Witam,ja jak czuje że zaczyna mnie "cos brać"wsiadam w auto i jade byle gdzie,ale najlepszy jednak jest spacer ogólnie ruch,trzeba sie zmotywować. Rok temu miałam ciężki czas rozstałam sie z moim partnerem..wieczory długie i ciemne,zimno...wiadomo!! Beznadzieja!!! Nagle wpadłam na pomysł ze będę biegać i tak sie stało biegalam co 2 dzien po ok godz.cały styczeń luty i marzec tego roku.Podczas biegania nie mogłam myśleć o niczym innym jak oddech, zmęczenie i dokąd jeszcze mam siłę dobiec....w tym czasie moj mozg nie myślał o moim problenie,wyłączał się. Kiedy juz resztką sił biegłam wytyczając sobie cel na odpoczynek mowiłam sobie ze muszę dobiec...jeszcze kawałek.... opłacało sie dzięki temu zauważylam ze w zyciu tez zaczełam byc bardziej stanowcza i przez pewien czas szłam do przodu. hmmm,,,,teraz znowu się zawiesiłam i znowu muszę zacząć biegać. Tak naprawdę jestem sam,kompletnie sama,nie mam nikogo na kogo mogłabym liczyć...cały czas polegam na sobie i sama siebie albo zdołuje albo podnoszę. Właściwie lubie swoją samotność,za ludzmi nie przepadam,a nawet sie czasem boje ich....Wiem jednak ze nikt mi bardziej nie pomoże niż ja sama sobie.