Mama od kilku lat się leczy u psychiatry. Sama se dawkowała leki, bo niby źle się po nich czuła. Piszę "niby" bo zmieniała już chyba z 5 rodzaji i po każdych się źle czuła. Myśle, ze to nie możliwe. Sama se to wmawiała. Teraz leży na oddziale już drugi tydzień i żadnej poprawy nie ma. Problem jest w tym, że mama lekarzowi nie mówi wszystkiego - prawdy. Ciągle coś ukrywa. Pojechałam z mamą do szpitala, bo miała urojenia. Wmówiła se rzecz, która jest nie prawdopodobna. Podobno mama od dzieciństwa taka jest. Zawsze jak była w centrum zainteresowania to było ok. Jak ktoś już stracił nią zainteresowanie - oddalała się. I tak utworzyło się nizsze poczucie wartości. Oddalanie się od ludzi. Żądzenie mną, bo się dałam. Teraz nie dostaje żadnych depresantów, tylko jakieś leki, które działają na myślenie - jakieś neurotyki. A ja ..... no cóż ..... nie mogę nawet ją odwiedzać, bo strasznie sie tam czuję. Jak to agorafobia - tam drzwi zamkniete i w razie ataku nie ma jak szybko uciec. Na początku jak ją odwiedzałam było dobrze, teraz nie mogę. A przecież powinnam .....
-- 31 paź 2011, 13:24 --
Chciałabym dodać, że od roku tak jak radziliście troszkę przestałam się interesować mamą. To doszło właśnie do tego, że leży w szpitalu. Bo ona zamknięta w sobie, pierwsza się nie odezwałą. Siedziała ciągle sama u siebie, oglądając tv. Z nikim nie gadając. No chyba, ze miałą chumor. Nawet z dziećmi moimi nie rozmawiała. Teraz ciągle mówi, ze ma pustkę, obojętność, brak uczuć, płakać nie moze. Niczym sie tak za bardzo nie martwi tylko sobą. Jak ona z tego wyjdzie, jak se poradzi. Mam brata, któremu ciągle tłumaczę jaka mama jest - wini mnie za to. Za to, ze mama taka jest. Ile mogę wytrzymać. Wysiadam po prostu ....
-- 31 paź 2011, 16:55 --
Właśnie wróciłam od mamy. Już nie wiem co myśleć. Jedna lekarka - która prowadzi mamę twierdzi, ze to leczenie jest w stronę neurotyczną. A ordynator rozmawiał z mamą i niby twierdzi, ze ma depresję dwubiegunową. Już sama nie wiem o co chodzi.