Witajcie! Pisze tu pierwszy raz, bo widze ze to strona o mnie -
czlowieku zdegenerowanym psychicznie Wlasnie mam rozne niepokojace
objawy trwajace od lat i bardzo utrudniajace moje zycie Jesli ktos
moze to prosze, zeby mi napisal czy to jest nerwica. Mam 20 lat a to co
sie dzieje zaczelo sie 4 lata temu. Nic traumatycznego sie wtedy nie
stalo ale nie ukrywam, ze zaszly pewne zmiany w moim zyciu. I gdzie
okolo tego mementu sie zaczelo. Mysli, ktorych nie moglem kontrolowac,
ktore przychodzily ciagle przy kazdej czynnosci blachej lub jak to ja
sobie wmawialem powaznej i konstruktywnej. Mieszkam w domu i zauwazylem
ze kawalek tynku ze sciany odlecial i od tego czasu sprawdzalem w
kazdym miejscu jak zbudowany jest dom, z jakiej zaprawy, bo mam pokoj
na pietrze i ciagle mialem obawy, ze sie zawali. Nawet probowalem
obliczac obciazenia mebli porozstawianych w pokoju nie mowiac o
setkach przemyslen na ten temat. Gdy zanalizowalem to i stwierdzilem,
ze jednak sie nie zawali to gdy po tygodniu kupilem akwarium i wiadomo
ono jest ciekie to mysli powrocily ze zdwojona sila! Ono wazy 100 kg to
zbyt duze obciazenie dla posadzki itp. Wszystko w moim pokoju musi byc
idealnie poukladane, symertia oczywiscie wszedzie. Nie jestem pedantem
ale cos we mnei kaze mi ustawiac wszystko wg okreslonych regol. O
hipohondrii nie wspomne. Jak juz ktos mowil, jesli zaboli mnie dolna
czesc brzucha mowie "matko to koniec, zapalenie watroby wirusowe, bo
mam kolege z hcv i jestem zarazony". Jakikolwiek guzek plamka
standardowo oznacza nowotwor zlosciliwy. Migajace planki w moim wzroku
napewno wiecie o co chodzi, mimo iz mam od zawsze to zaczely wydawac
sie wieksze, ze jest coraz gorzej i strace wzrok za kilka lat. I ze tak
nie bede mogl zyc i mimo iz nie chce skonczyc z soba to "na wszelki
wypadek" obmyslam plan samobujczy. Tak poprostu jak dobry inzynier
tworze dobry plan na przyszlosc w razie koniecznosci. Nastepna
najbardziej chyba uciazliwa sprawa jest analizowanie wszystkiego i
wszystkich. Najbardziej blaha czynnosc wyzwala u mnie godzinne
myslenie. Dlaczego on to zrobiel, kiedy, co nim kierowalo. Wydawalo mi
sie, ze "jestem kims wybitnym, potrafie kazdego przeczuc i rozgryzc,
wszystkich zanalizowac" a prawda jest taka, ze jestem walniety Do
tego pisanie. Nie wiem czy ktos ma taka kartke jak ja... Siedze przy
kompie i chce cos zamowic na aukcji. To wypisuje na kartke parametry
tej rzeczy pomimo iz mam t na monitorze. Pozniej wypisuje to poraz
drugi obok jak ja to mowie "zeby lepiej zapamietac i porownywac co
lepsze". Konczy sie tak ze na kartce a4 mam TYSIACE zapisanych
bezladnych slow i danych. Gdy nie ma miejsca to pisze jedne na drugich.
Zapisuje wszelkie rzeczy np. z czego mam sprawdziany, zeby rzekomo nei zapomniec o nich. Nie zapisuje na kartce do przypomnienia i wieszam
przy lozku tylko na kartce-smieciu calej pobazgrolonej i zapisuje
niewielkimi literkami. Chodzi o sam fakt zapisania, odrazu lepiej sie
poczuje. I po minucie zapisuje jeszcze raz, zeby nie zapomniec i
jeszcze raz w innym miejscu itp. Koszmar. Jako, ze ucze sie w branzy
zdrowotnej ostatnio sobie uswiadomilem tez, ze musze zazywac jakies
suplementy diety, bo inaczej bede chory slaby i szybko umre. Zaczalem
kupowac witaminy, magnez i inne bzdury. I codziennie wbrew sobie
musialem powtarzac sobie, ze wszystko bedzie dobrze, ze bede czul sie
swietnie, bo zazywam witamine c, ktora jest takim swietnym
przeciwutleniaczem. I mimo iz zdaje sobie z tego sprawe mysli nie
pozwalaly mi o tym zapomniec. Ciagle tylko zazywam to a to i to i to to
bedzie dobrze. Ale najgorsze jest jak ja to mowie "domino". Chce kupic
kompa dla przykladu i sobie juz jakis wymyslilem zestaw i jak tylko
pomysle o nim to MUSZE wymienic kazda czesc jaka sobie wymyslilem do
zakupu. I jesli cokolwiek pomyle w tym powtarzaniu w myslach to
zaczynam od nowa. I od nowa. Jesli nawet miedzy jedna czescia a druga
zrobilem zbyt duza przerwe w wymienianiu w myslach MUSZE zaczac od
nowa! Czasem po 20 razie odpiero czuje ulge, ze wymienilem to i juz.
Tak poprostu. I wiele wiele innych rzeczy... Teraz co innego. Jak sobie
to tlumaczylem? Zawsze wiedzialem, ze cos nie jest tak, ze to jakies
zaburzenie i to nie jest normalne i chwilowe. Wiedzialem ze na cos
cierpie. Pozniej sam sie diagnozowalem. Pierwsze mysli, ze to, ze raz
na kilka miesiecy wypisam alkohol i to on mnei zniszczyl. Zniszczyl moj
mozg. Albo, ze to inne leki zniszczyly moj mozg bo to sa szkodliwe
chemiczne rzeczy. Pozniej padlo, ze jestem kompletnym swirem ale to
dopiero poczatek, ze to sie rozwinie za 20 lat i skoncze w czubkach, bo
cierpie na schizofrenie. I godziny spedzone nad czytaniem o niej i jej
rodzajach. Ale w koncu nijak do mnei nie pasowaly objawy tej choroby
wiec odpuscilem. I po nastepnych godzinach szukania jednak wszystko
sklania sie ku nerwicy. Zaznaczam, ze to diagnozowanie to nei 1 dzien a
proces trwajacy miesiace i czytanie i dolowanie sie. Co do depresji to
nie jestem szczesliwy z zycia, zadowolony, wiem ze nie ma ono sensu,
bede stary chory i umre jak kazdy wiec jaki w tym sens. Ale nie jest to
typowa depresja. Nie siedze w domu caly czas amartwiajac sie. Poprostu
widze tylko beznadziejnosc zycia i strach choroby i smierci. A teraz
najwazniejsze. Czy moze ktos mi powiedziec na co ja cierpie?
Zaznaczam, ze jestem osoba BARDZO niesmiala, wybitnie introwersyjna i
osobowosc unikajaca. Zadna sila mnei nei zaciagnie do psychiatry czy
lekarza niestety Nie, ze nei mam ochoty ja tego pragne! Ale za nic
sie nei rpzemoge poprostu nie ma mowy o tym. To tak jakby ktos z lekiem
wysokosci mial sie wsponac na dach biurowca. Panicznie sie boje isc do
lekarza, boje sie odrzucenia wstydu, bycia petentem, gorszym wysmiania
chociaz WIEM, ze tak nei bedzie i od tego jest lekarz. Ogolnie boje sie
obcych ludzi, nie nawiazuje nowych kontaktow i znajomosci. Kazdy mnei
ma za samotnika a ja jestem wybitnie neismialy boje sie obcych. Jestem
caly przepelniony siwdomoscia, ze "on" "ona" napewno mnie nie polubi,
nie zaakceptuje, wysmieje, odrzuci. Mimo iz to tylko wyolbrzymianie, i
mala szansa ale gdyby taks ie stalo to przezywalbym to tygodniami. PS
przepraszam za tak dlugi post. Jestescie jedynymi ludzi, ktorym to
powiedzialem i wiedza, jak mi siezko na tym swiecie. Jako, ze
psychiatra odpada z wiadomych powodow probowalem zakupic na wlasna reke
leki przez internet ale to bardzo drogo wychodzi i boje sie posadzenia
o narkomanie itp. jesli np. ktos u mnei to znajdzie, bo to w koncu
psychotropowe, rozniej boje sie dzialan nieporzadanych i zmiany mojego
zachowania.