Skocz do zawartości
Nerwica.com

faiter

Użytkownik
  • Postów

    68
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez faiter

  1. Cześć Piotrek.

     

    Faiter, twoja samotność wiąże się z nastawieniem do otaczającego świata.

    Możliwe, ale "świat" tyle razy mi dokopał, że nie mam powodu żeby go "lubić".

     

    Po pierwsze: masz mało wiary w swoją wartość.

    Zdaję sobie z tego sprawę, ale mimo moich starań trudno mi ten stan rzeczy zmienić - "to" tkwi zbyt głęboko...

     

    Po drugie: zbyt bierzesz do siebie to, co usłyszysz od innych (czasem ktoś głupio żartuje - a jako wrażliwa osoba możesz to źle odebrać).

    jak wyżej

     

    Jeżeli będziesz się zamykać na ludzi - wtedy nikt nie zwróci na Ciebie uwagi.

    Jak mam "otworzyć się" na ludzi, którzy wyrządzili mi tyle krzywd? Oni żyją sobie szczęśliwie i beztrosko, a JA? Nie potrafię im wybaczyć...

  2. Myślę jednak, że pewnie taką: ci co stoją z piwem na ławce albo pod klatką itd., a to trochę krzywdzące. Zapewniam, na ulicy jest wielu ludzi wrażliwych i inteligentnych, tylko brak im kręgosłupa moralnego, ciekawości świat itd.

     

    Zgadzam się z Tobą rusałko.

    Wśród moich znajomych jest wielu ludzi, których otoczenie zwyczajowo określa jako dresiarzy.

    Muszę przyznać, że w pewnym sensie lubię ich towarzystwo. Są to osoby szczere, prostolinijne - nie ma w nich fałszu i cynizmu, a te cechy często można spotkać u ludzi wykształconych... Zwykle są bardzo bezpośredni - nie używają subtelnych sformułowań, ale przynajmniej mówią prawdę.

    Poza tym brak wykształcenia nie idzie w parze z brakiem inteligencji - nieraz się o tym przekonałem.

    Najczęściej ich życie nie było usłane różami, często pochodzą z patologicznych rodzin. Nie zastanawiają się zbytnio co dzieje się wewnątrz nich, uwagę ich zaprząta "proza życia"... Prowadzą życie takie, jakie najlepiej znają -powielają wzorce swoich rodziców.

    Wielu też pewnie zmaga się z nerwicą, ale nigdy sobie tego nie uświadamiają... Nie wiedzą, że mogą sobie pomóc; myślą, że "takie jest życie"...

  3. Dobry temat,

    W sumie jakoś zawsze czułem się sam; jakoś nigdy nie mogłem tak całkiem do końca utożsamić się z grupą, podświadomie czułem, że to nie mój świat.

    Może dlatego bardzo często byłem odrzucany? A to potrafiło nieźle dopiec i budowało mur między mną a resztą świata.

    Gdzieś 10 lat temu pojawiła się nerwica i wtedy zacząłem czuć się samotny, cholernie samotny...

    Uczucie to potęgowały urazy do ludzi, którzy kiedyś należeli do grona moich znajomych; oczywiście starannie te urazy pielęgnowałem, a one rosły... - do dziś nie kontaktuje z tymi osobami.

    Ogólnie obrażanie się zawsze było częścią mego życia - tak reagowałem na złe i niesprawiedliwe traktowanie.

    Kiedy tylko pojawił się ktoś, kto mnie zaakceptował to nachalnie i neurotycznie "podlizywałem się "; byłem tak zachłanny na czyjąś przyjaźń, że zaniżałem swoją samoocenę pozwalając się niejednokrotnie upokarzać..

    Obecnie z wieloma ludźmi nie rozmawiam; najbardziej przykra jest sytuacja z moją starszą siostrą; ona w swoim cyniźmie perfidnie wykorzystywała moje zmagania z nerwicą, próbując wywoływać we mnie lęk i poczucie winy - po prostu nie mogę jej tego darować...

    Niestety, chyba już przywykłem do swojej samotności. Marzę czasem o WIELKIEJ MIŁOŚCI - ale to tylko marzenia...

  4. siemka paola!

    Moim zdaniem powinnaś zająć się przede wszystkim samooceną. Pomoże Ci w tym lektura książek i artykułów na temat asertywności. Przeszedłem już etap, kiedy innych ceniłem bardziej niż siebie, kiedy martwiłem się co "inni" powiedzą.

    Najważniejsza jest miłość do samego siebie; pomyśl sobie w chwilach zwątpienia, że zasługujesz na miłość i nie musisz innych "uszczęśliwiać" a na pewno spełniać ich "zachcianek". Najpierw TY i twoje potrzeby, potem reszta

    Pozdrawiam.

  5. Oczywiście INXS - dlaczego? Niesamowity klimat, głos pełen prawdziwych emocji, przy tym nieszczęśliwe życie wokalisty zakończone samobójczą śmiercią w 1997 roku...

    Nigdy nie zastanawiałem się nad tekstem "by me side", ale na potrzeby forum "postarałem się" ;)

    Aha, polecam jeszcze "never tear us apart"

     

    INXS - By My Side

     

    Po mojej stronie

     

    W mroku nocy

    Te małe godziny

    Są niepewne i niespokojne

    Muszę do ciebie zadzwonić

     

    Pomieszczenia pełne są nieznajomych

    Niektórzy nazywają mnie przyjacielem

    A chciałbym, abyś była tak blisko mnie

     

    W mroku nocy

    Te małe godziny

    Odpływam

    Gdy jestem z tobą

     

    W mroku nocy

    Po mojej stronie

    W mroku nocy

    Po mojej stronie, po mojej stronie, po mojej stronie

    Chciałbym, abyś była

    Chciałbym, abyś była

     

    Przychodzi błazen

    Jego twarz jest na ścianie

    Bez okien

    Nie ma powietrza

     

    W mroku nocy

    Te twarze na mnie polują

    A chciałbym, abyś była

    Tak blisko mnie

     

    Przy mnie

    Przy mnie

    Chciałbym, abyś była

    Chciałbym, abyś była

    Przy mnie

     

    W mroku nocy

    Te twarze na mnie polują

    A chciałbym, abyś była

    Tak blisko mnie

     

    Tak, chciałbym, abyś była

    Przy mnie

  6. A ja wolę transik.... dj. tiesto, paul van dyk itp. Lubię sobie przy nim "odlecieć" ;)

    Jak chcę się wyciszyć to np: enigma, deep forest, enya albo też coś z grup: metallica, dire straits, 'bruce sprengsteen', INXS... szczególnie ta ostatnia kapela - koleś ma naładowany emocjami głos, śpiewa "naprawdę"; szkoda że już go nie ma wśród nas (popełnił samobójstwo) :(

    Ogólnie muzyka pełni w moim życiu BARDZO WAŻNĄ ROLĘ i nieraz "wyciągała" mnie z głębokich dołów...

    Pozdrawiam.

  7. Witam,

    Mam problem; jak już pisałem na forum "Witam" główną przyczyną mojej nerwicy były "ataki" na moją osobę. No właśnie - ataki wcale się nie skończyły: Od jakiegoś czasu pewien koleś (19 lat) obmawia mnie za plecami, psując mi opinię, a kiedy go spotykam ironicznie się do mnie uśmiecha... - generalnie próbuje mnie wyprowadzić z równowagi. Jest to działanie celowe - jego rodzina prowadzi ze mną swoistą "wojnę".

    Kiedyś próbowałem to ignorować; nie chciałem zniżać się do ich poziomu, brak mojej reakcji tylko wzmagał te ataki na mnie. Wtedy nie wytrzymałem i dałem mu "w pysk". Oczywiście pojawiła się jego matka i po dłuższej rozmowie rozstałem się - jak mi się wydawało w zgodzie (nawet podałem mu rękę). Teraz znowu się zaczyna i tylko koleś czuje się jeszcze bardziej bezkarny i nie powiem; wzbudza we mnie lęk.

    Myślałem żeby znowu go 'walnąć" bo nie widzę innej możliwości - trochę "nerwów" mnie to kosztuje...

  8. Elo justys,

    Czasami płacz ma działanie terapeutyczne - jest jak wentyl przez który wypływa całe nagromadzone napięcie. Po takiej "płaczącej sesji' można poczuć znaczącą ulgę. Ważne jest, aby nie zamienił się w rozpacz, bo wtedy to już krok od depresji...

    Ja studia zaczynałem po raz "enty" jak miałem 25 lat - także masz jeszcze duuużo czasu ;)

    Co do pracy, to na bezrobociu byłem trzy lata i jakoś dałem radę chociaż rodzina i otoczenie dawało mi się we znaki. W końcu postanowiłem, że wezmę co się trafi - głównie po to, żeby odbić się od dna.

    Praca ma też w pewnym sensie działanie terapeutyczne; pozwala "oderwać się" od czarnych myśli i pomaga poukładać życie.

    Co do twoich lęków to szukaj pomocy u różnych źródeł;

    "A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój [...]"

    Pozdrawiam :smile:

  9. Witam,

    Tak, często zdarza mi się płakać. Czasem narasta coś we mnie od środka, kumuluje, aby w końcu zamienić się w szloch. Czasem wywołane jest to impulsem związanym z wydarzeniami z mojej "czarnej" przeszłości (np: spotkanie byłego "prześladowcy").

    Czasem smutek, a w rezultacie płacz dopada mnie kiedy jestem bardzo zmęczony - wtedy czuję się bezbronny, słaby i bardzo samotny... Wraz z płaczem przychodzą wspomnienia, "TE" wspomnienia, a wtedy pogrążam się jeszcze bardziej. Zderzenie bolesnej przeszłości z wegetacją dnia dzisiejszego nie daje nadziei na lepszą przyszłość. Im jestem starszy tym mam jej mniej; mniej mam też czasu...

    Czasem płacz trwa chwilę, czasem szlochanie trwa kilka godzin, czasem ten stan nawiedza mnie codziennie. Wtedy "zapadam się" tak głęboko, że życie wydaje mi się karą, okrutną zabawą Boga - jego perfidną, cyniczną zemstą...

    A wtedy...wiadomo, nie?

  10. Nie ma reguły. "Oblewa mnie" i przy nerwowych sytuacjach i bez nich, jak np. przechodzę z zimnego pomieszczenia do ciepłego.

     

    Przy nerwowych sytuacjach częściej pocę się, że tak to określę, nadmiernie- ale normalnie.

    Witam,

    U mnie jest podobnie...

    Najgorzej jest latem - tam gdzie usiądę zostaje po mnie mokra kałuża... Pocę się dosłownie na całym ciele; nie muszę dodawać jak bardzo jest to krępujące...

    Z problemem mokrych pach sobie poradziłem: w aptece można kupić dobry środek w formie dezodorantu kulkowego: ANTIDRAL, 50 ml - kosztuje niewiele ponad 10 zł.

    Pozdrawiam.

  11. Witam,

    Od lat miewam kłopoty z ciśnieniem, objawy szczególnie nasilają się w okresie letnim. Lekarz zalecił mi "Prestarium" - są całkiem skuteczne.

    Problem w tym, że leki na nadciśnienie powinno się przyjmować do końca życia... Poza tym jest to bardzo uciążliwe i wiąże się z kosztami.

    Nadciśnienie, oprócz podłoża nerwicowego jest u mnie uwarunkowane genetycznie.

    Ogólnie to bardzo "męcząca przypadłość" :(

  12. Witam,

    Co do mojego "przedmówcy" - to koniecznie powinien zmienić swój nick i wyjść z "krainy ofiar"...

    Mówiąc o napięciach mięśniowych to czasami miewam takie po silnych atakach nerwicy lękowej (najczęściej wywołanej jakimś impulsem np: falą złych wspomnień), wtedy przepełnia mnie agresja i najchętniej bym się na kimś lub na czymś wyżył...

    Po takiej "akcji" przez kilka dni odczuwam bóle karku i obręczy barkowej - mam problemy z poruszaniem głową ;)

    Oprócz tego co jakiś czas miewam tiki nerwowe (drży mi powieka), do tego dochodzą skurcze mięśni (najczęściej nóg). W takich przypadkach biorę tabletki magnezowe i po jakimś czasie wszystko się uspokaja.

    Pozdrawiam.

  13. Witam,

    Uważam, a czerpię tę wiedzę z autopsji, że nerwica lękowa może pośrednio przyczyniać się do problemów z sercem i nie tylko...

    Ja od wielu lat choruję na nadciśnienie tętnicze; wiąże się z tym powiększenie komory sercowej.

    Ostatnio też podczas "ataków" nerwicy lękowej, objawiającymi się m.in. napadami agresji, czuję ostry ból z lewej strony klatki piersiowej.

    Obawiam się, że może mieć to związek z nadwyrężeniem mięśnia sercowego; boję się tego, bo preferuję aktywny styl życia.

    A tak poza tym innymi skutkami nerwicy (w moim przypadku) mogą być: nadmierna potliwość i problemy dermatologiczne, ale to już w innym temacie na forum...

  14. Witaj faiter. Z tyloma przeciwnościami dałeś sobie radę to i teraz sobie poradzisz. Otwierasz się na ludzi - to bardzo ważne. Jesteś wartośćiowym człowiekiem i pomalutku poukładasz swój świat. Już zacząłeś to robić. Powodzenia.

    Witaj Gracjo.

    Dzięki za słowa wsparcia; są one tym cenniejsze bo pochodzą od osoby z "doświadczeniem życiowym".

    Od zawsze byłem ekstrawertykiem, tylko pewne wydarzenia w moim życiu zmusiły mnie do "defensywy". Zaczynam tę cechę w sobie na nowo odbudowywać :smile:

    Pozdrawiam.

  15. Faiter,wierzę ci,że boisz się psychologów,ale czasami warto spojrzeć na siebie oczami innych.Z boku lepiej widać Wink 10 lat to kawał czasu,jeśli czujesz,że stoisz w martwym punkcie,pomogłoby ci spojrzenie kogoś z zewnątrz.Pisz do nas i czytaj,może dostaniesz jakieś wskazówki,które ci pomogą zrobić krok do przodu.To też w pewnym sensie taka psychoterapia.Trzymaj się cieplutko i pamiętaj-nie jesteś sam.Tu znajdziesz zrozumienie,a to już bardzo wiele.

     

    Dokładnie, kawał czasu... Przepełnia mnie żal z powodu "zmarnowanych" lat.

    Aby się ruszyć, muszę - jak mawia Rocky: "opróżnić piwnicę" ;)

     

    Dzięki za słowa wsparcia; będę TUTAJ często zaglądał. :)

     

    [ Dodano: Dzisiaj o godz. 9:46 pm ]

    Witaj faiter! Jesteś wartościowym człowiekim, tak jak pozostali na forum. Trud w tym że trzeba to w sobie odnaleść. Ja zmagam się z tym obecnie!

    Psychoterapia u psychologa pomaga to odkryć w sobie, leczy bez leków (psychotropów)! więc nie bój się tego!

    Elo zwycięzco!

     

    Z tym psychologiem to może i dobry pomysł, gorzej z realizacją... Nie jest łatwo "normalnym" trybem dostać się do kogoś takiego. Przynajmniej tam gdzie mieszkam.

     

    P.S: Zazdroszczę Tobie optymizmu; no, ale jak ktoś ma "taki" nick... ;)

     

    [ Dodano: Dzisiaj o godz. 10:11 pm ]

    "Czuć się kochanym dodaje więcej siły, niż czuć się silnym" (Johann Wolfgang von Goethe)

     

    -ja kiedyś byłem bardzo silny, z różnymi murami ochronymi i innymi tego typu paskudztwami. Teraz wiem, że ta ciągła budowa owych murów na dłuższą metę nie ma sensu i lepiej po prostu otworzyć się na ludzi, a jak z czymś się nie zgadzasz po prostu mówić o tym otwarcie a nie toczyć niewerbalne "walki" z całym światem. Coś o tych "walkach" wiem... strasznie dużo siły kosztują i nie przynoszą na dłuższą metę pozytywnych rezultatów.

    Witaj C©złowiek'u!

     

    Świetna sentencja! - gdzie się do niej dokopałeś?

     

    Masz w 100% rację, tyle że te "mury" to swego rodzaju wyuczony przez lata "nawyk". Myślę też, że poprzez moją postawę "twardziela" prowokowałem podświadomie ludzi do ataków na mnie... Może chciałem się "sprawdzić"?

    Problem w tym, że kiedy otwieram się na innych to z głębi mojego jestestwa wychodzą stare, przez lata tłumione lęki - oj, jest tego trochę...

     

    Pozdrawiam!

  16. Witaj Różo.

    Dzięki, że zainteresowałaś się moją osobą. Zdaje sobie sprawę, że moja "opowieść" nie była zbyt składna, ale trudno streścić 10 lat życia... I tak wiele istotnych rzeczy pominąłem.

    Czy jestem "silny"? Podobno. Wielką cenę zapłaciłem za swoją SIŁĘ... To nie jest tego warte, uwierz mi.

    Nie leczę się w tradycyjnym słowa tego rozumieniu. Ratuje się czymś co nazwałbym "auto - psychoterapią" opartą głównie na wiedzy zaczerpniętej z artykułów i książek. Do tego trochę ziółek typu: dziurawiec, melisa i to wszystko.

    Boję się wizyty u psychiatry, boję się psychotropów.

    Mam za to silną potrzebę podzielenia się z kimś moimi przeżyciami; po latach chciałbym się w końcu odblokować...

    Ogólnie żyję z dnia na dzień; raz lepiej, raz gorzej - taka mała wegetacja... ;)

  17. Witam. Po miesiącach wahań postanowiłem w końcu przezwyciężyć swój lęk i zalogować się na forum. Tak jak w przypadku większości odwiedzających to forum zmagam się z depresją i nerwicą lękową. Trwa to już dość długo; pierwsze poważne symptomy pojawiły się 10 lat temu. Akurat zaczynałem studia i wtedy właśnie wpadłem w poważny dołek, dołek z którego do dziś nie mogę się wydostać, dołek, który zaważył na całym moim późniejszym życiu... Ale po kolei: od dziecka zawsze byłem "nadwrażliwcem" - łatwo można było mnie zranić, sam za to byłem wesołym lecz zalęknionym dzieckiem, wpływ na to miała "krzykliwa" matka i apodyktyczny ojciec. Matka od dziecka wpajała mi poczucie winy, a ojciec zrównywał do poziomu "wiadra". Rówieśnicy zawsze uważali mnie za mięczaka, a ja zawsze starałem się im pokazać, że wcale taki nie jestem. Żeby nabrać pewności siebie i zwalczyć swoje lęki zacząłem uczęszczać na treningi sztuk walki; całkiem dobrze mi szło, jednak lęki i brak pewności siebie nadal pozostawały. Następnym sposobem na brak odwagi miała być kulturystyka; i znów oprócz dość dobrych wyników fizycznych, w mojej psychice nie zmieniło się nic. Aby poprawić swoją wydolność zacząłem brać sterydy - zapłaciłem za to kłopotami zdrowotnymi i rozchwianiem psychicznym(ataki agresji). Zawsze należałem do grona najlepszych uczniów: tak było w podstawówce, w szkole średniej i tak w zamierzeniu miało być na studiach... Wtedy właśnie zaczęły się moje kłopoty ze zdrowiem (sterydy) i w rezultacie nie zaliczyłem roku i pogrążyłem się w mrokach depresji... Odsunąłem się od znajomych, stany lękowe jeszcze bardziej się nasiliły, prawie przestałem wychodzić z domu. Byłem tylko ja, mój pokój i Bóg, którego obwiniałem za wszystko co mi się przytrafiło. To był 1997 rok. Apogeum moich stanów depresyjno - lękowych to rok 1998(prawie wymazałem go z pamięci). Z odrętwienia wyrwał mnie bilet do wojska; potraktowałem to jako tragedię, ale w rezultacie wojsko postawiło mnie na nogi. W 2000 roku zakończyłem służbę i postanowiłem, że od tego momentu zacznę nowe "zdrowe" życie. Znalazłem pracę i na nowo zacząłem studia. Przez rok było prawie ok. stany depresyjne były dość łagodne, lęki nie nawiedzały mnie tak często. Wtedy właśnie stałem się obiektem mobbingu w pracy: oczernianie mnie, ostracyzm, dodatkowe obowiązki itp. Oczywiście wtedy jeszcze nie wiedziałem że to "mobbing", nie dawałem się: zachowywałem kamienną twarz i grałem twardziela doprowadzając do pasji moich "prześladowców". Wytrzymałem rok- pod koniec musiałem przyjmować środki uspokajające. W rezultacie wylądowałem na bezrobociu, dobrze że pozostały mi studia. Przez 3 lata byłem bezrobotny, nawet zbytnio nie szukałem pracy jakby podświadomie bojąc się "powtórki z rozrywki". W międzyczasie zaczęły się p"prześladowania" mojej osoby w moim miejscu zamieszkania. Próbowano mnie zastraszyć, zaszczuć. Odrzucony przez dawnych znajomych, teraz stałem się obiektem ich "ataków". Oczywiście znów nie dawałem po sobie poznać i znów toczyłem z nimi "walkę"; głównie w sposób niewerbalny, zmagając się jednocześnie z coraz częstszymi i dłuższymi stanami depresyjnymi. Doszło do tego, że bałem się wychodzić z domu, żeby nie zostać "zaczepionym", żyłem w ciągłym lęku. Tak było jeszcze 2 lata temu, w międzyczasie zacząłem czytać książki z zakresu psychologi i ezoteryki. Stopniowo zacząłem wracać do życia "społecznego" przechowując jednocześnie głęboką urazę za wszystkie doznane krzywdy. Sytuacja powoli zaczęła się odwracać - moi najwięksi prześladowcy, mimo, że ciągle budzą we mnie lęk sami stali się ofiarami - boją się mnie i w sumie do tego cały czas zmierzałem, żeby na chwilę postawić ich w roli "ofiary", żeby zaczęli się bać tak jak ja... To jest stan obecny. Ciągle jeszcze nie załatwiłem wszystkich "spraw", nie skończyłem jeszcze studiów - "bałem się" obronić dyplom, staram się otwierać na ludzi, staram się zmieniać podejście do moich rodziców (ciągle mną pomiatają). Nigdy nie byłem w związku, nigdy nikogo nie kochałem - zbudowałem wokół siebie mur, który miał mnie chronić przed "złymi"ludźmi. Czasem nie chce mi się żyć, czasem myślę, że jestem nikim. Chciałbym już skończyć te zmagania ze światem, zmagania ze samym sobą - chciałbym odpocząć. Najlepsze lata "przeciekły" mi przez palce, od 10 lat jestem ciągle w tym samym punkcie życiowym i sam już nie wiem czego chcę...

×