Moje lęki mną rządzą, tak bym streścił to, co się ze mną dzieje. Prócz lęków, jakaś niezdrowa wewnętrzna siła, która przez całe życie kazała mi dążyć do tego, aby być jak najepszym w tym co robię. Nie byłem. Jak na to patrze to powoduję w sobię jakąś spiralę złego samopoczucia. Najpierw jest chęć, biorę się za to aby coś wyszło, nakierowuje na to całego siebie, ale po jakimś czasie, kiedy nie wychodzi, obezwładnia mnie lęk. Dosłownie paraliżuje. Czuję się przegrany swoim życiem i rozczarowany sobą. Życie mnie rozbiło teraz mocno. Widzę wewnętrzną iluzję, jaka mną rządziła. Dążenie do tego, aby być na szczycie w czymś, a właściwie jak szerzej spojrze to prawie we wszystkim czym się zajmowałem, powodowało, że zamykałem się przez prawie całe moje życie na ludzi. Unikałem ich i nie byłem wstanie wytwarzać jakiś głębszych relacji. Bałem się ich oceny. Bałem się, że powiedzą, że jestem niedoskonały. A przede wszystkim bałem się wstydu. Nie wiem jak to powiedzieć, ale z jednej strony dążyłem, aby być lepszy, podczas gdy w środku tak głęboko w sobie czułem się gorszy. Do tego bardzo mocno zazdroszczę wewnętrznie innym sukcesów. Tak tworzyłem w sobie różne iluzje, aby się dowartościować jakoś. Problemy psychiczne miałem od dawna. Jako nastolatek bałem totalnym odludkiem. Teraz jest pod tym kątem lepiej, że mam dosłownie kilka osób, których mogę nazwać przyjaciółmi. Poza tym to wciąż się boję generalnie ludzi, szczególnie wyśmiania. Właściwie teraz nie wiem jak się posklejać. Właściwie to się wstydzę samego siebie i czuję się gorszy od innych. Chodziłem do psychologa, kiedy miałem na to fundusze. Byłem w swoim życiu kilka lat temu w szpitalu psychiatrycznym, kiedy miałem najgorszy w swoim życiu atak depresji. Te terapie pomagały mi zazwyczaj bardzo doraźnie. Właściwie dopiero teraz mnie tak rozbiło, kiedy na nią nie chodzę. Zobaczyłem prawdę o sobie jako słabym człowieku, który nie umie sobie poradzić ze swoim życiem.