Witam wszystkich. Nie wiem od czego zacząć ... Mam 23 lata i życie nie ma dla mnie żadnego sensu. Moje problemy z nerwami zaczęły się jakieś 3-4 lata temu. Przez ten czas nie szukałam żadnej pomocy specjalistycznej. Mam napady lęku i panicznego strachu, którym towarzyszą duszności, uczucie ściśniętego żołądka, nudności, kołatanie serca, przyspieszone tętno i oddech. Utrudnia, a wręcz uniemożliwia mi to życie codzienne. Studiuję. Jestem na 5-tym roku i muszę dojeżdżać ponad godzinę do uczelni, bo studiuję w innym mieście niż mieszkam. Dojeżdżam autobusem, bo nie stać mnie na codzienne podróże samochodem. W październiku nie byłam ani raz na uczelni. Chodziłam do lekarza po zwolnienia lekarskie z symulowanymi dolegliwościami. Wszystko przez to, że największe nasilenie objawów mam właśnie w autobusie. W ogóle przeraża mnie perspektywa wszelkich wyjazdów. W miarę dobrze czuję się tylko w domu. W listopadzie jeździłam na uczelnie samochodem. Albo sama albo z kimś "przy okazji" się zabierałam. Kiedy prowadzę samochód nie mam żadnych dolegliwości. Wiem, że muszę być skupiona na jeździe i wtedy jest OK. W momencie, gdy wsiadam do autobusu zaczyna się koszmar ... Czuję się przez to strasznie ograniczona. Nie mogę niczego zaplanować. Kiedyś miałąm w planach studia doktoranckie (baaaardzo daleko od mojego miejsca zmieszkania), ale teraz kiedy problemem dla mnie jest godzinna podróż autobusem wszystkie te plany szlag trafił :/ Martwię się czy w ogóle uda mi się skończyć ten 5-ty rok i obronić mgr ... Męczę się tak już 3-4 lata. Miesiąc temu postanowiłam spróbować coś z tym zrobić i zaczęłam chodzić do psychologa. O niczym nie powiedziałąm najbliższym. Nie chcę nikogo martwić swoimi problemami. Nie wiem czego oczekuję pisząc to. Może tylko tego, że mogłam się trochę wygadać. Może akurat odezwie się osoba, która miała chociaż trochę podobny problem. Jestem coraz bardziej załamana i zdaję sobie z tego sprawę, bo jeszcze do niedawna nie mialam zamiaru ani ochoty nikomu o tym mówić (już nie mówiąc i wizycie u psychologa ... ). Boję się, że to już skraj mojej wytrzymałości i martwię się, bo czasami mam takie straszne myśli ...