Skocz do zawartości
Nerwica.com

Paulina87

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Paulina87

  1. Dziękuję za wszystkie odpowiedzi. Ciesze, że tutaj trafiłam. Czytając to co napisaliście jak i inne tematy/posty pomyślałam, że znajdują się tu ludzie, którzy są w stanie mnie zrozumieć. Chciałabym iść do psychologa, ale wiem, że nigdy nie powiem mu tego co tu napisałam. Nie opowiadam najbardziej zaufanym osobom o swoich problemach, a z kimś obcym to chyba nawet nie będę umiała rozmawiać :/
  2. Chcąc wyjaśnić Wam mój problem, a właściwie cała mase problemów musze zaczac od poczatku czyli opowiedziec co prawdopodobnie jest przyczyna tego co sie teraz ze mna dzieje. W styczniu skończyłam 20 lat. Jestem osoba nieśmiała i zamknięta w sobie. Moi rodzice nie sa ze soba od okolo 8 lat. Tata wyprowadzil sie z domu, zalozyl druga rodzine. Nienawiśc jaka siebie darza jest po prostu ogromna. Przez ten cały czas od rozstania spotykali sie tylko w sądach. Innym ich sposobem komunikacji byłam ja i mój brat. Zawsze kiedy tata przyjezdzał po nas zeby zabrac nas na weekend do siebie bylismy wyuczeni tego co mamy mu przekazac, tak samo w druga str kiedy odwoził nas do domu. Na poczatku mój brat był za maly (teraz ma 13 lat) zeby cokolwiek przekazac wiec wszystko spadało na mnie, byl to ogromny stres i zawsze zwlekalam z tym do ostatniej chwili bo wiedziałam sie ze to wiaże sie ze złoscia rodzicow i mnóstem niemiłych słów mamy na tate i taty na mame. Kobieta z ktora jest moj tata od samego poczatku usilnie próbowala zrobic wszystko zeby sie nas pozbyc. Z jej ust usłyszłam wiele kłamstw i niemiłych słów na temat mojej mamy, rodziny mamy. Jest to osoba której nienawidze i szczerze zycze jej bardzo źle. Gdyby nigdy sie nie pojawiła byc moze moi rodzice ciagle byliby razem. Tata ma z nia dwoch synow (jeden 5 lat a drugi 1,5 roku), których nie potrafie zaakceptować. Za każdym razem gdy złoszcze sie na nia, nienawidze także ich (jednego z nich nigdy nie widziałam bo od dwoch lat nie widuje sie z tata w jego domu), a kiedy zezłoszcze sie na tate nienawidze jej no i co za tym idzie moich przyrodnich braci. Jak juz wspomniałam wczesniej w sadzie ciagle toczyly sie sprawy. Każde nasze opowiadanie wrażen z np głupiej wycieczki z tata nad morze czy wyjscie z mama na zakupy kończyło sie tym, że któres z nich znajdywało w tym cos co mozna zarzucic drugiemu na rozprawie. Kiedy tak sie stało tarktowali nas jak zdrajców i szpiegów. Niby mieliśmy zakaz powtarzania czegokolwiek. "Niby" bo ciągle nas o coś wypytywali. Kiedy nadszedł czas liceum wyprowadziłam sie do dużego miasta. Od samego początku mieszkałam sama. Rodzice odwiedzali mnie co jakiś czas, dawali na wszystko pieniadze itd. Pierwsze miesiace były pełne stresow, ale mimo wszystko byłam zadowolona i szcześliwa że wyrwałam się z domu i nie musiałam juz w kołko słuchac wzajemnego oczerniania sie moich rodziców (czasami mysle ze i tak powinnam byc szczesliwa ze kiedy rodzice mieszkali razem jedynym przejawem (nie wiem jak to nazwac) patologii? były ciagle kłotnie a nie np. znecanie sie fizyczne czy alkoholizm) Po pół roku tata przeniósł mnie do podobno lepszej prywatnej szkoły. Nie powiem zebym byla z tego zadowolona, ale uznałam ze skoro tak ma być lepiej to spróbuje. Po paru tygodniach w nowej szkole zaczełam chodzic na wagary. Czułam sie tam bardzo samotna. Na lekcjach czesto bez powodu zaczynalam płakac. Jedyne co robiłam po powrocie do domu to kładłam sie spać. Ze stresu nic nie jadłam. Pod koniec roku szkolnego mając 170 ważyłam 48kg. Oczywiście nie byłam juz jak wczesniej uczennica, która co rok miała czerwony pasek. Poźniej byly wakacje, wrociłam do domu. Stresy jakos mineły. Dotrwałam do matury, wcześniej nie zdając części probnych... 1,5 miesiąca przed egzaminem zaczeły dziać sie ze mną dziwne rzeczy. Najpierw dretwiały mi rece, stopy, poźniej drgały mi powieki, miałam sine usta i w ogóle ich nie czułam, zamarzałam z zimna. Tak było przez pare dni, poźniej pewnego wieczoru stało sie coś czego nigdy nie zapomne i co było jedna z najstarszniejszych rzeczy jakie mi sie przytrafiły. Siedzac wieczorem w fotelu wzielam do reki kubek, po chwili jednak nie wiedzieć czemu wypadł, chcac go podniesc stwierdzilam ze nie moge ruszyc dłonia, Uwierzcie mi że to było dla mnie straszne. Po chwili ustapiło, ale co pare minut miałam wrazenie, ze nie mam wladzy np. nad palcem czy nie czuje dotyku na policzku. Oczywiscie wpadłam w panike, płakałam cała noc. Rano zadzwoniłam do rodzicow, tata szybko przyjechal i zabral mnie do lekarza. Badania wykazały duzy niedobor potasu, magnezu i nerwice. Pani doktor przepisała mi Zomiren, Który miałam skonczyc brac po zakonczeniu wszystkich egzaminow. Bardzo mi to pomogło, zaczełam sie uczyc i tylko dzieki temu zdalam wszystkie egzaminy na około 80%. Czulam się całkowicie inaczej, powróciły ambicje, chęć do jakiegokolwiek działania, chęć do życia. Czulam sie szczesliwa i chcialam zeby tak bylo zawsze, niczym sie nie przejmowałam, nie miałam problemów z zasypianiem ani koszmarów. Oczywiscie nie posłuchalam zalecen lekarza. Chcac przedłuzyc swoje szczescie lek skonczyłam brac dopiero w pażdzierniku czyli 6 miesiecy poźniej. Skutkiem tego były bóle brzucha, kiedy juz bardzo zaczeły mi przeszkadzac poszłam do lekarza. Pani doktor od razu domyślila sie co mi jest i przepisala leki uspokajajace, nie pamietam nazwy. Miałam je brac 3 tyg i zglosic sie do kontroli. Po dwoch dniach bole brzucha mineły, a leki bralam przez kolejne miesiace az pojawila sie alergia. Nie biore ich od około miesiąca. Od 3 tyg śpie może 4 godz dziennie. W ogóle nie wychodze z domu (poza wyjściem na fitness - to jedyne co mnie choc troche relaksuje), jak mam wyjsc do sklepu po jedzenie to już wole nie jesć. Jak juz spotkam sie z przyjaciołmi to nie mam ochoty nic mówic ani ich słuchac. Nie potrafie myslec pozytywnie. Jedno kichniecie przywodzi mi na mysl mln chorób i mysl o śmierci, od razu widze swój pogrzeb i zaczynam płakać. Kiedy mysle o bliskich od razu wyobrazam sobie rozne niestworzone rzeczy które im sie przytrafiaja co tez doprowadza mnie do rozpaczy. Ciągle sie czegoś boje. Jak gdzies ide to obracam sie z bijacym sercem bo mam wrazeniem, ze ktos za mna jest i chce zrobic mi cos złego. Kiedy dostaje smsa lub ktos do mnie dzwoni to czytam/odbieram z duzym stresem bo mysle, ze to na pewno beda jakies złe wiadomoci. Przestalam chodzic na zajęcia przez co kwalifikuje sie do wyrzucenia ze studiow. Nic mi sie nie chce, na niczym mi nie zalezy. Od paru dni mam wieczorami jakies dziwne napady goraca, zauwazyłam ze przechodza kiedy sie wyplacze, kiedy sie czyms na chwile zajme. Ide po coś do kuchni i w połowie drogi zapominam po co ja tam ide. Ciagle jestem smutna, nic mnie nie cieszy. Nigdy nie wylaczam telewizora i komputera bo nie moge zniesc ciszy i tych wszystkich mysli. Chyba zwariowalam... Na koniec moge dodac ze duzo razy słyszlam od mamy i taty ze jestem zdrajca, ze mnie nie kochaja, nienawidza, nie chca miec takiej córki. Z jedej strony ich rozumiem bo zawsze mowili to w chwili złosci, a wtedy pada wiele niepotrzebnych słow, którch sie poźniej żałuje i nie była to najczesciej zlosc skierowana nie do mnie tylko drugiego z rodzicow. Nigdy nikomu nie powiedzialam tego co tu napisałam. Pewnie rano bedzie mi wstyd i bede tego zalowala. Czasami sama w to nie wierze. Wybaczcie jesli wkradły sie jakies literówki czy inne błedy, nie mam siły tego poprawiac. Chyba poczułam ulge bo mineło uczucie gorąca, które mnie dopadlo jak zaczynalam pisac. Nie wiem co mam zrobic z tym swoim życiem...
×