Skocz do zawartości
Nerwica.com

szugar.k

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia szugar.k

  1. Znalazłam to forum kilka dni temu i jestem przerażona ilością zaburzeń jakie do mnie pasują. Generalnie przyzwyczaiłam się do tego i zawsze traktowałam jako osobistą cechę, nieszkodliwe dziwactwo i nie uważam za chorobę. Czy powinnam powiedzieć o tym psychologowi jeżeli kiedys się u niego zjawię? Mam na myśli obsesyjne mycie włosów , nawet 3 razy dziennie , co wpływa dosc niekorzystnie na ich stan...jak pojdę do szkoły nie umyjąc ich rano to boję się każdego spojrzenia i w ogole okropnie sie czuje , poźniej na tej samej zasadzie smarowanie rąk balsamem w obawie że skóra mi się wysuszy, jak nie ma pod ręką balsamu to dobra i czerwona szminka . No i niezbyt ciekawe myśli które pojawiają się okresowo. Mianowicie nie mogę czasami odgonić myśli w których robię sobie krzywdę czymś co widzę. Np. na matematyce zauważę na ścianie wielki cyrkiel i przez całą lekcję mam w głowie jakieś autotortury z cyrklem w roli głównej... Do tego dochodzi jeszcze cała masa nieszkodliwych rzeczy które jednak potrafią wyprowadzić mnie z równowagi .
  2. Mam wrażenie , że to co napisałam potraktowaliście jako nieodłączny problem który występuje w wieku dojrzewania. Zderzyłam się ze światem już bardzo dawno temu. Teraz mam prawie osiemnaście lat i czuje poprostu ,że muszę posprzątać wszystko co było za mną. Bo okropnie mi żal, tej czternastolatki na którą patrzę w odtwórczej wyobraźni, i z całych sił chcę się przenieść kilka lat wstecz. I choćby otrzeć jej łzy. To się już kończyło źle. Mam za sobą kilka jakże śmiesznych prób samobójczych. Gdzieś przeczytałam , że to zazwyczaj nie udaje się gdy człowiek jest w ciężkiej depresji. I teraz mam to w głowie jako najprostsza droga do uzyskania pomocy. Jeszcze teraz jestem w stanie coś zrobić, nie chcę czekać aż zrobi się tak ciemno , że nie będę mogła zrobić nic. Tylko leżeć i jak kiedyś wzywać po cichutku pomocy. Której nie będzie, tak samo jak kiedyś. A boję się potwornie zignorowania moich problemów. Boję się , że dla kogoś mogę okazać się kimś nie wartym wyciągania dłoni. Wolałabym załatwić to bez udziału mojej matki bo wiem że trzebaby było rozgrzebywac przeszłość. Wyrzucać jej jakieś rzeczy które robiła , a których nie robiła. Prawdę mówiąc , może mylnie ale winię ją za to jaka jestem. Za to jak odnoszę się do siebie. Ja = wszystko co najgorsze. Winię ale już się z tym pogodziłam. Nie chcę zadawać jej bólu bo wiem , że teraz się stara. I obawiam się , że nie byłaby moim wsparciem, ale przeciwnie to wszystko podzieliłoby nas. A tego bardzo nie chcę...
  3. Mam kilka pytań. Mam nadzieję , że nikt nie nakrzyczy na mnie , że mowa o tym o co pytam była już w 100 innych tematach , a opcja szukaj nie gryzie. Jakieś dwa lata temu, było ze mną bardzo źle. Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo byłam chora. Dopiero niedawno, gdy zaczęłam czytać o tym wszystkim.. Trwało jakieś pół roku. Miałam prawie wszystkie objawy jakie przypisuje się depresji. Ale jako że miałam wtedy 14/15 lat nigdy poważnie nie myślałam o leczeniu. A rodzice ignorowali to i przyczyniali się do pogorszenia mojego stanu. Nawet nie jestem w stanie powiedzieć w jaki sposób, ale zebrałam się w sobie. I jeszcze niedawno byłam z siebie dumna. Że byłam tak silna i udało mi się samej to wszystko pokonać. Teraz mam wrażenie , że tylko uśpiłam to w sobie. Wszystkie problemy które wtedy spowodowały u mnie taki stan zostały już "zapomniane". Można powiedzieć , że jest dobrze , jest wiosna a ja powinnam być szczęśliwa. Ale przez ostatni miesiąc , czuję jakbym przezywała flashback z tego co wtedy działo się w mojej głowie. Jakiś dziwny lęk , którego wcześniej nie miałam, potrafię rozpłakać się 20 razy dziennie z całkowicie 'śmiesznych' powodów albo w ogóle bez przyczyny. Paraliżująca niemoc , złość na samą siebie i to co zwykle. Wystarczy że 20 metrów od domu zobaczę w jakiejś szybie swoje odbicie i od razu zwrot w tył. " z TAKĄ sobą nie będę nigdzie wychodzić " Nie mam ochoty się odzywać bo nie podoba mi się mój ton głosu. Chciałabym wreszcie dać spokój samej sobie. I nie być swoim największym wrogiem. Móc odczuwać wszystko, a nie tylko patrzeć przez szybę na to jaki świat jest piękny nie mogąc tego poczuć. Chcę nauczyć się chodzić . Tam gdzie chcę , a nie ciągle odmawiać sobie czegoś tylko dlatego że jestem "niewłaściwa". Chcę panować nad swoim nastrojem, bo mam wrażenie że w środku jestem szczęśliwa, ale coś jakby paraliżuje mnie i nie pozwala się uśmiechać. Przecież wszystko jest dobrze...wszystko co kiedyś mnie trapiło zostało uśpione, więc ten stan jest całkowicie irracjonalny. Wiem , że nie jesteście lekarzami. Ale... chciałam spytać czy uważacie że powinnam radzić sobie z tym sama czy zwrócić się do kogoś o pomoc. Bo ja często nie wierzę sobie , że jestem chora. Nawet gdy termometr pokazuje 39 stopni gorączki... Chciałam jeszcze spytać czy jeżeli nie mam skończonych osiemnastu lat , to czy można pominąć udział mojej mamy w ewentualnym leczeniu. Jeżeli ktoś przebrnie przez taki długi post i będzie tak miły żeby odpowiedzieć to z góry dziękuję.
×