo dziala na te same osrodki w mozgu). zaczynam znow czytac ksiazki, doceniac to ze moge isc ulica, patrzec na ptaki chociazby, ze robie szereg czynnosci w domu i mnie nie mecza. kiedys interesowalem sie gielda.. teraz znajduje sie w dolku i zdaje sobie ze to idealny czas na inwestycje w siebie. juz siebie nie nienawidze, zaczynam siebie dopiero poznawac. wiem ze potrafie kochac. i mam wiare w to, ze kiedys znajde ta wlasciwa kobiete, z ktora bede szczesliwy. czeka mnie dluga i bolesna droga. ale mam w pamieci jak sie czulem gdy chcialem zdechnac, dzien po dniu, gdy nic sie nie liczylo. nic tak nie boli. mysle ze to mnie uodpornilo na bol psychiczny, ze np ten obecny zawod milosny jest po prostu zyciem. nieodlaczna jego czescia. kiedys nie chcialem zyc. teraz pragne. pomimo tego ze jestem smutnym czlowiekiem. ale lepiej byc smutnym i majac odpowiednia wiedza i wytrwalosc dazyc do tego by byc szczesliwym, szukac tego szczescia, niz pograzac sie beznadziei, ktora jest studnia bezdenna. nie ma z niej wyjscia i im bardziej sie pograzamy tym trudniej jest wyjsc. czuje sie w tej chwili jak osoba, ktore cale zycie poruszala sie po labiryncie tuneli, a teraz znajduje sie u jego wylotu. potrafie jeszcze odczuwac beznadzieje i nicosc, bo te emocje nie sa tak latwo wymazywalne, ale poznalem juz milosc. widze swiat na zewnatrz. chce sie go po prostu nauczyc. milosc jest lekiem na depresje. po prostu. prawdziwa, bez masek :)
×