Skocz do zawartości
Nerwica.com

Użytkownik
  • Postów

    19
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Iś

  1. Wiaterku - oby do przodu! Małymi kroczkami, nawet jak wyrżniemy, to i tak podniesiemy się w końcu! :)
  2. Jak "ideał sięgnie bruku", to pozostaje tylko podnieść się, pozamiatać i iść z podniesioną przyłbicą do przodu. Tylko... wiecie... strasznie się boję, żeby nie popełnić starych błędów kolejny raz. Znów nie upaść i to tym razem tak totalnie, na pysk. Boję się, że znów wszystko pokićkam i skrzywdzę - najbardziej siebie. Jak się nie dać? Ha? Jak?
  3. Iś

    Wiara czyni cuda

    "Prośba" Jeśli będziesz kiedyś tak zupełnie bezdennie nieszczęśliwy to idź odwiedzić swoich znajomych i nieznajomych na cmentarzu, zobacz, jak dożywają ludzie w domach spokojnej starości, odwiedź domy dla obłąkanych, szpitale oddziały dla chorych nieuleczalnie, umierających po kawałku, zamiast do pochodu pierwszomajowego włącz się kilka razy do pogrzebowego konduktu, przeczytaj "Archipelag Gułag" Sołżenicyna, postój w kolejkach aptek, przychodni lekarskich, zakładów pogrzebowych, posłuchaj, jak wiedźmy w mrocznych kościołach szepczą sobie o rodzajach śmierci, niby o technikach seksualnych swoich nieżyjących mężów. Wyrwij bolącego zęba, oddaj honorowo krew, upij się do nieprzytomności, wybierz się na włóczęgę dokoła świata, przystąp do złodziejskiej szajki, powieś się, wal głową w mur, zgwałć stuletnią staruszkę, wstąp do zakonu, zamiast liryki pisz wyuzdaną pornografię, nie rób kompletnie nic, zacznij żebrać, tylko przestań wreszcie jęczeć za moim uchem: -Boże, taki jestem ogromnie nieszczęśliwy... (Jan Rybowicz) Hmmmmm... Staram się. :) Trzymam się. :)
  4. Jeeezdem! :) Wróciłam. :) W jednym kawałku! Łosie się wyhasały po górach, dotleniły hipokampy, trochę pomyślały, pośmiały, przeszły wszystkie etapy odwyku od telefonu (rrrany, w środku lasu słyszałam urojony dźwięk przychodzącego smsa...). Boże, żyje się! :) Po prostu się żyje... Gdzieś tam kwitną pierwsze kwaiaty, wydzierają się ptaki, wiewiórki skaczą po drzewach, słońce zachodzi i wschodzi. I te wszystkie moje problemy są wobec tego takie malutkie... tycie... nie ma ich. I o to chodzi!!! :) Acz miło Was znów poczytać. :* P.S. Behemotku - specjalne pozdrowienia od szpaków! :)
  5. Ashley, podpisuję się pod słowami Piotrka i wtrącam jeszcze swoje trzy grosze... :] Mój fumfel zwykł mawiać, że są ludzie i parapety. :) Są tacy, co po prostu, dla własnej satysfakcji, kompleksów i zazdrości (to, o czym pisałaś), bezinteresownie innym dowalą, oplują, kopną. I tych - za przeproszeniem - miej w dupie. Naprawdę. Gdy ktoś chce zepsuć Ci humor, gdy złośliwie coś kłapie, pomyśl sobie: czy mnie to tak naprawdę obchodzi? I bądź ponad tym. Ach, oczywiście, że to nie jest łatwe. Ja też sobie obiecuję, że nie dam się sprowokować, że nie będę się przejmować, że jakiś osioł nie zasługuje na to, żebym przeżywała jego wywody, a i tak czasem tama pęka - i uhuhuhu. :) Ale są też ludzie, o których warto walczyć. Są tacy, do których trzeba iść, krop po kroku, po szkle, po kamieniach, po żwirze i po rozpalonym piasku. Pod górkę i przez ciemny las. Człowiek zwierzęciem stadnym jest. :) I tak, jak napisał Piotrek, nikt nie jest czarny, albo biały. Ja zawsze wierzyłam, chciałam wierzyć, że świat jest właśnie taki, dwubiegunowy. Że jest dobro i zło i nic poza tym. I skreślałam ludzi i odrzucałam i wartościowałam ostro... zbyt ostro. Dopiero kiedy w sobie zauważyłam i czerń i biel i pomarańcz i ciapki, zrozumiałam, że wszystko zależy od chwili, od okoliczności, od splotu wydarzeń, emocji... Wiele twarzy... a może wiele masek, zakładanych na różne okazje. Chyba najważniejsze jest to, żeby pod tymi wszystkimi maskami odkryć prawdziwego człowieka, tą iskrę dobroci w nim i tego się trzymać... Sama wiesz, jak można się w sobie pogubić. Dla mnie szokiem była konstatacja, że inni - tak jak ja - mogą się pogubić, mogą być nieszczęśliwi, nie radzić sobie i oceniać mnie tak, jak ja ich. Że nie ja jestem epicentrum świata (buuu... ;]). I że trzeba wyciągnąć do nich dłoń i samemu nie wzdragać się przed ujęciem czyjejś dłoni i iść do siebie. Krótki wniosek: od tych "toksycznych" zwiewaj w podskokach. I nie miej wyrzutów sumienia. Ale znajdź, odszukaj na powrót tych kochanych i naucz się im wybaczać i wybaczać sobie. Jeszcze nieraz przyjdzie nam, Tobie, mnie, zaciskać zęby, ale w coś, w kogoś trzeba wierzyć i ocalić w swoim sercu... Człowiek człowiekowi wilkiem Człowiek człowiekowi strykiem Lecz ty się nie daj zgnębić Lecz ty się nie daj spętlić Człowiek człowiekowi szpadą Człowiek człowiekowi zdradą Lecz ty się nie daj zgładzić Lecz ty się nie daj zdradzić Człowiek człowiekowi pumą Człowiek człowiekowi dżumą Lecz ty się nie daj pumie Lecz ty się nie daj dżumie Człowiek człowiekowi łomem Człowiek człowiekowi gromem Lecz ty się nie daj zgłuszyć Lecz ty się nie daj skruszyć Człowiek człowiekowi wilkiem Lecz ty się nie daj zwalczyć Człowiek człowiekowi bliźnim Z bliźnim się możesz zabliżnić
  6. Ponoć "nikt nie jest samotyny tylko przez przypadek..." Niejednokrotnie, szczególnie wówczas gdy dzieje się źle 'w środku' zamykamy się na innych ludzi, uciekamy, oddalamy - a nam się wydaje, ze to oni nas zostawiają. Znam to z autopsji. Teraz powoli, krok po kroczku, wracam do starych dobrych znajomych, szukam nowych ludzi i... już nie jest tak strasznie samotnie... :) Kejtunia - lewe ucho w górę. Ludzie są - i potrzebuja Ciebie - tak samo, jak Ty ich... :)
  7. Oj, biłam się dziś w nocy z myślami i emocjami i łosie biegały po pokoju i płakały, oj, płakały... To żeby nie było, że jest zawsze tak różowo. Było łaciato. Jak będzie? Staram się nie bać... To już połowa sukcesu. Biorę urlop od telefonu i internetu i jadę w górki, sam na sam ze swoimi myślami. Może nie skoczę z jakiegoś świerka. :] Trzymajcie się, Kochani ciepło... :) Dziękuję, że jesteście... :) A tak w ogóle, to chyba to jest najnormalniejsze i najłagodniejsze forum internetowe... :)
  8. Iś

    Czoł(gi)em! :]

    No mi się buzia uśmiechnęła, jak Was przeczytałam... :) Dzię-ku-ję! :)
  9. Bethi - miłość ma ciągnąć do góry. Za uszy, za kołnierz, za gumkę od majtek - ale do góry. Fakt faktem, że Ty jesteś chyba jeszcze w dość kruchym stanie i to, co się dzieje z Wami, z nim, może ciągnąć Cię ku dołowi. Tak mi się nasunęło, ze chyba musisz pomyśleć pozytywnie - egoistycznie o sobie. Najpierw Ty musisz poczuć, żeś mocny skurczybyk, a potem łatwiej Ci będzie pomóc jemu i innym. Bez obawy, że pogrążycie się obydwoje. Podpisuję się pod radą Piotrka - spójrz na niego z perspektywy siebie, a potem zastosuj tak radykalne środki, jakie stosowano wobec Ciebie. Wejdź w komitywę z Jego bliskimi - mamą, siostrą, przyjacielem i wspólnymi siłami do niego dotrzyjcie. Jeszcze się nikt nie oparł zmasowanemu atakowi... :)
  10. Już wiem, że jestem 'pogranicznikiem', nie tylko z moich odczuć, ale i fachowej opinii innych, o Bardzo Dużym Rozumku. :] Bałam się tego, co usłyszę; że to będzie dla mnie jak wyrok, kamień u szyi. A tu - świadomość i nazwanie problemu zmniejszyły go, obłaskawiły. To jak wyobrażenie sobie groźnego nauczyciela w samych skarpetkach... :) Behemotku, znam to błędne koło - wybuch emocji, bardzo, bardzo złe słowa, głupie zachowanie, a potem moment otrzeźwienia i moralny kac i żal i łzy bezsilności, gdy zamykają się za kimś drzwi, a mnie pozostaje tylko zabić się o ścianę. Mam już tego dość - nie tylko ja, zresztą. Poprosiłam więc najbliższych o ustanowienie okresu ochronnego i czasu dobroci dla zwierzaka. :) Żeby mnie uciszyli, kiedy zacznę przeginać (byle nie doniczką ;]) i powiedzieli - stop! zaczynasz! wdeeeech i wyyydech. :) Dopiero zaczynam(y), więc za jakiś czas powiem, czy skutkuje. :) Poza tym postanowiłam, że będzie inaczej. Małymi kroczkami: nastawiam budzik i nie potęguję zniechęcenia gapiąc się w sufit. Jak mnie zaczyna nosić,, idę na rolki, myję okna (chyba od czasów Piasta Kołodzieja tak nie lśniły), piorę i wyżymam w rękach, ukręcając łeb hydrze. :) Wyłączam telefon, gdy mnie korci by wysłać zjadliwego smsa. A jak mi smutno, to bluesik na cały regulator i zaczynam się gibać. Wyciągam kogoś na spacer. Albo sama łażę ze słuchawkami na uszach i liczę ilu panów odpowie na mój niewinny (!!!) uśmiech. :) Pewnie, że raz wychodzi mi lepiej, a raz gorzej. Ale pogodziłam się z tym i ze sobą i dałam sobie czas na 'rehabilitację'. Pewnie jeszcze nie raz dopadnie mnie 'druga strona'. Ale ja się już jej nie boję. Wyobrażam ją sobie w tych skarpetkach w łosie... :)
  11. Ech, w istocie najłatwiej jest ślizgać się po powierzchni, zamykając ślepka w panice, żeby nie dostrzec, że ma się problem, że trzeba coś z tym zrobić. Ja myślę, że Twój Mężczyzna nie jest konformistą, ani hipokrytą, bo - po pierwsze - nie byłabyś z nim :], a po drugie - potrafił i chciał Ci pomóc,, gdy Ty tego potrzebowałaś. Był przy Tobie, nie zwiał, choć pewnie się bał. Teraz Twoja kolej, żeby Mu pomóc. Żeby podać Mu rękę i powiedzieć: "w kupie siła!" :) Dacie radę. Tylko nie obwiniaj - ani Jego, ani siebie...
  12. Bethi, a nie myślałaś, ze on może robić to nieświadomie? Że to nie jest jego wina, ani chęć zemsty, ani premedytacja, ale problem - taki sam, jaki nas dotknął... Przecież ani Ty, ani ja tego nie chciałyśmy. Przecież nie myślałyśmy sobie - "ok, to dzisiaj dam mu łupnia". To wychodziło poza naszą kontrolą, jakby spoza, z cholernego, a może raczej biednego, alter ego. Nie wiem, ja mogę tylko przypuszczać, sugerować, ale spróbuj z nim porozmawiać szczerze, do bólu, nie unikając tego, co przykre. Bo bardzo, bardzo szkoda byłoby Was... :*
  13. Ech, a ja przez długi czas próbowałam 'scedować' moje problemy i moje życie "w ogóle" na partnera. Owocowało to niezłą frustracją, kiedy czegoś zwyczajnie nie zauważał. Więc mój uporczywe unikanie jego wzroku, zasznurowana buzia, sztywna jak kijek, gdy mnie próbował przytulić. Oczywiście wreszcie zaczęło się cosik sypać. I wtedym sobie uświadomiła, że to JA muszę walczyć o SIEBIE! Że nie mogę owijać się wokół niego jak bluszczyk, zrzucając odpowiedzialność i ciężar, bo tak naprawdę to wygodniejsze dla mnie. Bo wtedy "jakby co", to będzie jego wina - wszak powinien mnie wspierać. Zacisnęłam zęby i... próbuję. Się okaże, bo dopiero zaczynam. "Bo trzeba krok za krokiem iść, by być dla siebie jeszcze bliższym..." :)
  14. Bry! "Znamy się mało... więc może ja bym powiedział(a) parę słów o sobie - najpierw..." Od dwóch lat 'nie wiem, co się ze mną dzieje.' Są dwie 'ja': jedna, taka 'wyjściowa', to (pal licho nieskromność) odwieczna dusza towarzystwa, roześmiana, z tabunami pomysłów galopującymi przez głowę. Lubię ludzi i wiem, jak ich oczarować, jak zjednać sobie sympatię, wyciągać ich za uszy z melancholii. Myślę, że nie zbywa mi też na inteligencji. Jestem oczytana, mam naprawdę rozległą wiedzę w dziedzinach, które mnie interesują. Nie chcę absolutnie, żeby ktoś pomyślał, że się tu przechwalam, popisuję, czy podnoszę prymitywnie samoocenę. Chcę tylko powiedzieć, że przez otoczenie odbierana jestem jako osoba, której wszystko się udaje 'po prostu' i którą można postawić za wzór. Takoż zresztą było zawsze w podstawówce i liceum: nauka sprawiała mi satysfakcję, nauczyciele wychwalali, a żadne przedstawienie czy inna akcja 'ku czci' nie mogła się obyć beze mnie. Typ aktywistki, ale nigdy nie narzekałam na brak przyjaciół, bo unikałam kujońskich i lizusowskich zachowań. :] I tak jest do dziś. Ale jest też druga "ja". Skrzętnie skrywana, o której chcę powiedzieć właśnie tutaj. I Wy i ja anonimowi - dlatego pewnie łatwiej, ale i dlatego, że po prostu mam już dość. Że sobie nie radzę i chcę to zmienić... Więc druga "ja" - w pozycji horyzontalnej na kanapie, śmiertelnie smutna, znudzona, wypalona. Wewnętrzna pustka. Niemożność przejścia od planów do czynów. Wiedziałam, że to nie depresja, bo ten stan mijał, a ja rzucałam się pełna wigoru w czytanie, granie na gitarze, spotkania z ludźmi, przenosiłam góry i zwyczajnie cieszyłam się życiem. Do następnego takiego napadu. Niestabilny obraz siebie i tego, co chcę robić. A więc zmiany studiów, szybkie zniechęcenie, uporczywa myśl, ze może tak naprawdę jestem guzik warta, a z drugiej strony określone pasje i pragnienia i akceptacja i zwyczajnie lubienie samej siebie. Agresja. Niekontrolowane wybuchy zupełnie absurdalnego gniewu z śmiesznych powodów. Potrafię wybaczać innym, bo wiem, ze ja też nieraz się potykam i szczerze wierzę, że każdy jest z natury dobry i tylko czasem coś mu się myli. I tak przechodzę do porządku nad historiami sporego kalibru, ale wyolbrzymiam bzdury. A wtedy potrafię krzyczeć, przeklinać, nienawidzić i zadawać precyzyjnie ból. Po prostu wiem, gdzie i w co uderzać - oczywiście werbalnie - żeby najbardziej bolało... I najgorsze jest to, że ja w rzeczywistości wiem, że moje zachowanie jest absurdalne, że robię źle, ale n i e p o t r a f i ę tego kontrolować. Ja - dobra mówi 'zamknij dziób', a ja - zła może się wykłócać do upadłego. Cierpią na tym moi bliscy, a szczególnie mój mężczyzna (i tu kolejna 'perełka' - oczywiście nie jestem w sztampowym związku, ale akurat z tym nie ma problemu, bom zwyczajnie szczęśliwa i niezmiennie zakochana :]). Bywa, że jestem piekielnie zaborcza. Nie cały czas, ale mam napady lęku, że odejdzie, a ja sobie z tym nie poradzę. Nie mam powodów, by się tego obawiać, ale boję się rozstań, nawet na chwilę, bo wydaje mi się, że on mnie wtedy przestanie kochać. Ot tak. Oczywiście wiem, że to jest tak niedorzeczne, że aż śmieszne. Że właśnie takie zachowanie może być zabójcze, że to bezsensie etc... i co? I nic. Do tego całego obrazka dołożyć muszę totalny brak kontroli nad finansami. Pieniążki mi się rozpełzają na wszystkie strony, samoistnie, a najgorsze, że to nie przynosi mi satysfakcji. Nie jestem materialistką, ale poczynione zakupy mnie nie cieszą, wręcz przeciwnie. Mam poczucie winy. Jestem ryzykantką i lubię szokować, lubię iść pod prąd i bulwersować. Powtarzam sobie, że "co ludzie myślą, to nieistotne" i akurat te cechy traktuję jako mój urok i już. Ale to wszystko poskładane razem tworzy naprawdę żałosną całość, którą zakopuję gdzieś głęboko. Ona jednak jest, płycej niż mi się wydaje. I jest mi z tym bardzo źle. Z obsesyjnością, z rozedrganiem. Kryzys bywa chwilowy, ale jego skutki - długofalowe. Ciężko mi się zmobilizować do działania, choć wiem, że powinnam, że będzie mi wtedy lepiej. Ciężko strzelić w łeb tą drugą siebie i kazać się jej zamknąć. Nie wiedziałam, co się dzieje. To było najgorsze, bo nie umiałam przewidzieć z której strony mnie samej przyjdzie cios. Informacja o borderline była jak katharsis. Łzy i jednocześnie wielka ulga. już wiem, czego się trzymać... Łykam magnez i środki 'dopieszczające' mój hipokamp - działa. :] Nie myślę o sobie źle. Podzieliłam się z Rodzicami i Onym swoim problemem. Wiedzą, że trzeba mi czasem zakładać kaftanik samokochający. ;] Wydaje mi się, że to jest to. Więc proszę o Waszą obiektywną ocenę, z boku. Czy dobrze kombinuję? I... potrzebuję zwyczajnie wsparcia. :) Świadomości, żem nie sama, a wespół w zespół będzie nam łatwiej, prawda? Kocham życie i jestem zafascynowana światem. Mam wiele marzeń i planów i wiarę, że nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli tylko tego chcemy. Nie chcę się nad sobą użalać. Lecz jednocześnie boję się tej drugiej 'ja'. Muszę ją oswoić. Muszę nauczyć się z nią żyć i nie dać się zniszczyć. Oczywiście, że się uda... :) Oczywiście - nie będzie łatwo. Ale łatwo jest dla cieniaków, nie dla mnie, da?! :) „Już od dawna wiedziałem, że łatwo można oszaleć. Nietrudno. Nie myślałem jednak, że tak straszliwie łatwo. Z czasem zacząłem coraz lepiej się na tym znać. Tak, że teraz mogę postawić zagadkę: jaka jest najłatwiejsza rzecz na świecie? Oszaleć! I druga zagadka: jaka jest najtrudniejsza rzecz na świecie? Nie oszaleć!" (Edward Stachura) POMOŻECIE??? :]
  15. Iś

    Boje sie tego ze zyje.....

    Witaj Patrycjo! :) Nie ma to jak uroki młodości - "twardy duszy formował się krawężnik"... I ja tyż tak myślę, że lepiej być nadwrażliwym, wiecznie rozchybotanym, przeżywającym weltschmerze, niż przetoczyć się przez życie jak kamyczek, utartym szlakiem. A że ciężko? Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Ale za to jest - ciekawie...
  16. Iś

    Artykuły, poradniki

    A ja kocham i będę kochać mój hipokamp, nawet jeśli według siakichś kryteriów jest "wybrakowany". Bo MAŁE JEST PIĘKNE!!! :)
  17. Iś

    [Kraków]

    I tak w każdy piątek? W Kulturalnym? A ja też mogę? :) Iiii tam, 'mogę - nie mogę', i tak przyjdę.... " :)
  18. Iś

    Czoł(gi)em! :]

    Wkroczyłam dziś w ten 'mikroświatek' najpierw z otwartą buzią pochłaniając kolejne wypowiedzi, a potem ze łzami w oczach odnajdując siebie... Kłębek nerwów, sprzeczności, wahadełko między euforią, a piekłem. Bordreline - precyzyjny portret, niestety... Ale czuję wyraźna ulgę, że nie jestem sama i że już wiem czego się trzymać w przekraczaniu kolejnych granic. Mam nadzieję, że znajdą się dobre dusze, które wesprą słowem, a jak zajdzie potrzeba, to i kopną w tyłek. :) Damy radę! :)
×