Skocz do zawartości
Nerwica.com

Fiona123

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Fiona123

  1. A po jakim czasie lek Tobie pomógł i na co go brałaś?
  2. Nie wiem czy moje natręctwa są silne czy słabe...wiem jedno, że zawsze gdy coś mi było nakręcałam się strasznie, taka już jestem. Myślę, że gdyby były faktycznie tak silne dostawałabym większe dawki leku i nie wychodziłabym z łóżka. Staram się funkcjonować normalnie, choć jest mi trudniej odkąd się to cholerstwo pojawiło. Mam nadzieję, że ktoś mi w końcu pomoże.
  3. Rozumiem, że wyeliminowałeś je zupełnie? ile czasu brałeś leki i po jakim czasie brania odczułeś spokój? możliwe, że dawka jest zbyt mała albo jest to niewłaściwy lek albo to moja wina jak pisałam wyżej:-) nie wiem, muszę zdać się na lekarza. Chciałabym być zdrowa od zaraz, może jestem zbyt niecierpliwa. Lekarka powiedziała, że mam jeszcze przez parę dni brać te dwie tabletki, wspominała też o tym że organizm musi się do nich przyzwyczaić. Zadzwonię do niej w niedziele, zrelacjonuje swoje samopoczucie i zobaczymy co poradzi. Leczyłeś się też u psychologa?
  4. Lekarka jest bardzo dobrą specjalistką z polecenia. Możliwe, że uznała, iż mój przypadek nie wymaga podawania większych dawek. Ja na dobrą sprawę do dnia wczorajszego czułam się ok, dziś miałam troszkę nerwowy dzień i może dlatego się to w taki sposób na mnie odbiło. Z drugiej strony i choremu i zdrowemu zdarzają się lepsze i gorsze dni...ale wiadomo, że ja wmawiam sobie, że jest to związane z nerwicą jak zresztą wszystko inne:-) Czy leki powinny zupełnie wyeliminować te głupie myśli żeby uznać je za skuteczne? czy jest to bardziej moja praca i walka z nimi?
  5. Nie mi to oceniać, ponieważ to lekarz dawkuje mi lek. Przez pierwsze dni brałam lek w ciągu dnia ale strasznie na mnie działał...otumaniał,jakoś tak dołował i wtedy ona zdecydowała żeby brać je na wieczór. Chciałabym wiedzieć co to znaczy czuć się dobrze w przypadku mojej choroby...lek nie jest chyba w stanie wyciąć mi tej złej części myśli:-) Wydaje mi się, że czuć się dobrze tzn.przestać zadręczać się tymi myślami.Czy dobrze rozumuje?
  6. Dzięki za odpowiedź, nie spodziewałam się, że ktokolwiek wczyta się w treść z uwagi na obszerność:-) ciężko było mi jednak opisać to krócej. W poniedziałek miną 2 tygodnie odkąd go biorę...oczywiście cały czas konsultuje się z lekarzem. Zaleciła mi branie 2 tabletek na wieczór. Ciężko jest mi jednak ocenić na ile mi lepiej, jestem trochę spokojniejsza ale myśli są, lęki też. Nie wiem na ile jest to moje bezsensowne nakręcanie się a na ile jest to postęp mojego schorzenia, z którym nie radzi sobie lek. Pani psycholog powiedziała, że moją przypadłość leczy się farmakologicznie, natomiast wizyty u psychologa mogą stanowić jedynie dodatek.Poleciła mi również trening autogenny Schultza. Raz jest lepiej, raz gorzej...coraz więcej skojarzeń...co za tym idzie coraz więcej lęków co uniemożliwia mi normalne funkcjonowanie.
  7. Witam Was bardzo serdecznie! Na wstępie opiszę krótko mój problem, chociaż wcale nie mam na to ochoty bo to nieprzyjemne:-) ...a więc dręczą mnie porąbane, natrętne myśli o tym, że mogłabym komuś lub sobie coś zrobić, chociaż nie bylabym w stanie nawet mrówki zdepnać.Jestem wręcz przewrazliwiona w druga stronę np kupilismy kota i caly czas sie zadreczalam ze moze mu sie cos stac pod moja nieobecność...chowalam wszystko,wypinalam z pradu itp.Pierwsze takie myśli nachodziły mnie gdy widziałam konkretne przedmioty, np. nóż ale miało to miejsce sporadycznie i bardzo szybko odganiałam te głupie myśli, przechodząc do porządku dziennego. Nieszczęsnego 1 listopada będąc u rodziców...siedząc spokojnie na kanapie dostałam ataku paniki, nagle w mojej głupiej głowie widziałam nóż z kuchni mojej mamy i poczułam jakbym traciła panowanie nad sobą..zrobiło mi się słabo. Oczywiście ograłam to tak, że nikt nic nie zauważył...bo co miałabym powiedzieć?....Mamusiu Kochana musiałam wyjść z domu żeby nie zostać z Tobą sama bo bałam się że zrobię Tobie i sobie krzywdę...abstrakcja. Ostatecznie wyszłam wtedy z domu z moich chłopakiem i pojechaliśmy po tatę, próbowałam się uspokoić ale miałam takie wyrzuty sumienia przez te chore myśli, że nie mogłam. Czułam się tragicznie przez kolejne dni...chciałam żeby mnie ktoś uśpił. Każdy dzień przynosił coraz więcej głupich skojarzeń, nie jadłam, nie spałam...masakra poprostu. Uznałam, że jestem jakiś świrem i że muszą mnie zamknąć. W końcu powiedziałam mojemu chłopakowi co się dzieje...na początku starał się mnie uspokoić..ale to pomagało tylko na chwilkę. W końcu zaczęliśmy szukać w internecie i znaleźliśmy nerwicę natręctw. Byłam u lekarza rodzinnego, który wysłał mnie na badania krwii, oczywiście mam niedokrwistość, która wynika z tego że od tego ataku nie funkcjonuje normalnie i jestem osłabiona. Myśli nakręcają kolejne myśli....z tego wszystkiego mam teraz lęki. Nie lubię zostawać sama w domu, nie lubię nic robić bo wszystko mi się kojarzy. Każdy dzień to walka o spokój w głowie. Dodam, że na dzień dzisiejszy nie pracuję, uczę się zaocznie...nie mam żadnego konkretnego zajęcia poza sprzątaniem i gotowaniem...co również na tą chwile sprawia mi problem. Brak mi ruchu....Piszę tak tylko z grubsza bo nie to jest teraz najistotniejsze. Postanowiłam wybrać się do specjalisty z polecenia mojej koleżanki, która choruje od wielu lat na depresje dwubiegunową. Pomyślałam,że ona ma jakieś pojęcie o tym,jaki lekarz jest dobry. Poleciła mi psychiatrę, chociaż ja chciałam rozpocząć od wizyty u psychologa bo wiadomo że psychiatra przepisuje prochy. Kumpela powiedziała mi, że nie mam się obawiać, że ta lekarka nie przepisuje od razu leków i takie tam i,że to ona mnie skieruje do psychologa. Nie pozostało mi nic innego...umówiłam się. Pani doktor wysłuchała mnie chociaż oczekiwałam dłuższej i głębszej rozmowy, bo miałam ochotę się wygadać...zwłaszcza, że przez ten tydzień dużo analizowałam...myślałam o moim życiu, o tym co przeszłam-zrobiłam sobie psychoanalizę. Wizyta trwała może z 15 min. Pani Doktor zadała parę pytań, dała mi namiary na psychologa klinicznego, który ma postawić diagnozę, na której podstawie ona rozpocznie właściwe leczenie....a póki co przepisała mi chlorprothixen zentiva 15 mg abym mogla wrócić do normalnego życia i powiedziała że gdy nachodzą mnie te myśli to mam dać sobie w kośc fizycznie. Powiedziała, że nie mam bać się zostawać sama i że mam wychodzic do ludzi. Ale niby jak to ma funkcionować skoro ja stale sie zadreczam tymi myslami...i teraz np jestem u kogoś, mam te cholerne myśli i mam ich przeprosic i porobić brzuszki albo pompki?poprostu nierealne Postanowiłam poprostu wprowadzić ruch w życie. Nie zastanawiając się zbytnio wykupiłam lek...rozpisała mi w ten sam dzień 1 tabl.na wieczór, jeżeli nie zadziała jeszcze jedną. Następnie rano 1 tabl, na wieczór jedna a na 3 dzień 1-1-2. Po 1 tabletce czułam się jakby mnie ktoś w łeb walnął, otumaniona..osłabiona śpiąca...jedyny plus 1 raz od tygodnia spałam do rana. Następny dzień łyknęłam kolejną i zaczęła się niezła wiksa....czułam się jak naćpana...masakra jakaś, tak naprawdę nie wiem na ile pomoglo to na te natrętne myśli,poprostu otumaniało. Nie wspomnę już o zmianach nastroju...głownie dolina z przebłyskami pozytywnych myśli z nadzieją na wyleczenie. Odpuściłam wieczorną dawkę oczywiście konsultując się z lekarką, która powiedziała że jeżeli zasnę bez niej to mogę nie brać . Stwierdziłam, że nie bede sie faszerowala i ciężko było ale trochę spałam. Kolejny dzień nie był zły....chociaż byłam nerwowa i kazda wykonana w domu czynność mnie meczyla psychicznie. Wiekszość dnia spedziłam poza domem. No i już w skrócie.......znowu jedna tabletka na sen. Kolejny dzień jakaś dolina mnie dopadła....wzielam 1 tabl w ciagu dnia,uspokoiłam się ale nadal dolina,na spanie 1 tabl nie mogłam zasnąć, wziełam drugą i jakoś spałam. Generalnie wydaje mi sie ze te leki jedynie otumaniają mnie i pozwalają jakoś tam usnąć ale nie poprawiają tego co poprawiac powinny. Oprócz tego poczytałam trochę o lekach neuroleptycznych....o tym co zawierają i jakie to szkodliwe na inne narzady. Wielu ludzi pisało że nie biorą leków bo potem jest problem z odstawieniem i że pomaga im pscyholog. Dziwi mnie to że od razu dostałam takie leki...chociaz Pani doktor powiedziała że to dawka dla niemowląt....ale tak czy siak to do cholery psychotrop!!!!! Pani doktor powiedziała, że jezeli do poniedzialku nie bedzie poprawy to zmienimy leczenie. Ale to nie jest takie proste ocenić czy mi to pomaga bo ten lek nie wytnie mi tych durnych, abstrakcyjnych myśli którymi się tak dręczę...on tylko mnie uspokaja i daje spać jako tako. Poczytałam i stwierdzam ,że najpierw należy spróbować u psychologa. Nie chce brać tego gówna...ale z drugiej strony chcę sie jak najszybciej wyleczyc z tego. Nie wiem co mam robić.....póki co wziełam tylko 7 tabletek. Jak powiem pani doktor, że te nie działają to zapisze mi inne, a ja chcę sprobować najpierw wszystkiego co możliwe poza chemią. Jakie jest wasze zdanie na ten temat?wiem, że większość uważa, że leki są konieczne ale one jedno leczą a inne wykańczają. Nasze myśli czy mądre czy głupie siedzą w naszej podświadomości, my musimy pracować nad tym żeby ich tam nie było bo to świadomość o tym decyduje....poza tym czytałam wiele o tym, że tak naprawdę nie istnieje lek na natręctwa i leki...bardziej skuteczne jest branie w dużych ilościach witaminy PP. Co o tym myślicie?Co mam powiedzieć psychiatrze?czy mogę teraz odstawić ten lek...tak jak pisałam wyżej wziełam narazie 7 tabletek 15 mg przez 5 dni. Pozdrawiam
×