Witajcie hipochondrycy,
od czasu, gdy tu zaglądałam po raz ostatni minęło sporo czasu i wiele się zmieniło na lepsze w moim życiu. Poradziłam sobie z nerwicą ( co prawda nie wiem na jak długo, ale od dwóch lat mam spokój ) Pomogło mi kilka czynników:
1. Studia podyplomowe, niesamowicie fascynujące - spowodowały oderwanie się od moich problemów zdrowotnych (przestałam zwracać na nie uwagę) i brak wolnego czasu na rozmyślania - zamartwiania. Polecam zatem wszystkim coś, co "wciągnie" maksymalnie ale też niejako zdyscyplinuje (sama pasja niekiedy nie wystarcza), mam na myśli jakieś formy zobowiązań wobec kogoś lub czegoś; to sprawi, że poczujemy się zmobilizowani do jakiejś formy działań.
2. Aerobic - moje endorfinki sprawiły, że byłam w lepszym nastroju, zaczęłam mieć apetyt na życie.
3. Brak czasu na czytanie artykułów o chorobach i oglądanie programów ich dotyczących. Przygnębiająco działały na mnie też "zwyczajne" wiadomości, w których ciągle się pojawiały informacje o chorobach i wszystkich nieszczęściach świata. Przestałam je oglądać, też z braku czasu, i dobrze mi z tym było (teraz znów oglądam, ale już mogę patrzeć na wszystko z dystansem). "Nie oglądać wiadomości..." śpiewał Rynkowski i miał rację!
4. Racjonalizowanie wszystkich "chorych " myśli i nie przyglądanie się sobie nieustannie.
Pomogłam sobie sama, bez psychologa. Nie deprecjonuję znaczenia psychologów, bo pewnie potrafią znaleźć przyczynę problemów, ale póki co - nie mam czasu i ochoty na zwierzanie się psychologom. Nie mogłabym pójść do pierwszego lepszego,a jak znaleźć od razu tego właściwego, do którego mogłabym mieć zaufanie?