Skocz do zawartości
Nerwica.com

kamea

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kamea

  1. kamea

    Depresja objawy

    Nie jestem pewna czy piszę w dobrym miejscu. Ale powiedzcie, czy też macie ciągłe wątpliwości czy to, co was dręczy to naprawdę depresja? Ja wciąż nie mogę się zdecydować. Jakieś dwa lata temu totalnie się zablokowałam. Zawaliłam sesję, cały rok właściwie (miałam same 5, ale niezaliczone dwa przedmioty), po prostu nie mogłam się wziąć do nauki. Siedziałam w domu i ogłupiałam się książkami i telewizją, albo spałam. Byłam u dwóch psychiatrów: pierwszy - prywatnie, leczył mojego brata z ciężkiej depresji dał mi leki i wszystko. Drugi - państwowy powiedział że to nie depresja (bo ludzie młodzi nie chorują na nią). Poprawiło mi się, ale zbyt szybko, żeby to były leki, myślę, że raczej wstąpiła we mnie nadzieja, poczucie celu, że jest z czym walczyć, że to nie tylko mój beznadziejny charakter. Wróciłam na studia, poszłam do pracy. Znowu je zawaliłam, odstawiłam leki hormonalne na inną chorobę (moim zdaniem hormony to katalizator dla depresji), znowu poczułam się lepiej, odstawiłam więc też leki antydepresyjne. Przerwałam też terapię, bo nic mi nie dawała (zły rodzaj jak się okazało). Nie czułam się szczęśliwa, ale czułam się lepiej i byłam zdeterminowana przywrócić moje życie na właściwe tory. Zaangażowałam się w działalność wolontariacką, wróciłam do przyjaciół. Powtarzałam rok, pracowałam. Kiedy jednak przyszło do zaliczeń... znowu ta blokada. Znowu się wszystko posypało. Teraz tylko pracuję, ale w mało wymagającej pracy. Tylko, że już nie jest tak źle jak było kiedyś. Owszem znowu się izoluję, żyję z dnia na dzień, ale staram się o pozory, na co dzień nie pozwalam sobie myśleć, jestem w tym bardzo dobra, słucham audiobooków, nawet pod prysznicem, żeby myśli nie zabłądziły w niebezpieczne rejony. Dzięki temu mogę chodzić do pracy, udawać przed znajomymi, że wszystko w porządku. Dużo myślę, że mogłabym się zabić, ale tego nie zrobię, zbyt się boję śmierci, cierpienia bliskich, a poza tym cały czas sobie obiecuję, że wezmę się w garść, kiedyś. Wątpię, żeby to była depresja, bo na co dzień moje samopoczucie nie jest takie złe, raczej nie mogę sobie poradzić z konsekwencjami decyzji, podjętych w ciągu kilku ostatnich lat, szczególnie jeśli chodzi o ścieżkę kariery. Gdy myślę o tym, co dalej robi mi się niedobrze i ogarnia mnie paraliż (trzeci raz powtarzać rok? Co z tą dwuletnią dziurą w życiorysie?). Mam też dużo problemów emocjonalnych wyniesionych z domu. Nie mam za to żadnych fizycznych objawów depresji (z wyjątkiem zajadania problemów, ale nie jest z tym tak źle jak kiedyś). Ale wiem, że mogę źle to wszystko oceniać. Problem jest taki, że kiedy myślę o podjęciu jakiejkolwiek inicjatywy to robi mi się niedobrze, dotyczy to też pójścia do lekarza. Żyję w przeświadczeniu, że to już długo nie potrwa, mam bardzo silne nastawienie "millenarystyczne", że świat jakoś chyli się ku upadkowi, a ja razem z nim, po co więc się np. leczyć (moje hormony), ćwiczyć, albo chodzić do dentysty. Choć czasem mam zrywy i kupuje sobie witaminy (niedobór cynku), albo zaczynam bardziej dbać o wygląd, tzn. nie zaniedbuje się zupełnie. Poza tym wszystkim, trudno mi jednak uwierzyć, że to coś więcej niż wygodnictwo i lenistwo... Wiem, że nie jesteście od stawiania diagnoz, szczególnie na podstawie jednego posta, ale może coś się wam jednak nasunie, bo wciąż nie mogę się zdecydować, czy to na pewno nie depresja.
  2. Tak przeglądam sobie to forum i ten wątek mnie zastanowił, przyznam się. Przeczytałam sobie o czterech typach aseksualności i uderzyło mnie, że mimo pewnych objawów nie potrafię zaliczyć się do żadnego z nich, bo po prostu nie wiem, co to znaczy uznać kogoś za atrakcyjnego i czym to się różni od pociągu fizycznego? Tzn., wiadomo, widzę drugiego człowieka i potrafię powiedzieć, czy mi się podoba, czy nie (estetycznie że tak to określę), albo czy obiektywnie jest atrakcyjny czy nie. Ale to nigdy nie przekłada się na chęć uprawiania z kimś seksu... no albo przynajmniej pocałowania kogoś. Inaczej mówiąc nigdy jeszcze w swoim 24-letnim życiu nie spotkałam nikogo, kogo chciałabym, lub nawet mogła bez obrzydzenia pocałować, a co dopiero uprawiać seks. Co nie znaczy paradoksalnie, że nie odczuwam podniecenia, nie przy tak podniesionych męskich hormonach (taką już mam przypadłość). Zawsze kładłam to na karb problemów emocjonalnych i pewnie tu leży przyczyna, ale ciekawi mnie, czy ktoś ma podobne doświadczenia jak moje?
×