Skocz do zawartości
Nerwica.com

seelv

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez seelv

  1. Witam, po przeglądaniu forum przez jakiś czas postanowiłam w końcu zwrócić się tutaj ze swoim problemem. Mam 19 lat, jestem dzieckiem nieślubnym, moja mama jest DDA, do niedawna we dwie mieszkałyśmy też z dziadkami, jej rodzicami. Czyli sama również przez wiele lat wychowywałam się w jednym domu z alkoholikiem. Mojego ojca ostatni raz widziałam kilka lat temu, moja mama rozstała się z nim dlatego, że miał duże problemy z emocjami i zaczął zachowywać się wobec niej agresywnie. Przez jakiś czas utrzymywał ze mną kontakt, jednak tak naprawdę nigdy nie dał mi powodów ku temu abym go szanowała - to typowy kobieciarz, wyzbyty uczuć i szacunku do swoich partnerek, straszny materialista, o mnie też nigdy nie dbał, nie pamiętam jakichkolwiek czułości z jego strony, widział we mnie tylko interes, a co pewnie ważne, on pochodzi z dysfunkcyjnej rodziny. Nie, nie dowiedziałam się tego od swojej mamy, ona nigdy nie mówiła mi o nim źle, jednak o wielu rzeczach przekonałam się dochodząc do tego osobiście, poznałam również jedną z żon mojego ojca, z którą ożenił się już po rozstaniu z mamą. Wydawałoby się, że moje dzieciństwo nie było jakieś szczególnie ciężkie, nigdy tego w taki sposób nie postrzegałam, aż do czasu kiedy zaczął się w moim życiu etap miłosnych uniesień, związków i zawierania trwałych relacji przyjacielskich. Zaczęłam również dostrzegać jak bardzo różnię się w wielu rzeczach od moich znajomych z "normalnych" rodzin. Kiedy byłam jeszcze dość małym dzieckiem miałam dobry kontakt z dziadkiem, jednak z biegiem czasu to zaczęło się zmieniać, wiele razy widziałam mojego dziadka pod wpływem alkoholu, widziałam to jak wyzbyty jest szacunku do nas wszystkich. Widziałam wiele rzeczy o których nie chciałam pamiętać. I teraz ja nie mam szacunku do niego - żadnego. Mijając go na ulicy nawet nie zwracam na niego uwagi. Inną kwestią jest osoba mojej babci, która ma typowo toksyczny charakter. Od dziecka słyszałam z jej strony wyłącznie krytykę. Cokolwiek zrobiłam - wszystko zawsze było źle. Szantaże emocjonalne i ciche dni na porządku dziennym - często za zwykłe wyrażenie własnego zdania. W pewnym momencie przestałam robić cokolwiek o co mnie prosiła wiedząc, że i tak dla niej będzie źle. Na tę chwilę, słysząc prośbę z jej strony odczuwam niechęć jej wypełnienia tak dużą, że aż związaną z lękiem - znów będzie źle. Moja mama jest niesamowitą osobą, o bardzo silnym charakterze, jednak po przejściach, bardzo zestresowaną i niezadowoloną ze swojego życia. Po moim ojcu przeszła przez 3 poważne związki - a ja właściwie razem z nią. Pierwszego prawie nie pamiętam, z drugim była bardzo długo, bo aż z 5 lat, związałam się z nim emocjonalnie jednak okazał się du*kiem pierwszej kategorii, gdyż najwyraźniej towarzystwo jednej kobiety, którą była moja mama mu nie wystarczało. Ostatni związek mojej mamy to było największe rozczarowanie dla nas obydwu. Mieszkaliśmy w 3 przez jakiś rok, facet był fenomenalny, świetnie się między sobą dogadywali, jednak okazało się, że ma straszne problemy ze sobą... No i z alkoholem. Doszło do tego że nawet chciał popełnić samobójstwo, a moja mama gnała na drugi koniec Polski na stopa ratując go w ostatnim momencie. Strasznie to przeżyła (ja w tajemnicy przed nią również), ostatecznie wyrzuciła go z domu. Od tamtego czasu zdaje sobie sprawę, że powinna chodzić na terapię i tak jest teraz w pełni świadomym DDA co tydzień spotykającym się z terapeutą. Przechodząc wreszcie do mnie... Po pierwsze - nie potrafię zawierać dłuższodystansowych i bliższych relacji z kobietami. Praktycznie od zawsze miałam takie koleżanki, przyjaciółki na jakiś okres czasu, po czym każda znajomość kończyła się w mniej lub bardziej nieprzyjemny sposób. Zdaję sobie sprawę z tego, że to musi wynikać z mojego charakteru, sposobu bycia... Jednak obiektywnie patrząc moje koleżanki zazwyczaj nieźle mnie wykorzystywały. Jako, że wyznaję w przyjaźni zasadę "dla Ciebie wszystko" to niestety kończyło się na tym, że nie miały do mnie szacunku. Jednak moje znajomości z facetami są dużo lepszej jakości. Lepiej się z nimi rozumiem, dogaduję. Po drugie - relacje z mężczyznami. Byłam w jednym poważniejszym związku przez 1,5 roku. Chłopak na prawdę świetny, generalnie z dużym szacunkiem do mnie, był okres kiedy był w stanie zrobić dla mnie wszystko. Jednak od początku miałam co do niego wątpliwości, nie podobał mi się kompletnie wizualnie. I zaczął strasznie naciskać na seks po jakoś pół roku. A mnie nie było spieszno, wręcz panicznie się tego bałam. Było coraz mniej szacunku, coraz bardziej mnie ograniczał, zaczęliśmy się nudzić w swoim towarzystwie. Zerwaliśmy. Raz - następnego dnia ja błagałam go żebyśmy spróbowali jeszcze raz. Drugi raz - on przyjechał na następny dzień, ja zostałam nieugięta, niewiele mnie to już ruszyło. Teraz po półrocznej przerwie od miesiąca jestem w nowym związku. Chłopak mnie okropnie kręci, nadajemy na tych samych falach jeśli chodzi o sferę seksualną, on akceptuje moje głupie wady, ja jego. Jednak boję się, że on ma nade mną swego rodzaju kontrolę. Po prostu boję się, że mnie wykorzysta emocjonalnie, a tego bym nie zniosła. Mimo ogromnej rezerwy, jaką mam do mężczyzn... Ustaliliśmy, że będziemy szczerzy wobec siebie. Problem z tym, że jeśli jemu coś się nie podoba, on raczej nie ma problemu z tym żeby to wyrazić w taki w miarę łagodny sposób. U mnie jest tak, że w tym momencie się blokuję. Boję się, że go urażę, że mnie źle zrozumie, pomyśli o mnie źle. A wiem, że tak robić nie mogę! A tak, swoją szczerość najczęściej nieudolnie obracam w żart, z ust płyną mi nie te słowa co trzeba. Wiem jak postąpić powinnam, jak chcę, ale w przypływie emocji wychodzi mi coś całkiem odwrotnego... Mam ogromną łatwość w mówieniu o swoich przeżyciach, jednak jeśli chodzi o uczucia, emocje... Jest wiele trudniej. Boję się odrzucenia ze strony innych ludzi. I to okropnie. I teraz w końcu pytanie... Czy pomimo swoich dziwnych zachwiań i problemów z uczuciami mogłabym dojść w końcu do ładu? Czy powinnam sama udać się na jakąś terapię? Na prawdę, nie mam pojęcia do kogo się z tym zwrócić... A może moje zachowania są normalne, wynikać mogą po prostu z charakteru? I przepraszam za długość, ale potrzebowałam napisać to wszystko.
×