Skocz do zawartości
Nerwica.com

tbrk

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez tbrk

  1. tbrk

    terapia - prośba o radę

    sorensen Ależ jestem tego świadomy, być może nie napisałem tego wprost. To dla jednego jest panaceum, dla innego okaże się zwykłym placebo. Ja miałem to szczęście, że powiedzmy za drugim razem trafiłem w swój lek. Nie mniej nie wolno się zrażać, a wytrwale testować organizm na specyfiki. Mówiąc bez ogródek będziecie jak króliki doświadczalne, ale naprawdę warto! i jeżeli w to nie wierzycie to przyjmijcie to na dogmat, osoby, która jest wiarygodna w tej kwestii, bo sam się przez to przepierdoliłem. (jeżeli kogoś urażam tym stwierdzeniem to sry ale nie można tego inaczej nazwać) z tego co się dowiedziałem/wyczytałem Są leki działające na serotoninę, dopaminę albo jedno i drugie. Jeżeli nie ma efektów z kilkoma SSRI to można próbować z tymi na dopaminę. Odnośnie związków to jakże się mylisz. Nie byłem mniej samotny niż ty czy Robinson Crusoe. Chłonąłem porażki jak filtr kurz w odkurzaczu, które z kolei utwierdzały mnie w moich przekonaniach. Faktycznie mogłeś być beznadziejny i panny mogły tudzież mogą rezygnować. Mogą dosłownie cie podsumować bo opisują to co widzą, a widzą człowieka z dolegliwością. To jest choroba która odbiera ci ciebie samego, twoje ja, zostawiając samą łupinę. Przed tym całym apogeum na początku lipca rozstałem się z dzieczyną, która jest świetnym człowiekiem, a przy której byłem tylko tłem. Nie wiedziałem o czym mam z nią rozmawiać, za każdym razem mogłem mówić tylko o jednym, że jestem beznadziejny, i że jest mi źle. Chciałem z nią być, ale z drugiej strony cieszyłem się w duchu, że się rozstaliśmy ponieważ jak ktoś ma dzielić swój świat, jeżeli ja sam ze sobą nie chciałbym być. Taka jest prawda nigdy nie spojrzałbym na osobę taką jak ja w tamtym momencie. Piszę o relacjach damsko męskich ale to odnosi się do każdej sfery. Depresja nie wybiera sobie pola manewru, jest na tyle zachłanna, że chce mieć człowieka całego, na wyłączność. Terapia zmienia to postrzeganie, wyrabia nawyki myśleniowe. Przepracowywujesz krok po kroku elementy. SYTUACJA ----> MYŚL ----> KONSEKWENCJE EMOCJE <------ KONSEKWENCJE ------> ZACHOWANIE Odnośnie leków, to jest to tylko środek a nie cel. Pamiętajcie, że z czasem organizm przyzwyczaja się do substancji przez to będziecie potrzebowali jej coraz więcej. Życzę powodzenia osobą które po kilkunastu latach będą łykały po 300 mgr na dobę, albo którzy będą uzależnieni i bez lekarstwa nie wyjdą z domu. Wszystko siedzi w naszych głowach! leki mają pomóc nam stanąć na nogi, a nie nas wyleczyć. Niwelują objawy a nie źródło. Kurcze a pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno napisanie trzech zdań byłoby szczytem szczytów. -- 27 gru 2011, 01:51 -- zapomniałem wspomnieć o jednej rzeczy. Pomocne jest także uprawianie sportu. Aktywność fizyczna jest nieoceniona ponieważ podczas jej wykonywania wydziela się serotonina i endorfiny. Nie macie ochoty na siłownię, basen, bieganie czy spacery. Czujecie się fatalnie.. Trzeba się zmusić, po jakimś czasie zaczniecie czerpać z tego przyjemności i korzyści :)
  2. hej, cześć :) Chociaż jest to mój pierwszy post, forum przeglądam od dłuższego czasu. Piszę ponieważ chcę dać wam nieco wiary, namacalny dowód, że depresja nie jest dożywociem. Depresję mam od bardzo dawna. Podłożem choroby było wiele czynników, głownym sfera emocjonalna. Byłem bardzo zakochany w dziewczynie, która na moje nieszczęście bawiła się moimi uczuciami. Latałem za nią ponad pięć lat, dla niej próbowałem się zabić (co prawie mi się udało, na szczęście PRAWIE robi wielką różnicę.) Byłem skrajnie nieszczęśliwy, załamany wypruty emocjonalnie. Przez moje zabawy z paracetamolem oblałem rok w liceum. (połowę semestru przeleżałem najpierw w szpitalu na Rce, później w domu) W drugim semestrze jak wróciłem do szkolnego obiegu, nie czułem potrzeby zaliczania materiału z pierwszego semestru, wszystko było mi obojętne. Zaakceptowałem moje nowe przybite ja. Nauczyłem się żyć z tym stanem. Czasami było lepiej, nie mniej cały czas towarzyszyło mi to przygnębienie, niezdecydowanie, zamartwianie się, poczucie, że jestem nikim, że nie wiem co chcę w życiu robić, i że nic w nim nie osiągnę. Jakoś w 2010 zdecydowałem się z tym walczyć, znalazłem stowarzyszenie, w którym mogłem bezpłatnie otrzymać pomoc. Po dwóch wizytach z psycho. Zostałem skierowany na terapię grupową. Spotkania odbywały się raz w tygodniu 2-3 godziny. Oprócz psychologa, był w tym stowarzyszeniu także psychiatra, który potwierdził, że mam ciężką depresję. Chciał mi przepisać leki jednak na samym początku byłem przeciwny farmakologii. Uważałem, że sam jestem w stanie sobie z tym poradzić. Po kilku miesiącach nieradzenia zmieniłem zdanie. Wtedy lekarz przepisał mi <>, który jeszcze bardziej wywrócił mój świat. Co do samych spotkań. Jak mówiłem spotykaliśmy się raz w tygodniu na kilka godzin. Grupa liczyła około ośmiu osób. Każdy przeważnie przychodził z czymś innym, miał inne problemy, z którymi sobie nie radził. Przez te kilka godzin mówiliśmy co nam leży na serduchu. Pod wpływem słyszanych historii,i tragedii kolegów, koleżanek stwierdziłem, że moja depresja to żaden problem, że ludzie borykają się z większymi zmartwieniami i muszą dawać sobie radę. Psycholog, która koordynowała i była moderatorem tych spotkań praktycznie na każdym z nich podkreślała, że nie jesteśmy ideałami, że mamy prawo być niedoskonali. Tak więc stwierdziłem, że wszystko zależy od interpretacji, jestem strasznie przygnębiony ---- no cóż nie jestem idealny, czasami ludzie są przygnębieni. Uciekają mi myśli, nie wiem co mam powiedzieć, jak się zachować, czuję paraliż --- nie jestem idealny itd. Leki odstawiłem miesiąc po. na spotkania chodziłem jeszcze przez około pół roku. Przez pewien czas jakoś się trzymałem. Wszystko wróciło w roku akademickim, stres, poczucie, że jestem nikim, problemy z uczeniem gromadzenie myśli. Wszystkie moje pasje a jest ich trochę straciły koloryt. Ponownie zacząłem zamykać się w sobie, przestałem chodzić na zaliczenia przez co oblałem rok i to ten najważniejszy bo trzeci. Od Czerwca do Października tego roku przeżyłem własną śmierć. Zamknąłem się w sobie, odrzuciłem wszelki kontakt ze światem. Przestałem odwiedzić portale społecznościowe, odpisywać znajomym. Przez ten cały okres leżałem w łóżku i myślałem jaki jestem beznadziejny, że moi kumple mają plany perspektywy a ja wrastam w mieszkanie. Przez ten cały okres przy szczelnie zasłoniętych oknach spałem i oglądałem filmy. Jeżeli już wszystkie obejrzałem, to oglądałem je ponownie. Myłem się jak wychodziłem wieczorem do sklepu po zakupy, a wychodziłem raz na trzy dni. Raz na jakiś czas w nocy spotykałem się z moim najlepszym kumplem. Gdy tak leżałem w łóżku, myślałem, o tym że gdyby mnie coś zabiło to nie miałbym już, żadnych problemów, fantazjowałem o śmierci CHOĆ JEJ NIE PLANOWAŁEM, PO TYM JAK W 2005 ROKU PRÓBOWAŁEM WTARGNĄĆ SIĘ NA SWOJE ŻYCIE, OBIECAŁEM SOBIE, ŻE TO SIĘ JUŻ NIGDY NIE POWTÓRZY, NIEZALEŻNIE JAK BĘDZIE ŹLE. Myślałem również o znajomych, porównywałem się do nich (choć raczej nie było czego porównywać) Po trzech miesiącach bezproduktywnego życia stwierdziłem, że tak to się nie może skończyć. Umówiłem się z mamą koleżanki, która jest psychiatrą dziecięcym, na spotkaniu poruszyłem wszystkie możliwe kwestie, gdzie mogę otrzymać pomoc. Zdecydowałem się na Poradnię Zdrowia Psychicznego (Państwową placówkę) na termin musiałem czekać około miesiąca. Pierwsze co pomyślałem, to to że jeszcze miesiąc będę żył w negatywie. Z drugiej strony ten ostatni miesiąc nie był taki straszny, owszem było źle ale świadomość, że coś z tym w końcu zacząłem robić, dawała mi nadzieję. Psychiatra przepisał mi PREFAXINE jest to zamiennik podajże EFFECTINU, lek SSRI uwalniający i zatrzymujący stężenie serotoniny. Miałem chyba wszystkie efekty uboczne, znikneły one chyba po dwóch tygodniach. Z czasem leki zaczeły działać. Dodatkowo dostałem skierowanie do psychologa, na terapię. W tym przypadku na indywidualną. W leczeniu depresji musimy nastawić się na ciężką pracę, pracę z samym sobą. Leki niwelują, łagodzą objawy, ale chyba nie chcemy ich brać całe życie?! Psycholog ma za zadanie ukazać Ci jak patrzysz na świat, na samego siebie i ewentualnie zmienić postrzegane przez nas elementy. Chodzi o to by przepracować te elementy, które wywołują w nas napięcie powodują, że jesteśmy smutni, niepewni. Powiem wam, że są to długie godziny. Najpierw musicie dojść to tego co powoduje w was te stany. Czym ta depresja jest spowodowana. Na moim przykładzie: moim problemem jest postrzeganie samego siebie, (przez ten kilkuletni okres nieleczenia choroby, wmawiałem sobie, że jestem beznadziejny głupi, nie mogłem zebrać myśli- to jest oczywiście jeden ze szlagierowych objawów choroby, wiec powinienem łatwo sobie z tym poradzić, ale z racji tego, że przez kilka lat usilnie sobie to wmawiałem to nie jest to takie proste, ponieważ wrosło to we mnie) drugim problemem jest seksualność Podobnie jak w pierwszym przypadku znaczny spadek libido jest objawem, przez cały ten okres wmawiałem sobie, że jestem beznadziejny, że żadna dziewczyna mnie nie zechce. Przy każdej dziewczynie, z którą byłem, miałem obawy, że ją stracę, i że już żadna mnie nie będzie chciała, przez co się bardziej nakręcałem, dołowałem i przez co byłem nienaturalny. Teraz tak łatwo sobie nie przetłumaczę, ok jest choroba i to są tylko jej objawy. Oczywiście mam tego świadomość nie mniej pierwszą myślą jest ta która dominowała przez tyle czasu. Praca, Praca, Praca! :) Jako konkluzję podzielę się z wami pewną daną, otóż w lipcu zrobiłem sobie test Backa na depresję. Wtedy wynik miałem 32. Ten sam test zrobiłem kilka tygodni temu zakończony wynikiem 3. (czasami mam jeszcze problemy ze snem) Trochę się rozpisałem, ale uwierzcie mi, skompresowałem to do minimum. Bez większego problemu napisałbym pięć razy więcej. Prośba do moderatorów jeżeli uznacie, że tekst pasuje bardziej w innym temacie to proszę go tam umieścić, ewentualnie dajcie mi znać, to zrobię to własnoręcznie. Jestem z Warszawy. m.
  3. tbrk

    terapia - prośba o radę

    hej, cześć :) Chociaż jest to mój pierwszy post, forum przeglądam od dłuższego czasu. Piszę ponieważ chcę dać wam nieco wiary, namacalny dowód, że depresja nie jest dożywociem. Depresję mam od bardzo dawna. Podłożem choroby było wiele czynników, głownym sfera emocjonalna. Byłem bardzo zakochany w dziewczynie, która na moje nieszczęście bawiła się moimi uczuciami. Latałem za nią ponad pięć lat, dla niej próbowałem się zabić (co prawie mi się udało, na szczęście PRAWIE robi wielką różnicę.) Byłem skrajnie nieszczęśliwy, załamany wypruty emocjonalnie. Przez moje zabawy z paracetamolem oblałem rok w liceum. (połowę semestru przeleżałem najpierw w szpitalu na Rce, później w domu) W drugim semestrze jak wróciłem do szkolnego obiegu, nie czułem potrzeby zaliczania materiału z pierwszego semestru, wszystko było mi obojętne. Zaakceptowałem moje nowe przybite ja. Nauczyłem się żyć z tym stanem. Czasami było lepiej, nie mniej cały czas towarzyszyło mi to przygnębienie, niezdecydowanie, zamartwianie się, poczucie, że jestem nikim, że nie wiem co chcę w życiu robić, i że nic w nim nie osiągnę. Jakoś w 2010 zdecydowałem się z tym walczyć, znalazłem stowarzyszenie, w którym mogłem bezpłatnie otrzymać pomoc. Po dwóch wizytach z psycho. Zostałem skierowany na terapię grupową. Spotkania odbywały się raz w tygodniu 2-3 godziny. Oprócz psychologa, był w tym stowarzyszeniu także psychiatra, który potwierdził, że mam ciężką depresję. Chciał mi przepisać leki jednak na samym początku byłem przeciwny farmakologii. Uważałem, że sam jestem w stanie sobie z tym poradzić. Po kilku miesiącach nieradzenia zmieniłem zdanie. Wtedy lekarz przepisał mi <>, który jeszcze bardziej wywrócił mój świat. Co do samych spotkań. Jak mówiłem spotykaliśmy się raz w tygodniu na kilka godzin. Grupa liczyła około ośmiu osób. Każdy przeważnie przychodził z czymś innym, miał inne problemy, z którymi sobie nie radził. Przez te kilka godzin mówiliśmy co nam leży na serduchu. Pod wpływem słyszanych historii,i tragedii kolegów, koleżanek stwierdziłem, że moja depresja to żaden problem, że ludzie borykają się z większymi zmartwieniami i muszą dawać sobie radę. Psycholog, która koordynowała i była moderatorem tych spotkań praktycznie na każdym z nich podkreślała, że nie jesteśmy ideałami, że mamy prawo być niedoskonali. Tak więc stwierdziłem, że wszystko zależy od interpretacji, jestem strasznie przygnębiony ---- no cóż nie jestem idealny, czasami ludzie są przygnębieni. Uciekają mi myśli, nie wiem co mam powiedzieć, jak się zachować, czuję paraliż --- nie jestem idealny itd. Leki odstawiłem miesiąc po. na spotkania chodziłem jeszcze przez około pół roku. Przez pewien czas jakoś się trzymałem. Wszystko wróciło w roku akademickim, stres, poczucie, że jestem nikim, problemy z uczeniem gromadzenie myśli. Wszystkie moje pasje a jest ich trochę straciły koloryt. Ponownie zacząłem zamykać się w sobie, przestałem chodzić na zaliczenia przez co oblałem rok i to ten najważniejszy bo trzeci. Od Czerwca do Października tego roku przeżyłem własną śmierć. Zamknąłem się w sobie, odrzuciłem wszelki kontakt ze światem. Przestałem odwiedzić portale społecznościowe, odpisywać znajomym. Przez ten cały okres leżałem w łóżku i myślałem jaki jestem beznadziejny, że moi kumple mają plany perspektywy a ja wrastam w mieszkanie. Przez ten cały okres przy szczelnie zasłoniętych oknach spałem i oglądałem filmy. Jeżeli już wszystkie obejrzałem, to oglądałem je ponownie. Myłem się jak wychodziłem wieczorem do sklepu po zakupy, a wychodziłem raz na trzy dni. Raz na jakiś czas w nocy spotykałem się z moim najlepszym kumplem. Gdy tak leżałem w łóżku, myślałem, o tym że gdyby mnie coś zabiło to nie miałbym już, żadnych problemów, fantazjowałem o śmierci CHOĆ JEJ NIE PLANOWAŁEM, PO TYM JAK W 2005 ROKU PRÓBOWAŁEM WTARGNĄĆ SIĘ NA SWOJE ŻYCIE, OBIECAŁEM SOBIE, ŻE TO SIĘ JUŻ NIGDY NIE POWTÓRZY, NIEZALEŻNIE JAK BĘDZIE ŹLE. Myślałem również o znajomych, porównywałem się do nich (choć raczej nie było czego porównywać) Po trzech miesiącach bezproduktywnego życia stwierdziłem, że tak to się nie może skończyć. Umówiłem się z mamą koleżanki, która jest psychiatrą dziecięcym, na spotkaniu poruszyłem wszystkie możliwe kwestie, gdzie mogę otrzymać pomoc. Zdecydowałem się na Poradnię Zdrowia Psychicznego (Państwową placówkę) na termin musiałem czekać około miesiąca. Pierwsze co pomyślałem, to to że jeszcze miesiąc będę żył w negatywie. Z drugiej strony ten ostatni miesiąc nie był taki straszny, owszem było źle ale świadomość, że coś z tym w końcu zacząłem robić, dawała mi nadzieję. Psychiatra przepisał mi PREFAXINE jest to zamiennik podajże EFFECTINU, lek SSRI uwalniający i zatrzymujący stężenie serotoniny. Miałem chyba wszystkie efekty uboczne, znikneły one chyba po dwóch tygodniach. Z czasem leki zaczeły działać. Dodatkowo dostałem skierowanie do psychologa, na terapię. W tym przypadku na indywidualną. W leczeniu depresji musimy nastawić się na ciężką pracę, pracę z samym sobą. Leki niwelują, łagodzą objawy, ale chyba nie chcemy ich brać całe życie?! Psycholog ma za zadanie ukazać Ci jak patrzysz na świat, na samego siebie i ewentualnie zmienić postrzegane przez nas elementy. Chodzi o to by przepracować te elementy, które wywołują w nas napięcie powodują, że jesteśmy smutni, niepewni. Powiem wam, że są to długie godziny. Najpierw musicie dojść to tego co powoduje w was te stany. Czym ta depresja jest spowodowana. Na moim przykładzie: moim problemem jest postrzeganie samego siebie, (przez ten kilkuletni okres nieleczenia choroby, wmawiałem sobie, że jestem beznadziejny głupi, nie mogłem zebrać myśli- to jest oczywiście jeden ze szlagierowych objawów choroby, wiec powinienem łatwo sobie z tym poradzić, ale z racji tego, że przez kilka lat usilnie sobie to wmawiałem to nie jest to takie proste, ponieważ wrosło to we mnie) drugim problemem jest seksualność Podobnie jak w pierwszym przypadku znaczny spadek libido jest objawem, przez cały ten okres wmawiałem sobie, że jestem beznadziejny, że żadna dziewczyna mnie nie zechce. Przy każdej dziewczynie, z którą byłem, miałem obawy, że ją stracę, i że już żadna mnie nie będzie chciała, przez co się bardziej nakręcałem, dołowałem i przez co byłem nienaturalny. Teraz tak łatwo sobie nie przetłumaczę, ok jest choroba i to są tylko jej objawy. Oczywiście mam tego świadomość nie mniej pierwszą myślą jest ta która dominowała przez tyle czasu. Praca, Praca, Praca! :) Jako konkluzję podzielę się z wami pewną daną, otóż w lipcu zrobiłem sobie test Backa na depresję. Wtedy wynik miałem 32. Ten sam test zrobiłem kilka tygodni temu zakończony wynikiem 3. (czasami mam jeszcze problemy ze snem) Trochę się rozpisałem, ale uwierzcie mi, skompresowałem to do minimum. Bez większego problemu napisałbym pięć razy więcej. Prośba do moderatorów jeżeli uznacie, że tekst pasuje bardziej w innym temacie to proszę go tam umieścić, ewentualnie dajcie mi znać, to zrobię to własnoręcznie. Jestem z Warszawy. m.
×