Dziękuję za odzew. Dziś mimo, że dzień przebiegł pomyślnie, wszystko się jakoś ułożyło to czuję się taka wypompowana... I ciężko było mi się do czegokolwiek zmusić. Muszę jeszcze posprzątać porządnie w mieszkaniu, a tak strasznie nie mam siły...
-- 19 lis 2011, 06:46 --
Nowy dzień, nowe wyzwania, nowe lęki.
Macie tak, że już w piątek martwicie się, że w poniedziałek kończy się weekend? Co tydzień przeżywam to samo... Poniedziałek- tragedia, bo perspektywa całego tygodnia mnie przeraża. Z kolejnymi dniami jest ciut łatwiej, ale w piątek zamiast cieszyć się czasem wolnym zaczynam przeżywać, że to się niedługo skończy... Czasami dochodzi do tego, że leżę w łożku i płaczę "bo pojutrze koniec weekendu" :/ Przez to nie potrafię się cieszyć dniem wolnym, nie potrafię go wykorzystać, życie ucieka mi przez palce.... I podobnie jest z wizytami mojego chłopaka- przy nim czuję się lepiej. Moje lęki odchodzą, jest mi lżej. Ale jak pomyślę, że on zaraz musi wracać do domu, bądz dnia następnego to zaczynam płakać, wpadam w szał... Świadomość, że on pojedzie psuje mi cały czas jaki jest nam dany :/ nie wiem co z tym zrobić...
Kolejną rzeczą jest ciągłe wręcz nieustanne odkladanie wszystkiego "na potem". Wciąż nie mam siły czegoś zrobić, coś mnie przytłacza. Najgorzej jest z rzeczami, któe muszę załatwić poza domem... Potrafię nosić przy sobie rachunek do zapłącenia np tydzień i wciąż go nie zapłacić, bo albo nie mam na to siły, nie mogę się zmusić, jestem zmęczona, mam nieuzasadniony niepokój i lęk.
Dziś chcę odwiedzić chłopaka i szczerze czuję, że jazda autobusem mnie przytłacza. Muszę wyjść o odpowiedniej porze żeby się nie spoznic i to takie banalne, a mnie przerasta