drogi samotny przeczytałam Twoja wypowiedz pod tematem "jestem dumna ze mam ta chorobę , Twoje slowa dokladnie przypominaja moje podejscie do tej kwestii. to gorsze niz ból fizyczny, wolałabym mieć np.cukrzycę. O mojej chorobie wie tylko najbliższa rodzina i psychiatra, codziennie gram, robię dobrą minę do złej gry. Uczę się żyć z tą chorobą, ciesze sie ze znalazłam to forum, bo myslałam, ze jestem odosobniona w tej chorobie. Najgorsze to ciągle ukrywanie tego, nie mogę opuszczać zajęć, choć po lekach b.źle się czuję, ale nie wezmę zwolnienia od psychiatry i nie zaniose do wykładowcy czy ćwiczeniowcy. Chce aby traktowali mnie normalnie, dlatego mimo iż juz bardzo długo walczę z tą chorobą nikt o niej nie może wiedzieć. Mam nadzieje, ze znajde kogoś kto zaakceptuje moją chorobę i mimo wszystko stworzy ze mną związek, ale wiem że tak naprawdę życie z tym jest cholernie trudne i bolesne, nie wiem czy ktoś bedzie gotowy na takie poświecenie ;-( Teraz walcze o swoje studia przez ostatni miesiac nie bylam w stanie sie uczyc przez ta chorobe, bralam b.silne leki i non stop spałam. "Rak duszy" taka pierdoła a zabiera całą radośc, potrafi zniszczyć wszystko. Trzeba być niesamowicie silnym aby nie poddać się i prowadzić w miarę normalne życie. Kiedys byłam przekonana, że moim przekleństwem jest niski wzrost, teraz wiem, że myslenie o tym było pewnym etapem NN. Wiem, że tak naprawdę do końca zycia bedę na to chora, to jak z alkoholizmem, anoreksją, można to zaleczyć, ale tak naprawdę nigdy nie wyleczyć. Ta choroba uczy mnie pokory...