Nie mam z kim porozmawiać tak zupełnie, szczerze, więc skorzystam z możliwości bycia anonimowym....źle się ze mną ostatnio dzieje i zapisałam się do psychiatry już bo sama ze soba wytrzymać nie moge.
Dzieciństwo bardzo ciężkie, traumatyczne przezycia, dwie próby samobójcze, potem narkotyki i alkohol od 14 roku życia.
Terapie, psycholodzy....wydawał się że w końcy wyszłam na prosta. Ale jak tak patrzę na to, to depresja musiała mi już dużo wcześniej towarzyszyć. Pamiętam jak byłam dzieckiem (11-13 lat) i nie spałam całymi nocami bo ilekroć zamknęłam oczy w wyobraźni pojawiały mi sie takie wielkie szpule toczące się i miałam wrażenie fizyczne że tocza ię po mnie, dostawałam duszności autentycznie sie dusiłam....bałam sie spać. Potem w którymś momencie to zniknęło i pojawiło sie sporadycznie, az w koncu zupełnie ustało. Używki dawały mi to, czego normalnie nie czułam, szczęście. Ale dużo też zabrały, m.in. zawaliłam studia.
W tym czasie byłam w związku, chorym, toksycznym. Zdradzał mnie a ja mu wybaczałam bo tak bardzo bałam się ze zostanę sama....Kiedy odszedł za pierwszym razem, przez 2 tygodnie prawie nie spałam, nie jadłam. Potem zaczęłam mieć ogromne problemy ze snem, bałam się spać. Zasypiałam tylko przy włączonym świetle albo wlączonym tv (rachunek za prąd z tamtego okresu-dramat!). W tym okresie zaczęłam też leczenie w monarze, zakończone sukcesem w kwestii braku powrotów do używek ale porażką jeśli chodzi o nastroje depresyjne i nawroty.
W tamtym okresie też doszłam do wniosku że pragne mieć dziecko, ze to będzie takie moje zabezpieczenie przed powrotem na złą drogę. On tez bardzo pragnął mieć dziecko, tyle ze w trzecim miesiącu mojej ciąży znów zdradził...tym razem powiedziałam nie...i zostalam znów sama. Powiem szczerze ze dziecko dawało i daje mi siłę. Ale kiedy ogarnia mnie ciemność, ledwo daje sobie rade z tym zeby się nim zajmować...
W ciąży było dobrze, potem kiedy przez 5miesiecy siedziałam w domu na macierzynskim sama, bez rodziny, bez przyjaciół (bo w dzisiejszych czasach nikt nie ma czasu dla nikogo....)miałam myśli samobójcze i miałam dość dziecka, czasem robiła wszystko mechanicznie choć naprawdę starałam sie i staram byc dobra matka....
Po dwóch latach związałam się z kimś kogo dziecko bardzo pokochało, dość długo jesteśmy już ze sobą choć czasem nie wiem czy ja tego chce, ale szkoda mi więzi jaka jest między nimi, zreszta obustronnej.
Wszystko było dobrze, pierwszy nawrót nastapił kiedy dowiedziałam się ze mnie zdradził (przypadkiem), kilkumiesięczny romans na samym początku naszego związku. Załamałam się, tego co zniszczył do tej pory nie udało się odbudować.
Potem zaczął coraz czesciej wyjeżdzac i znów byłam sama....samotna
Najgorsze jest to ze ja w takich chwilach jeszcze bardziej odsuwam się od ludzi, najchetniej zamknęłabym się w domu, w pokoju z książką i w ogóle nie wychodziła....nic mi się nie chce, zmuszam się do pójscia do pracy, do opieki nad dzieckiem, cały czas ucisk w gardle i brzuchu, suchość w ustach, łomotanie serca, płaczliwość, czarne myśli.
Przesladuje mnie lek (również w snach) ze mojemu dziecku, miłosci mojego życia cos się stanie, mam koszmary
Zupełnie sobie z tym wszystkim nie radze, wszyscy myslą ze wszystko jest w porządku, kiedy mówię mu ze wariuję kiedy go nie ma (po kilka tygodni) ze nie daje sobie rady, słysze ze przesadzam, ze taka ma prace i nic na to nie poradzi. Chciałby miec dziecko ale ja nie chcę, bo nie dam rady, wiem to, nie dam rady sama z dziecmi, sama w ciąży, sama na zakupach, sama dzien i noc. Nie tym razem.
Czasem zastanawiam się nad odejsciem, moze wtedy kiedy nie miałabym takiej hustawki emocjonalnej, wraca, znów wyjezdza, moze wtedy byłoby mi łatwiej.
Długo tak nie pociągnę, tyle wiem na pewno.