Weszłam na to forum, zeby znalezc ludzi, ktorzy bedą umieli mi pomoc. Wstydze sie i boje prosic o nią osoby z mojego otoczenia. Musze sie przyznac ze nie przewertowałam jeszcze tej strony w poszukiwaniu odpowiadających tematów, ale do rzeczy. Mam 16 lat i od jakiegos czasu nie radze sobie ze stresem i lękiem. Zaczęło sie od tego, ze czułam strach przed kazdym przyjsciem do szkoly, przed spotkaniem z ludzmi z klasy. W podstawowce bylam takim outsiderem: zadnych przyjacioł i raczej wrogo nastwiona klasa, a ludzie potrafią byc okrutni.. W te wakacje zaczęłam obawiac sie snu, bo czułam, jakbym nigdy miala sie nie obudzic, jakbym miala umrzec. Takie przepelniajace uczucie strachu, ogromny stres, odretwienie ciała i drgawki i te najgorsze mysli. Często nie mogłam tego wytrzymac i płakałam. Nie spalam po kilka nocy, zeby w koncu pasc z wycienczenia. Kiedy wrocilam do szkoly bylo troche lepiej. Znalazłam się wsrod przyjacioł, znajomych ktorzy mnie akceptuja. W gimnazjum sie odnalazłam. Niesety lęki o smierc wrociły, ale o wiele silniejsze. Boje sie przebywac przy oknie (mieszkam w bloku), bo wydaje mi sie ze ktos z sąsiedniego budynku moze czyhać na moje zycie. Kłąde sie do spania tak, zeby moja głowa nie byla widoczna z okna z tego samego powodu. Do tego zdarzyłam juz przywyknąc- po prostu unikam okien, ale gorszy jest kazdy dzien w szkole. Musze spotkac wielką grupe młodziezy, ktora mnie przeraza. Wydaje mi sie, ze wszyscy o mnie mowią, smieją się, krytykują, plotkują. Wydaje mi sie ze jestem najlepszym obiektem do drwin. Czuje sie gorsza od wszystkich, boje sie zostawac sama, bez najlepszych przyjaciol na przerwach, chociaz ich tez sie obawiam, ale troche mniej niz Tych Innych. Czuje strach przed wszystkimi ludzmi miedzy 10 a jakims 30 rokiem zycia. Potrafie wydluzyc sobie dwukrotnie droge z domu do szkoly, byle tylko uniknąc ludzi. Ale szkola nie jest dla mnie straszna tylko ze wzgledu na uczniow. Stresuje sie przed kazdą lekcją- nawet religią czy wf-em chociaz nie cwicze ze wzgledow zdrowotnych. Boje sie tego, ze ktokolwiek moze mnie zapytac o cos czego nie wiem, zaskoczyc pytaniem, obnazyc moją niewiedzę, a poznije wypominac mi to i smiac się. Tak samo bardzo boję sie KAZDEJ krytyki. Potrafie przez tygodnie, a nawet miesiące rozpatrywac to ze w zartach z moją najlepszą kumpela mowiłysmy na siebie per Wariatko. Tak samo rozpatruje moj kazdy bład. Wydaje mi sie, że nie jestem warta przyjazni (odnalazłam ją w gimnazjum), bo nie jestem idealna, bo nie umiem pocieszac, bo potrafie palnąc jakąs gafę, mam inne poczucie humoru, ogolnie raczej mało sie smieje tak naturalnie.
Mogłabym tak wymieniac jeszcze bardzo długo, ale za bardzo sie rozpisałam. I tak mam poczucie winy, ze mam czelnosc zawracac Wam głowę i jeszcze prosic o pomoc. A chcialam dodac, ze rozmowa z rodzicami na temat moich lękow nie ma sensu. Mam z nimi swietny kontakt i zawsze tak bylo, ale czuje, ze mogą powiedziec, ze wyolbrzymiam, albo boje sie ze puszcza mimo uszu co mowie, albo jeszcze gorzej powiedza, ze sobie wymyslilam. Takie słowa przeczą ich naturze, ale heh... boje sie ze tak powiedza. Z gory dziekuje za komantarze.
Przepraszam, jezeli umiesciłam ten temat w złym dziale, albo zrobilam cos zle... nawet teraz to wieczne poczucie winy nie daje mi spokoju.