Skocz do zawartości
Nerwica.com

haloMItuSZARO

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez haloMItuSZARO

  1. o forum wiedziałam już od dawna. mój "znajomy" miał nerwicę i wchodził tutaj, czytał, a potem jeszcze bardziej się pogrążał. prosiłam, żeby już tu nie wchodził i chyba poskutkowało. Tak wyszło, że przez całą jego chorobę, albo większość czasu jej trwania byłam przy nim raczej na każdą potrzebę. Przyjeżdrzałam w nocy, starałam się słuchać, zrozumieć, poświęcać mu jak najwięcej uwagi,bo zdawałam sobie sprawę jak bardzo może być mu potrzebna czyjaś obecność. Mój problem zaczął się już pewnie w dzieciństwie, lecz sukcesywnie rósł i uaktywniał się. Kiedy byłam potrzebna, mogłam się wykazać, dać oparcie, wysłuchać, zapominałam o sobie. Nie dopuszczałam myśli, że ze mną może być podobnie jak z NIM i po sobie też nic nie dawałam poznać. Byłam potrzebna i to była moja terapia. Ktoś mnie potrzebował. Moja sytuacja "życiowa" przedstawia się tak, że jestem zdana praktycznie sama na siebie. Mogę śmiało powiedizeć, że jestem zaradna, potrafie sobie radzić w różnych sytuacjach, ale mam wielki problem z psychiką. Wracając do mojej sytuacji... nie dawałam po sobie poznać, że chwilami nie daje rady nawet z jego problemami. Kiedy on zaczął czuć się lepiej, przestałam być potrzebna. Ale wtedy byłam już w bardzo ciężkim stanie. pouki mogłam pomagać, nie myślałam o sobie, ale kiedy przestałam być potrzebna, sama tej pomocy zaczęłam potrzebować. Zaczęło brakować mi leku, którym była bliskość. Popadłam w depresje. DO tego doszło wiele innych sytuacji, rozwód rodziców, szkoła... Było mi bardzo ciężko, nadal jest. Codziennie płakałam i płaczę po pare godzin, czułam się najgorsza, niepotrzebna, nikt mnie nie doceniał, od nikogo nie słyszałam żadnych pochwał, a tak się starałam. Najbardzije bolało mnie to że ja bym oddała całe serc żeby mu pomóc, a jego pomoc dla mnie była nie miarodajna w sotusnku do tego, czego oczekiwałam...: bycia przy mnie, nawet nie jako chłopak, lecz jako najbliższa dla mnie osoba. rewanż? złe słowo... on ejst ode mnie starszy 9 lat, czuje się ptzy nim bezpiecznie. to jedyne miejsce na świecie... to bardzo przykre... Byłam u psychologa. Na początku ciężko mi się było otworzyć, plakałam. Usłyszałam to, co czułam. Że wybralam sobie JEGO jako mojego "wybawiciela", kogoś, kto może mi pomóc. Tylko, że my już nie byliśmy ze sobą. To co się działo, mogę śmiało nazwać piekłem dla mnie i dla niego. Keidy się denerwuję, cała się trzęsę, tracę oddech, wpadam w histerię, odosabniam się. Czuję się wtedy jak w szklanej kuli, gdzie zaczyna brakowac powietrza, chcę umrzeć, nie widzę żądnej rady, przyszłości, rozwiązania. Obaraczam GO sobą, wiem, że on ma już dosyć, ale mój egoizm nie przyjmuje do siebie wyjaśnienia "pomogłaś mu, to dobrze. wyzdrowiał. teraz ty potrzebujesz pomocy, to już twój problem, on ma swoje życie". Mam świadomość, że go męczę swoją chorobą, ale nie wiem co mam robić!!!! Brakuje mi zdrowego rozsądku, nie potrafię być całkiem sama, bo wtedy jest jescze gorzej. 2 razy wzięłam mnóstwo tabletek. Tyle razy myślałam sobie, że bezemnie będzie lepiej wsztystkim, a zwłaszcza jemu. Z nerwicą jest najgorzej. Musze coś zrobić, gdzieś spojrzeć, czegoś dotknąć, bo jeśli tego nie zrobię, coś się komuś może stać. To są chore myśli i wstydzę się ich. 2, górą 3 osoby wiedzą co ja robię jak nikt nie widzi. Nie potrafię się skupić. Najmniejsza głupota doprowadza mnie to strasznego płaczu. A najbardzoej nienawidzę jak ktoś o mnie mówi, rozmawia o mnie z kimś... to dla mnie tak wstydliwe, a ON tego nie potrafi uszanować. Nie wiem czy jest świadomy co się ze mną dzieje. Nikogo innego do siebie nie dopuszczam. nikt nie wie. JEstem strasznie sflustrowana. TAk bardzo potrzebuję bliskości, żeby ktoś usiadł, nie krzyczał, pogłaskał mnie... czasami sama głąszczę się po ręce płacząć i mówię że kocham ten kawałek siebie, że ja go nie zawiodę. Ciężko o tym pisać, dużo łęz i wstydu kosztowałą mine ta wypowiedź. Musiałam to z siebie wylać. Nie wiem co robić. Każde jego odepchnięcie mnie zabija mnie tak bardzo. Kiedy słysze w słuchawce "no co", albo że nie chce ze mną rozmawiać, wyłącza się, schodzę o pare metrów w dół, dół, dół..... ... to jest wielka rozterka psychiczna. dać mu żyć spokojnie i cieszyć się , że w jakiś sposób mu pomogłam, lecz w zamian poddać się i czekać aż przestanę kiedyś krzyczeć o pomoc, czy teraz, już szeptem błagać o tę pomoc... bo juz na prawde nie mam siły. [ Dodano: Dzisiaj o godz. 10:53 am ] do tego dochodzi jeszcze zazdrość o to, kim kiedyś dla niego nie byłam, choć tak bardzo się starałam i lęk, że ktoś teraz bez większego poświęcenia może mieć to wszystko czego ja tak bardzo pragnęłam, a nigdy nie otrzymałam... [ Dodano: Dzisiaj o godz. 10:57 am ] do tego dochodzi jeszcze zazdrość o to, kim kiedyś dla niego nie byłam, pomimo tego jak bardzo się starałam. I lęk, że ktoś teraz może mieć to wszystko czego tak bardzo pragnęłam, bez takiego poświęcenia i miłości jaką włożyłąm w próbę zbudowania własnego nieba. ...
×