Piszę głównie dlatego, że chcę się wygadać, a nie mam komu. Heh... od prawie 3 lat jestem z G. Jest cudowny. Mądry, inteligentny, zaradny, przystojny, wysoki, dobrze zbudowany, dba o mnie, umie się poświęcić - no po prostu ideał.
Co mi nie pasuje to to, że cały czas się przez niego stresuję. Łatwo się denerwuje, warczy na mnie, mówi protekcjonalnym tonem, czepia się. Dodatkowo sam się nakręca. Ja - osoba spokojna - początkowo płakałam jak nam nie najeżdżał (np. o to, że chcę nową półkę - "na chuj Ci ta półka?1?"), bo nie rozumiałam dlaczego taki dla mnie jest w danym momencie. Potem nie mówiłam nic - dusiłam łzy, bo nie chciałam się kłócić. Po prostu brałam to na przeczekanie. Teraz sama zaczęłam na niego warczeć, bo przynajmniej to jest dla niego na tyle zaskakujące, że się zamyka na moment.
Ostatnio wkurzył się na mnie o to, że TO JA chciałam posprzątać szkło, które on rozbił (po prostu miałam rękawiczki gumowe a on i tak już się skaleczył). Stałam spokojnie i mu to tłumaczyłam. On mówił wściekle: "Czy ja wyglądam na idiotę?!? Wkurwiasz mnie do nieskończoności!!". Nie ustąpiłam. Wtedy popchnął mnie na stolik żeby utorować sobie drogę.
Potem mówił mi, że chce ze mną o tym porozmawiać, żebym sobie tej sytuacji nie zinterpretowała po swojemu. Doszło nawet do tego, że powiedział, że to ja się od niego odbiłam jak on szedł, i że on ma prawo się bronić. Pomyślałam wtedy "WTF?" I w takim stanie jestem do dziś.