Wywiązała się dyskusja o alkoholiźmie a w temacie jest pomoc społeczna.
I do tematu chcę się odnieść.
Jestem na rencie II grupy. Pracowałam 26 lat jeszcze w PRL-u. Ponieważ nie mam wieku emerytalnego otrzymuję 502,07 zł. W okresie zimy samo ogrzewanie /przed obecnymi podwyżkami/wynosiło 480 zł i w mieszkaniu wcale nie było ciepło. Prąd około 100, czynsz 80,woda 50, itd. Zimą brakuje mi na opłaty nie mówiąc o jedzeniu i innych potrzebach.Na leki wydaję około 100 na m-c.
W marcu dostałam 7 zł!!!podwyżki netto, ale brutto 15, co spowodowało,że obecnie na rękę dostaję 3 grosze mniej niż rok temu. To śmieszne i uwłaczające mojej godności. Takie podwyżki cen na każdym kroku a ZUS śmie dać mi 7 zł.
Pomoc społeczna to nie tylko fikcja,ale granda, obraza dla ludzi w potrzebie.Dostaję 100 zł /jest to żadna łaska tylko dodatek to ustawowego wyrównania głodowego/.Każdego miesiąca muszę skłądać tonę papierów ciągle tych samych, oświadczeń,że nie posiadam niczego, że od poprzedniego miesiąca nie kupiłam sobie samochodu,biżuterii,działki,mieszkania,dvd,radia,telewizora,że nie posiadam plantacji truskawek ani sadu itd. Tak co miesiąc! Już samo wejście do tego gmachu a nawet zebranie się do pójścia kosztuje mnie tak wiele,że trudno wyrazić słowami.Czuję się dzięki tym paniom i ich pytaniom jak oszust, złodziej,nieudacznik,lump. A jestem tylko chorym na depresję człowiekiem z ogromnym i przytłacającym bagażem doświadczeń, który mogłabym obdzielić wiele osób.
Gdybym miała gromadę dzieci, męża pijaka lub sama piła to dostałabym żywność na kartki, darmowe obiady,środki czystości i rentę socjalną.
Ale ja głupia tylko pracowałam uczciwie tyle lat. I po co?
Żeby teraz jakaś pinda przydzieła mi 100 zł po wielkich dyskusjach i sprowadzała mnie co miesiąc do parteru.
Od Zusu nie mogę doczekać się kapitału początkowego składek.
Jak żyć?