Skocz do zawartości
Nerwica.com

Sebo

Użytkownik
  • Postów

    26
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Sebo

  1. Witajcie! Jakiś czas się nie odzywałem, ale to nie znaczy, że coś się poprawiło. Czytam Wasze wpisy i widzę, że wielu z Was strasznie pochłania sesja egzaminacyjna. Fajnie, że macie zapał do nauki i dążycie do samorozwoju, bo ja osobiście to mam na wszystko wyjeb..e. Mam wrażenie, że jest już za późno na to by się rozwijać w jakimkolwiek kierunku. Poprostu już nie wiem co w życiu jest ważne. Nie wiem czy warto o cokolwiek walczyć. Chciałbym żeby spadł mi na głowę meteoryt i żeby to się wreszcie skończyło, ale chyba prędzej trafiłbym szóstkę w dużego lotka. O co chodzi w życiu? Co robić i po co? Nie widzę sensu. Miałem piękne dzieciństwo i to by mi w sumie wystarczyło, bo będąc dzieckiem przeżyłem piękne chwile. Czy to, że jeszcze tu jestem oznacza, że coś mnie jeszcze czeka, że jeszcze mam coś do zrobienia? Skaładam wszystko w ręce opatrzności, jeśli taka istnieje, bo sam nie umiem pokierować swoim życiem. Chciałbym móc się zamienić miejscami z innym młodym człowiekiem, który zginął w wypadku samochodowym, a który miał konkretny plan na życie i to życie kochał. Dlaczego on, a nie ja? Pytanie tylko, czy oddałbym w ten sposób swoje życie gdyby mnie o tym wcześniej powiadomiono i gdybym miał wybierać między sobą a nim? Boję się, że wybrałbym paradoksalnie to drugie... ... Sorry za moje popieprzone dywagacje, sam nie wiem o co mi chodzi teraz. Jestem w końcu chory, no nie? Wolno mi, heh. Tak poważnie, mam czasem niezłe jazdy i bywa, że boję się, że grozi mi schizofrenia, ale może moje lęki są pezpodstawne. Poprostu czasem podczas snu mam niezłe schizy. Jakiś miesiąc temu podczas snu wydało mi się, że coś chodzi po mojej nodze i pędzi w kierunku, mmm... mojego tyłka. Zerwałem się z łóżka jak dziki i stałem nagi na środku pokoju chyba z dziesięć minut i nie wiedziałem co robić. Bałem się dotknąć pościeli. Byłem naprawdę przerażony, bo to było bardzo realne odczucie, byłem pewien, że coś tam jest. Wyobraźcie sobie ten obraz: koleś stoi nagi i trzęsąc się ze strachu wyczulonym wzrokiem obserwuje łóżko, czy aby zaraz coś z niego nie wyskoczy. To nie jest żart. Dawno się tak nie bałem. Nie wiem co o tym sądzić, może to stres, nie wiem, mam nadzieję, że nie odchodzę od zmysłów. Dobra, chyba dosyć tych wyznań jak na jeden raz. Pozdrawiam.
  2. zauważyłem, że często to co chiciałbym w konkretnej chwili powiedzieć pojawia się w mojej głowie dopiero kilka godzin później. Sorry, że znowu chrzanię bez sensu, ale coś w tym jest. Mój umysł działa z wielkim opóźnieniem. Jestem w jakimś sensie upośledzony. Tak jakbym był w jakimś równoległym świecie w którym czas spóźnia się o te wspomniane wcześniej kilka godzin. Często też miewam daj vu. Jakiś mało istotny szczegół, że np. długopis upada na podłodę w charakterystyczny sposób i myślę sobie - gdzieś to już widziałem. Macie też coś takiego? Ja to mam często. Dziwne i bardzo fascynujące zarazaem... Pozdrawiam serdecznie [ Dodano: Dzisiaj o godz. 3:43 am ] Czego nam brakuje? Podobno jakichś tam substancji w mózgu, serotoniny, endorfiny czy czegoś tam, nie wiem, jakichś neuroprzkaźników. Ja jednak mam takie uczucie że w zamian coś jednak zyskujemy, pewną świadomość, bardzo przykrą i trudną, ale świadomość o niedoskonałości świata, której większość ludzi zdaje się nie zauważać, bądź posiada umiejętność ignorowania jej i naturalnego przystosowania się. Nie wiem sam. Jestem idealistą, chciałbym, żeby wszystkim było tak samo dobrze, żeby było po prostu sprawiedliwie, ale świat jest tak strasznie niesprawiedliwy i nierówny. Ludzie są niesprawiedliwi. Dla mnie nie ma czerni i bieli. Jest tak wiele rzeczy które kształtują nasze życie i na które nie mamy bezpośredniego wpływu. Dlaczego ktoś cierpi kiedy ktoś inny jest szczęśliwy, czy kiedyś role się odmienią? Może dopiero po naszej śmierci, może na nas padło, żeby przeżyć to życie w cierpieniu, a w następnym być dla odmiany szczęsliwym? Chyba jedyną rzecz w jaką wierzę, jest równowaga, Ying-Yang. Jak brakuje równowagi wszystko się chrzani. Sorry za moje folozofie. Chciałem się tylko podzielić moimi przemyśleniami. Wybaczcie. Pozdrawiam wszystkich.
  3. Ja myślę Bethi, że to, że nie potrafimy rozmawiać o naszych problemach w cztery oczy nie jest wcale nienormalne, wręcz przeciwnie. To jest moim zdaniem bardzo ludzkie. Nigdy nie mówimy sobie wszystkiego, "płyniemy z prądem", że się tak wyrażę. Przynajmniej takie jest moje odczucie. Tutaj na forum jest zupełnie inaczej, bo mamy kontekst, życie codzienne to zupełnie inna bajka. Życie codzienne jest jak występ "na żywo", tutaj zaś jesteśmy jakby za kulisami, przynajmniej ja się tak czuję. Trzymaj się Bethi, napewno sobie jakoś poradzisz i znowu będzie dobrze. Pozdrawiam wszystkich.
  4. Wróciłem z wesela. Kolejna porażka. Byłem rozmowny jak betonowy słup, tylko się głupio uśmiechałem i kiwałem głową, strasznie się męczyłem. Jestem psychicznie "wydojony", czułem się tam jakbym był normalnie z innej planety. Zresztą zawsze się tak czuję kiedy wokół mnie jest dużo ludzi. Za cholerę nie wiem co mam mówić, bo mój umysł skupia się tylko na jednym, na tym okropnym uczuciu kompletnego wyobcowania. Te wszystkie negatywne myśli jakby skupiały się gdzieś w okolicach żółądka, bo czuję jakbym połknął kamień, czuję ciężar. Jestem wycieńczony... [ Dodano: Dzisiaj o godz. 2:50 am ] Mam nadzieję, że Wam lepiej minął dzień... Pozdrawiam
  5. Przedemną "test", jutro, a właściwie dzisiaj. Otóż jadę na wesele, do rodziny z którą mam słaby kontakt, jednak nie dlatego, że się nie lubimy i warczymy na siebie, czy coś. Wszyscy moi kuzyni i kuzynki, mają własne rodziny, dzieci, są zadowoleni z życia. Widać to po nich. Ja nie jestem jednym z nich. Nie mogę się wśród nich odnazleźć, nie umiem z nimi rozmawiać, ani bawić się tak jak oni. Oj, będzie ciężko, ale jakoś to przeżyję, przebrnę przez to, jak zawsze, bardziej, bądź mniej upokorzony. Pozdrawiam. [ Dodano: Dzisiaj o godz. 4:39 am ] Będę musiał tańczyć, ooo Matko... Na parkiecie ruszam się jak mumia, albo zombie. Będzie ciężko...
  6. hej ludzie! Dopadło mnie znowu. Trach! Nie chce mi się nic mówić, z nikim rozmawiać. Upijam się, żeby o tym wszystkim choć na chwilę zapomnieć. Jak bym chciał móc wyrwać się z tego całego życiowego mechanizmu. Czuję się jak jeden z trybów w ogromnej machinie, jakby tu było moje miejsce i nigdzie indziej. Nie ma gdzie się ruszyć. Jestem zaklinowany.
  7. Żadnego posta od dwóch dni... Czyżby to był znak, że już nic nas nie dręczy? Jeśli chodzi o mnie to nic się nie zmieniło, ciągła huśtawka nastrojów. Mój umysł jest jak kalejdoskop. Jednak w sumie czuję się "w miarę", mam nadzieję, że też wszyscy trzymacie się "w miarę", albo lepiej. Pozdrawiam gorąco!
  8. Faiter, ja też jestem zanurzony w morzu niemocy, w ciemnych, nieprzeniknionych wodach. Jednak nie jestem obojętny, wciąż staram się wypłynąć na powierzchnię z nadzieją, że zauważę gdzieś skrawek lądu skryty za mgłą, gdzieś daleko, ledwie widoczny, ale zauważalny. Zdarza mi się go zauważyć, jednak znowu znika, jak fatamorgana. Ale wiem, że gdzieś tam jest, MUSI BYć. Nie bój się ludzi faiter. Żaden z nich nie jest tytanem, którego nie dosięgają lęki i wątpliwości, każdy ma jakieś problemy. Sęk w tym, że nikt tego po sobie nie okazuje, wszyscy nosimy maski. Wszyscy jesteśmy wątli jak wiosenne gałązki. Człowiek to coś pięknego, staram się zauważać to na każdym kroku. Patrząc na ludzi lubię zastanawiać się o czym myślą, być może myślą o tym samym co ja, o tym co minęło i za czym tęsknią, , o tym czego się boją, o niespełnionych marzeniach, o tym czego nie zrobili, a co powinni zrobić, ale jest już za późno, itd. Chcę przez to powiedzieć, że wszyscy jesteśmy bardzo do siebie podobni. Podobni w tym, że wciąż za czymś tęsknimy. Być może to naiwne podejście, ale taki już jestem, naiwny i rozmarzony. Lubię myśleć, że jest coś co nas wszystkich spaja i sprowadza do jednego punktu. Kurna, jak to zabrzmiało. A co tam... Pozdrawiam i CZEŚĆ. [ Dodano: Dzisiaj o godz. 3:45 am ] Tak w ogóle jestem pijany... muzyką... i nie tylko. Stąd te przemyślenia, być może nie do końca racjonalne i trochę wymuszone moim wyniosłym nastrojem, ale w tym momencie szczere. Sam nie wiem kiedy jestem bardziej sobą, a kiedy nie. W każdym razie chciałbym być sobą takim jakim jestem teraz, zawsze... Wybaczcie...
  9. Ja też nie raz zastanawiałem się jaki sens ma życie. Myślę, że sensem życia jest samo jego trwanie, poprostu. Istnienie to sens sam w sobie. Najważniejsze chyba jest to, żeby mieć jakiś cel. Myślę, że naszym, a przynajmniej moim celem jest wydostanie się z tej matni jaką jest depresja, ale też to by być poprostu dobrym człowiekiem. Smutasek43, to nie prawda, że jesteś do niczego i myślę, że Ty o tym wiesz, tylko sobie tego nie wmawiaj. Piszesz, że znowu jest Ci źle, czyli, że są chwile kiedy źle nie jest. Czy nie warto żyć choćby dla tych chwil ?. Jak śpiewał Rysiek Riedel: "... w życiu piękne są tylko chwile... dla nich warto żyć". Z własnego doświadczenia wiem, że chwile które minęły i które wtedy były dla mnie trudne, dołujące, czy nieprzyjemne, po jakimś czasie, kiedy stają się już wspomnieniami nie wydają się takie złe. Wspomnienia stają się obrazami, które są treścią mojego życia. Może plotę bez sensu, sam już nie wiem. Chodzi mi o to, że każdy z nas ma jakieś swoje życie i to życie nie jest nijakie. Jest pełne uczuć, wiem, że często nieprzyjemnych, ale chyba czasem miłych, przynajmniej mam taką nadzieję, może nawet pewność. Bez uczuć bylibyśmy niczym. Sorry, że tak namotałem. Pozdrawiam Was!
  10. cześć faiter. Wiem co czujesz bo ja też przez to przechodziłem i przechodzę co pewien czas. W moim życiu deprecha toważyszy mi od jakichś 10 lat. To na tyle długo, że stała się ona chyba częścią mnie samego i nie wiem czy kiedykolwiek się od niej tak do końca uwolnię. Jednak jakoś żyję. Myślę, mówiąc inaczej, mam nadzieję, że w Twoim życiu zdarzają się też dobre momenty. Napewno jest coś co Cię interesuje, co sprawia, że się uśmiechasz, co choć na chwilę pozwala odsunąć od siebie negatywne myśli i wejść na chwilę do innego świata. Dla mnie np. tym czymś jest muzyka, ostra muzyka, dodam, dzięki której mogę się wewnętrznie wyżyć. Pomaga mi też to forum, gdzie można spotkać ludzi, którzy czują się podobnie i którzy wiedzą o czym mowa. Ja również mam świadomość rzeczy których nie doświadczyłem, a które mogłem przeżyć, ale mam też świadomość, że jeszcze sporo życia przedemną i że jeszcze wszystko może się zmienić, choć tez nie musi. Jednak dopóki się o tym nie przekonam nie zamierzam stąd odchodzić, chociaż mam takie chwile, że chciałbym, ale one mijają. Mam nadzieję, że Tobie też miną. Póki żyjemy mamy szansę na wszystko, w tym na miłość. Trzymaj się mocno faiter i nie poddawaj się. Jesteśmy z Tobą.
  11. bethi bardzo często ma rację... nic dodać, nic ująć... ..."czym się różni kanarek...? tym, że ma jedną nóżkę bardziej" ...taki żarcik. Pozdrawiam
  12. co za typ... może jednak zasadź mu jednego w d..., może po tym oprzytomnieje i przypomni sobie na kim tak naprawdę mu zależy. 3maj się smuteczek12. Przy okazji pozdrawiam wszystkich i życzę udanego tygodnia. Oby był nie gorszy niź poprzedni i nie lepszy niż następny, czy jakoś tak.
  13. smuteczek12, może on nie wie, że Ci na nim zależy i jest w tym pogubiony. Nie dawałbym mu kopa w d... tak od razu, jak radzi bethi. Może siadając w autobusie z koleżanką chciał wzbudzić w Tobie zazdrość, może chciał się przekonać jak na to zareagujesz. To nie było miłe z jego strony, ale potrafię to zrozumieć bo sam nieraz postępowałem w podobny sposób. Wiem, że to jest głupie i do niczego nie prowadzi, ale sama przyznaj, że też "wyprowadziłaś go w pole" mówiąc, że nie jest Ci przykro z tego powodu. Błędne koło znowu się zamknęło. Może powinnaś dać mu do zrozumienia, że jednak było Ci wtedy przykro, napisać mu sms, czy coś, jeśli trudno będzie Tobie powiedzieć mu to prosto w oczy. Takie jest moje zdanie. Pozdrawiam.
  14. Marla zgadzam się z tym, że nie można ciągle biadolić i że trzeba coś w życiu robić, choćby na siłę. Niedawno zacząłem myśleć o tym, żeby znów rozpocząć studia, ale ciągle się waham. Boję się jak zawsze tego samego, że nie będę potrafił wcielić się w szeregi reszty studentów, że znowu będę gdzieś na uboczu. Czasem myślę, że dałbym radę, że jakoś by to było, a za chwilę ogarnia mnie strach i tak w kółko. Huśtawka nastrojów, normalka. Ale staram się, odczuwam coraz większą potrzebę, żeby w końcu coś z tym swoim życiem zrobić, bo czas płynie tak szybko. Może w końcu się uda. Życzę tego Wam wszystkim z całego serca. Pozdrawiam serdecznie i ścisakm z całych sił. Zmieńmy wreszcie swoje życie, do jasnej cholery, zmieńmy cokolwiek!
  15. ja z powodu trudności z nawiązywaniem kontaktów z ludźmi i przedewszystkim uczucia wyobcowania zawaliłem studia. Po 10 latach i tournee po trzech, czy czterech uczelniach nadal mam tylko średnie. Chyba mogę być z siebie dumny , hmm... to jest nawet trochę zabawne... Jestem nieźle pieprznięty, aaa co tam... Pozdrowionka!
×