Przeczytałam wszystkie posty. I jedno mogę napisać: ratujcie się póki jest czas!
Mam radę dla wszystkich młodych kobiet żyjących z takimi uzależnionymi partnerami, mężami:
Ani chwili się nie wahajcie!! Nie będzie lepiej tylko każdego dnia coraz gorzej!!
Trzeba odejść i zacząć żyć z dala od uzależnionego.
Najlepiej zapomnieć lub choćby przeczekać z pół roku, rok.
To ON musi chcieć się zmienić
Wasze chcenie tylko go wnerwia, a Was ogłupia bo tracicie dystans do osądu całej sytuacji.
Jeszcze chwila, a mu uwierzycie, ze to Wami coś jest nie tak.
Bo gdyby nie Wasze zachowanie to on przecież by ...itd itd.
Moja sytuacja.
Mam syna 32 lata. Od roku siedzi przy komputerze i gra w grę sieciową.
Żałuję dnia w którym zaakceptowałam jego pomysł powrotu do domu. Miał być krótki urlop i po dwóch tygodnia szukanie pracy. Mam niewielką emeryturę. Razem jest łatwiej w tych trudnych czasach. Chciałam pomóc stanąć mu na nogi.
Nie pytajcie o więcej szczegółów, nie chce mi się już analizować przeszłości i szukać źródeł problemu.
Rok temu przeszłam zabieg z powodu raka. Teraz chyba jest ok, ale jak tak dalej będę żyła to co będzie?
Stres to mój największy wróg.
Syn nie pracuje, żyje na mój koszt i wpędza mnie w długi rachunkami za utrzymanie, prąd.
Zaprzecza swojemu uzależnieniu.
Najpierw pracy szukał, zza klawiatury, gdzieś poszedł zapytać - wszystko bez szału i nadmiernej gorliwości.
Teraz właściwie nie wychodzi z pokoju. Śpi do 13-tej, albo dłużej, wstaje, robi kawę, trzy minuty w łazience i komp.
I tak do 4, 5 godz rano. W ciągu dnia, jak się jakieś zapachy z kuchni dobywały, to do stołu, talerz umył i do kompa. O 12 w nocy remanent w lodówce i kanapki do pokoju.
I tak dzień po dniu. Z nikim się nie widuje, rzadko wychodzi z domu...już nie ma kogo prosić o pieniądze na papierosy.
Od trzech tygodni trwa milczenie w domu bo matka (ja) nie kupuje kawy, nie daje na tytoń, z rzadka coś ugotuje, w lodówce najczęściej margaryna i chleb. Obraził się.
Dojrzewa we mnie decyzja o sprzedaży mieszkania i wyprowadzce do innego miasta.
Co z nim zrobić? Wypchnąć na ulicę? Wynająć mu coś na krótko i zostawić samemu sobie?
Szukam w sobie odwagi i siły oraz potwierdzenia, że decyzja do której dojrzewam jest słuszna.
Że potrafię potem żyć z konsekwencjami tej decyzji.
Coś muszę zrobić bo się wykończę. CO zrobić?