Cześć
W sumie nie wiem, czy powinienem pisać w dziale "depresja", czy "nerwica". Mam w każdym razie problem. Ogólnie zawsze jestem przybity i mam do tego powody (problemy z pracą itd). Ostatnie półrocze w pracy to było dla mnie piekło, długo by o tym pisać, ale ostatnie 2 tygodnie to była już zupełna czeluść. Zacząłem się zastanawiać nad swoimi błędami, przeglądać swoje teksty w ich poszukiwaniu i znalazłem tyle swoich błędów (głównie literówek, ale nie tylko) w tekstach, które przygotowałem, że po prostu się załamałem. W większości przypadków chodzi o drobiazgi. Ale niekiedy w tak banalnych sprawach, że to żenujące. Ja się pocieszam, że jestem początkujący w tej pracy i że inni też robią błędy, ale to nie jest usprawiedliwienie. Ja się strasznie starałem w tej pracy, naprawdę. Chyba zbyt bardzo właśnie, za dużo starałem się zrobić sam, zamiast po prostu wykorzystywać gotowe rzeczy. W każdym razie, mam problemy ze snem. Nie mogę zasnąć, bo o tym myślę. Budzę się nad ranem o tym myśląc. Nawet w snach pojawia się ten wątek. Nie jestem w stanie niczego zrobić, na niczym się skupić, bo cały czas do tego powracam. Dosłownie cały czas. Nie tak, że od czasu do czasu mi to przychodzi na myśl, tylko od 2 tygodni toczę z samym sobą batalię, by choć na chwilę pomyśleć o czymś innym niż o tym, że zrobiłem takie żenujące błędy i jestem skompromitowany, beznadziejny. Ale jak przestaję myśleć o jednym swoim błędzie, to zaczynam myśleć o innym. Prawie nie jem. Jeśli nawet coś jem, to dlatego, że rodzice we mnie to wmuszają. Ja jestem głodny, ale kiedy się czymś martwię, nie mam ochoty jeść i robi mi się niedobrze na myśl o jedzeniu. Schudłem trochę ostatnio z tego stresu. Poradziła mi pewna osoba, bym myślał o czymś przyjemnym. Ale mi nic przyjemnego nie przychodzi do głowy, o czym mógłbym myśleć. Naprawdę nic. Generalnie od dłuższego czasu myślę o tym, że spartoliłem swoje życie, do niczego się nie nadaję itd. Ale dotychczas uciekałem od tego w sen lub w gry komputerowe. Teraz nawet tego nie potrafię zrobić. W dodatku odczuwam straszną chęć podzielenia się z wszystkimi informacją o tym, że jestem beznadziejny i jakie błędy robiłem. Wiem, że to mi nie służy, że o swoich błędach lepiej siedzieć cicho. Ale chcę jakby pokazać, że może je zrobiłem, ale wiem, że ma być inaczej, tylko to była literówka. Że może wcześniej miałem złe o czymś pojęcie, ale teraz już wiem, że jest dobrze. Chcę chyba samego siebie potępić przed sobą i innymi, by postawić się w opozycji do samego siebie i oddzielić się od tych swoich błędów... coś w tym rodzaju.
Ja ogólnie od lat mam ze sobą problem. Powtarzam sobie od czasu do czasu, że siebie nienawidzę, lub, że jestem beznadziejny. Rozpamiętuję każdy swój błąd, nawet takie sprzed lat. Trudno mi jest się z czegokolwiek cieszyć. Odkładam wszystko na później itd. Wymyślam sobie problemy i się nimi zamartwiam. Ale te ostatni miesiące, a zwłaszcza 2 ostatnie tygodnie, to jest nowy poziom jak gdyby. W sumie nie wiem, czego oczekuję po napisaniu tego tekstu. Nie wiem. Chciałem o tym komuś powiedzieć. Ja się zapisałem do lekarza w styczniu, może mi coś poradzi. Mam wrażenie, że nie oddałem swoimi słowami tego, jak paskudnie się czuję... ale jest źle, naprawdę.
Dziękuję za wysłuchanie i pozdrawiam