Moja historia - pomóżcie
Witam.
Podzielę się z Wami moją historią. Pierwszy napad bardzo silnego lęku przeżyłem po zapaleniu naprawdę niewielkiej ilości marihuany, było to jakieś dwa miesiące temu. Wiem, popełniłem błąd, którego bardzo żałuję i proszę o wyrozumiałość.
Na wstępie zaznaczam, iż nie jestem uzależniony, a kontakt z wszelkimi używkami był bardzo znikomy. Mam 21 lat, masę planów na przyszłość, jednak od niedawna
wszystko stanęło pod znakiem zapytania. Tak więc - pół godziny po zapaleniu małej ilości przeżyłem napad bardzo silnego lęku. Czułem, że wariuję. Oblał mnie zimny pot. Trzęsły mi się rece, a w uszach słyszałem coś w rodzaju silnego pisku. Miałem wrażenie, że ten pisk narasta i ciągle "przyspiesza". Pojawiły się bardzo intensywne myśli samobójcze. Ból psychiczny był bardzo ciężki do zniesienia. Po 30 minutach wszystko wróciło do normy. Udało mi się uspokoić, ochłonąć... Wydawało mi się, że na tym koniec. Jednak myliłem się...
Po miesiącu czasu, wieczorem, w momencie kiedy usypiałem znów pojawił się ten lęk. Kołatanie serca, zimne poty, suchość w ustach i te uczucie paniki... Nie bałem się, że umrę, jak to odczuwa wielu ludzi z nerwicą. Ja po prostu czułem, że wariuję, że to początek choroby psychicznej. Totalna panika, dezorientacja i strach przed tym, co się ze mną stanie. Po godzinie udało mi się usnąć, był to sen bardzo płytki. Po przebudzeniu znów to samo. Lęk nadchodzący falami, widzenie świata w ciemnych barwach, pisk w uszach, bezsenność, ogromna nadwrażliwość na dźwięki, zero koncentracji, derealizacja, chwilowa depersonalizacja, silne myśli samobójcze, brak apetytu (w tydzień schudłem 5 kg), nudności, uczucie zimna i roztrzęsienie. Miałem wrażenie, że mogę stać się nieprzewidywalny, że nie zapanuję nad tym. Czułem się bardzo wyobcowany, potrzebowałem jak nigdy obecności rodziny i dziewczyny. Powiedziałem im o tym po 2 dniach, kiedy to musiałem zrezygnować z pracy. Całymi dniami leżałem w łóżku, pogłębiał się we mnie autyzm, apatia, kompletna utrata zainteresowań, ogromny lęk połączony ze smutkiem. Dostałem też dość wyraźnego wytrzeszczu gałek ocznych. Czułem, że ogarnia mnie jakaś psychoza. Próbowałem wręcz zmuszać się do snu, jednak natłok myśli (coś w rodzaju głośnych myśli, odgłosów i obrazów w głowie - tylko przed zaśnięciem) uniemożliwiał mi to. Z wielkim trudem udawało mi się wyjść spotkać z dziewczyną, która bardzo mnie wspiera. Jednak właśnie uczucie tej miłości dodawało mi sił. Zrozumiałem i doceniłem jak bardzo liczy się wsparcie drugiej osoby. Najgorzej się czułem będąc sam.
Mój ojciec choruje od 20 roku życia na schizofrenię, cały czas boję się, że to może być jej początek.
Od tamtej pory, kiedy momentami nieco lepiej się czułem, zacząłem głębiej interesować się tematyką chorób psychicznych, reakcjami zachodzącymi wtedy w mózgu, leków, znaczeniu hormonów a także wpływie witamin i minerałów na zdrowie psychiczne. Starałem powiązać się objawy z innymi chorobami, jednak nie wmawiałem sobie ich. Informacje zawarte na różnych forach i portalach o podobnej tematyce często dodawały mi wiary, otuchy jednak bywało, że ten nadmiar wiedzy i styczność z autentycznymi ludzkimi historiami zmagającymi się ze schorzeniami psychicznymi po prostu mnie dołowała.
Oczywiście kierowany przez lekarza rodzinnego, zrobiłem morfologię i TSH - wszystko w normie. Lekarz powiedział, że to może być przemęczenie (pracowałem fizycznie), jednak wiedziałem, że to wina psychiki. Natychmiast umówiłem się na prywatną wizytę u psychiatry. W międzyczasie poczułem się troszke lepiej, zażywałem potas i magnez, piłem melisę... stopniowo i powoli mijało uczucie derealizacji, nastrój minimalnie się polepszał. Marzyłem o tym, by normalnie usnąć, potrafić się uśmiechnąć, nie czuć lęku, wyzbyć się myśli samobójczych i derealizacji.
Specjalista stwierdził zespół lęku napadowego. Wykluczył schizofrenię. Stwierdził, że skoro objawy lekko ustąpiły, czas zadziałał na moją korzyść. Jednak nie pocieszyło mnie to. Po półgodzinnej wizycie dostałem lek z grupy SSRI - Parogen, w dawce 20 mg, raz dziennie, rano. Powiedział, że 2/3 pacjentów po półrocznej kuracji zostaje załkowicie wyleczona. Od wizyty minął tydzień, a ja nadal nie przyjmuję leku. Wiem, że równowaga w moim mózgu została znacznie zachwiana i to ona odpowiada za piekło emocjonalne, którego doświadczam. Jednak obawiam się początkowych skutków ubocznych, nasilenia objawów i oziębłości emocjonalnej. Uczę się zaocznie, za 2 tygodnie mam bardzo ważne egzaminy. Nie wiem, co robić.
Dodam, iż jestem nosicielem wirusa HCV, który jest w "uśpionej fazie", nie wymaga jeszcze specjalistycznego leczenia, przyjmuję póki co tylko Essentiale Forte na regenerację wątroby. Mimo wszystko oddziaływuje na mnie cały czas. Jest to wirus bardzo podstępny. Nie dość, że wyniszcza wątrobę, to ma bardzo niekorzystny wpływ na układ nerwowy. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę: "HCV depresja" , "HCV układ nerwowy". Jego obecność jest określana mianem choroby "ciała i duszy".
Mam też problem w mieszkaniu z wilgocią/grzybem wychodzącym na ścianach w dość sporej ilości. Z tego wiadomo, przebywanie w takich pomieszczeniach może objawiać się nerwicą i depresją, jak również może te choroby nasilać lub wywoływać nawroty. Trzy lata temu, gdy też zmagałem się z wilgocią miałem epizod depresyjny. Może to tylko zbieg okoliczności. Inni domownicy nie mają takich dolegliwości. Także ciężko mi teraz realnie to ocenić.
Wymienię teraz szereg objawów, które występują u mnie od momentu pierwszego, nocnego napadu lęku (występują nagle, w rożnym nasileniu i częstotliwości, czasem czuję się naprawdę dobrze i mało co je odczuwam):
- zmienne nastroje, chwiejność emocjonalna (czuję się dobrze, by w ciągu kilku minut nastrój zmienił się w depresyjny, apatyczny, bądź rozdrażnienie, niepewność, uczucie niepokoju)
- nadwrażliwość na dźwięki (w szczególności te ciągłe lub wysokich częstotliwości - najczęściej je wyłapuję, gdy jest cisza)
- piski w uszach (najczęściej wieczorem, czasem zdarzają się lekkie, pulsujące szumy, odczuwam wtedy wyraźny wzrost ciśnienia i ból głowy)
- uczucie "zawieszania się" i dekoncentracji
- wieczorem, przed "wymuszonym" snem, uczucie silnego, nieuzasadnionego, panicznego lęku (wraz z szybszym tętnem)
- uczucie zimna bądź lekkie uderzenia gorąca
- suchość w ustach
- chwilowe uczucie derealizacji, wyobcowania, dezorientacji
- czasem lekki ból gałek ocznych
- wrażenie, iż pewne czynności i wartości życiowe stają mi się obojętne
- zdarzają się myśli samobójcze
- zmienny apetyt i libido
- chwilowe wrażenie obniżenia zdolności intelektualnych
- czasem boję się rzeczy pozornie prostych i oczywistych
- nocne drętwienie kończyn
- lekkie zawroty głowy, uczucie "miękkich nóg"
Kiedy uda mi się czymś zająć, objawy odczuwam mniej. Pomaga mi obecność bliskich osób, gdyż czasem czuję się jak bezbronne dziecko. Dobrze też działa duża ilość światła słonecznego. Teraz praktycznie nic po mnie nie widać, wszystko przeżywam w środku. Jedynie podczas rozmowy z dziewczyną mówię jej o wszystkim, co bardzo mi pomaga. Jednak są teraz momenty zwątpienia, w szczególności wieczorem, kiedy obiecuję sobie, że od rana zacznę brać lek. Obawiam się kolejnego, silnego nawrotu. Leczenie farmakologiczne powinno być podstawą, a mnie nadal odstraszają skutki uboczne. Z racji tego, iż zawiniło zapalenie marihuany, nie wiem czy psychoterapia będzie mogła mi pomóc.
Wcześniej byłem pewny siebie, uśmiechnięty i pozytywnie nastawiony do życia.
Chciałem dokładnie nakreślić mój stan, dlatego opisałem moją sytuację bardzo szczegółowo. Wiem, że ludzie tu obecni posiadają dużą wiedzę, dlatego liczę na pomoc.
Będę bardzo wdzięczny za wszelkie opinie i porady.