Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jakub

Użytkownik
  • Postów

    46
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Jakub

  1. Pamiętajcie. Teraz jesteście w garści nerwicy natręctw. Jakiekolwiek wyciąganie wniosków dotyczących drażliwych tematów jest absolutnie nieobiektywne. Po 6 - 10 miesiącach terapii psychologicznej czy też farmakologicznej będzie można pomyśleć konstruktywnie. Starajcie się nie podejmować na razie żadnych ważnych decyzji dotyczących związków (tj rozstania). Myślę, że ten czas jest niczym w porównaniu z żalem wynikającym z utraty osoby, którą naprawdę się kochało. A to uczucie będzie realne
  2. Z nerwicą natręctw to tak jak z cukrzycą. Nauka nie poznała jeszcze leku na całkowite uleczenie. Można chorobę na kilka sposobów wyciszyć, ale ona tam pozostaje. Nie znam udokumentowanego przypadku 100 %wyleczenia nerwicy natręctw.
  3. Lucy86, nie napisałem tego do tej pory, ale mechanizm nerwicy najlepiej poznałem przy obsesji na temat mojej orientacji seksualnej. Dokładnie tak jak u ciebie, u mnie pojawiła się obsesja, że może jestem homoseksualistą. I jazda była taka, że myślałem, że strzelę sobie w łeb. I nie pomagały dowody na to, że faceci mnie nie podniecają. Raz na 100% wiedziałem, że jestem normalny, a potem myśli, że może jest inaczej. Zawsze znalazłem w głowie jakieś ale. Wiecie co ? Powoli zaczynam myśleć, że problem nerwicy natręctw w 100% można załatwić tylko lekami. Tzn można psychoterapią spiłować kanty, ale jeżeli ktoś dąży do 100% wyleczenia, to jest skazany na branie leków do końca życia. Ja tam planuję walczyć o własnych siłach ile się da. Ale jak się by okazało, że trzeba bezwzględnie dalej brać leki, to wezmę i już. Nie dam sobie życia zmarnować.
  4. Czytając informacje o tobie z twoich postów już na początku widać, że masz problem z utrzymywaniem związków. Z tego co wyczytałem przeżyłaś już kilka związków, które kończyły się rozstaniem z powodu twoich natręctw. Już ten fakt nie jest normalny. Jeżeli już w dzieciństwie miałaś nerwicę natręctw to wygląda na to, że nikt oprócz ciebie o tym nie wiedział. Albo nikt nie traktował tego poważnie. Pewne typy osobowości mają większe predyspozycje do nerwicy natręctw, jak np. osobowość obsesyjno-kompulsywna, anankastyczna. Ja nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, ale na pewno potrzebujesz pomocy psychologa (i/lub psychiatry). Ja nie mam wątpliwości, że obsesyjnie boisz się tego czy kochasz czy nie - w twoim wypadku symptomy wskazywały by na nerwicę natręctw. Czujesz przecież wewnęrznie, że ciągłe rozstania niczego nie załatwią. Więc z tą myślą zapisz się na psychoterapię i jak będzie trzeba to weź leki. Z nerwicą natręctw jest tak jak z każdą inną chorobą : czym wcześniej podjęte leczeni, tym większe szanse uzdrowienia. Po prostu tematy nerwicy natręctw mogą się zmieniać. Jak już załatwisz jeden, to może powstać zupełnie nowy problem lub pozostający w jakiejś relacji z tym, który odszedł. Mimo szeregu rzeczy wspólnych leczenie wymaga podejścia absolutnie indywidualnego. Jeżeli stare natręctwa zniknęły lub prawie całkowicie wyblakły, to nie ma postaw sądzić, że w tym wypadku będzie inaczej. Natomiast dobrze było by w procesie leczenia czynnie uczestniczyć. Każdy na forum w tym wątku zadaje sobie takie pytania jak ty. I zawsze, gdy obsesyjnie będzie szukał odpowiedzi na to pytanie nic nie usłyszy. Bo prawdziwe uczucia są dużo niżej. I trzeba się w nie wsłuchać.
  5. Nie będzie wracać z taką mocą, jeżeli nie cofniesz się w tym wszystkim czego jesteś już świadoma. Oczywiście stan może się pogorszyć przy niesprzyjających warunkach (np. stres), ale wykształciłaś sobie mechanizmy obronne i następnym razem będzie ci dużo łatwiej 'wrócić do normy'. Wbrew obawom czas gra na naszą korzyść. Twoje natręctwa zaczynają wygasać.
  6. tak jak powiedziałem. Większość z nas ograniczy się do poprawy samopoczucia. Jednak na tyle znacznej, że pozwoli to szczęśliwie żyć z partnerem u swojego boku. A myśli ? Będą w nas chyba zawsze, tylko z czasem wyblakną i przestaną tak promieniować. Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że kiedy po kuracji lekami trwającej dobrych kilka miesięcy (8-10 nie pamiętam dokładnie) natręctwa się bardzo zredukowały. Po odstawieniu leków stan był dobry. Jednak przy wejściu w następny związek (ostatni zakończył się z rzeczywistych powodów : różnica poglądów, moja partnerka była dda; powinna uczestniczyć w psychoterapii, ale nie dostrzegała skali problemu)nerwica prawie po kilku dniach powróciła na maxa. Nie ma ucieczki od tego gówna inną drogą jak walka. Wydaje mi się, że w moim przypadku nawrót objawów był spowodowany zmianą w moim życiu. Przejściem w następny związek, zaczęcie wszystkiego na nowo. Ale bardzo się cieszę, bo teraz mam ukochaną dziwczynę, która rozumie, że to choroba i mnie absolutnie w tym wspiera. Daje mi poczucie bezpieczeństwa - a to chyba dla nas cholernie ważne.
  7. Lucy86 bo tak jest w istocie. Nasi ukochani są katalizatorem natrętnych myśli, które nas napastują. Oni reprezentują pewną sytuację, która wzbudza nasze wątpliwości, a nie potrafimy rozróżnić realnego zagrożenia od zbyt do przody idących obaw. Gdy jesteśmy od siebie z jakiegoś powodu odseparowani lęk ulega pomniejszeniu i nasze samopoczucie się poprawia. Lęk jest mniejszy, bo nie jesteśmy tak intensywnie eksponowani na obiekt go wywołujący. Ale to nie znaczy że choroby nie ma. Wtedy nerwica natręctw generuje następne chore myśli w stylu : jak jest mi lepiej, to na pewno nie kocham. I całość się zapętla. A sumie mam takie pytanie : no to nawet jak byście nie kochali, to jak widzicie rozwiązanie tego tematu i najbliższą przyszłość ?
  8. mieciu Ta niestabilność w diagnozie wynika z tego, że jesteśmy wciąż w garści nerwicy. Wynikać też może cześciowo z naszej osobowości. Ale chyba wiesz, kiedy czujesz się sobą, a kiedy nie ? A co mają powiedzieć ludzie, którzy po 700 razy dziennie myją ręce ? Inna nazwa zaburzenia obsesyjno-kompulsywnego to zespół anankastyczny ....
  9. -> apsik84 : Brawo, brawo i jeszcze raz brawo !!! Jestem bardzo zadowolony, bo jesteś już na takim etapie, że potrafisz już sama obchodzić się ze swoją nerwicą. Świadomość, że to natręctwa to podstawa do rozpoczęcia skutecznej walki. Bez tego człowiek ciągle pozostaje na etapie niepewności czy to choroba czy nie. Ale, żeby to sobie uświadomić potrzeba czasu. U mnie od jakiegoś czasu następuje sukcesywna poprawa i już jestem pewien, że z tego wyjdę. Ale wiem też że droga do wolności jest cholernie wyboista. Setki razy upadałem bez jakiejkolwiek nadziei, by za chwilę jakimś sposobem wstać i walczyć dalej. To były najcięższe momenty mojego życia. Apsik84, wytworzyłaś dystans do choroby a to pozwala ci dużo realniej oceniać treść myśli. Myślę, że jesteś już bliska uwolnienia się od tego cholerstwa. Nam jest o tyle łatwiej, że nie walczymy z niepewnością co do istnienia zaburzenia, a obserwujemy kontekst w którym działa. Im szybciej 'poczujecie' te stany jako chorobowe, tym szybciej nastąpi zwrot we właściwym kierunku. Jest jeszcze jedna ważna sprawa. Unikajcie ciągłego rozmawiania np. ze swoim partnerem o objawach nerwicy, bo to uspokaja tylko pozornie. Ustalcie sobie jakieś punkty w czasie (np. raz dziennie, wieczorem) i wtedy dzielcie się z drugą osobą swoimi spostrzeżeniami. Ale nie przez cały czas. Ciągła rozmowa nie pomoże wam oderwać się od natrętnych myśli. Przestańcie tak zagłębiać się w treść myśli. W zamian za to rejestrujcie w jakich sytuacjach one się nasilają. Co powoduje, że ustępują. Jeżeli jakieś słowo wypowiedziane w myślach powoduje lęk, spróbujcie wypowiedzieć jego substytut - zobaczyćie że tego lęku tam na początku nie będzie. To jest choroba, często wynikająca z naszej osobowości. Mówi wam to osoba, która tak jak wy cierpiała ten horror i która jak nikt inny rozumie przez co przechodzicie. Droga do satysfakcjonującej poprawy, bądź całkowitego wyleczenia jest cholernie trudna, ale możliwa do przebycia - a wy nie macie tak na prawdę wyboru . Apsik84 - cieszę się ze rozjaśniasz mroki tego forum. Mimo, że nasza walka jeszcze się nie skończyła, to mamy już na tyle siły, aby spróbować pomóc innym. Wszyscy jesteśmy chorzy - spróbujcie sobie to uświadomić.To właśnie choroba poprzez natręctwa spowodowała, że jesteśmy tu, na forum. Lucy86 - z tego co sobie przypominam w Centrum Psychoterapii na Sobieskiego oferują psychoterapię behawioralną. Co do leków - to o ile natręctwa nie zajmują przeważającej części dnia można się obejść bez nich. W innym przypadku nie ma co się męczyć.
  10. Wszystko ok, ale mnie chodziło o to, żeby nie dopuścić do tego, że akceptuje się natrętne myśli jako potwierdzenie naszych obaw. To jest poddanie się chorobie i tyle. I każdy człowiek, który dłuższy czas się z tym cholerstwem boryka ci to powie. W ten sposób akceptujesz życie z chorobą, ale całkowicie na jej warunkach. Masz rację, że nasza walka wzmaga objawy nerwicy, bo tak na prawdę walczymy sami ze sobą. U mnie natężenie myśli zmienia się w cylku dnia. Czasami jest bardzo słabo, ale np. wieczorem wszystko przechodzi i czuję się normalnie. Cieszę się swobodą i jestem szczęśliwy bo wiem, że moje uczucia są realne. To są chwile w których mogę złapać oddech. Należy rozróżnić mur odgradzający nas od partnera, ale wytworzont przez lęki, od naturalnej potrzeby zajęcia się samym sobą. U mnie wytważanie się dystansu wynikającego z natręctw pogłębia depresję, co z kolei jest pożywką dla nerwicy. I całe koło się zamyka. Nie wiem jak jest u was, ale u mnie bardzo pomaga kontakt z moją dziewczyną. Jak się na przykład do niej przytulam, to czuję się dobrze i lęki przechodzą. Czasami nawet wystarczy telefon i gdy czuję, że u niej wszystko dobrze i nie nie ma powodu do obawy o nasze losy to także natrętne myśli mi przechodzą i samopoczucie wraca do normy. W chwilach, kiedy jestem normalny pojawia się natomiast smutek wynikający ze świadomości, że to choroba i że następnego dnia rano myśli mogą powrócić, a ja w tym momencie jestem na 100% pewien swoich uczuć do mojej ukochanej. Bezsilność [ Dodano: Dzisiaj o godz. 2:31 pm ] mieciu każdy by chciał spokoju i szczęśliwego życia - ale nie każdego stać na narkotyki :)
  11. Nie dopośćcie, aby natrętne myśli budowały mur odgradzający was od partnera. Kiedy ich nasilenie się zmniejsza uświadamiajcie sobie, że to natręctwa i że jesteśmy z drugą osobą, bo sobie sami ją wybraliśmy i ją kochamy. Fajnie było by, gdyby ludzie, którzy poprzez np. psychoterapię uzyskali poprawę samopoczucia dzielili się z innymi ludzmi na forum swoim doświadczeniem czy też formą, albo przebiegiem leczenia
  12. Lochness, deprim nie jest lekiem, który cokolwiek tu zdziała (no może chwilowy efekt placebo). To prawda, dla ciebie to również jest dół. Ale jego myśli są generowane przez chorobę. Są niezgodne z jego uczuciami, przekonaniami czy nawet osobowością. Nie czekaj na cud. Pomóż znaleźć twojemu chłopakowi dobrego psychiatrę zanim zabraknie wam sił. To nie są już żarty. Jeżeli chodzi o efekty uboczne terapii farmakologicznej to u mnie wystąpiło nadmierne pocenie się i lekki wzrost masy ciała. Nic ponadto. Lochness - życzę ci wytrwałości w walce o twojego chłopaka. Twoja pomoc jest mu naprawdę bardzo potrzebna.
  13. pikpokis . Generalnie zmiana tematu myśli, gdy pojawiają się drażliwe treści jest dobrą metodą, ale trzeba wiedzieć po co to się robi. Tu nie chodzi o to, aby w ten sposób całkowicie stłumić myśli w tym momencie i zrobić to tak dobrze, że już nigdy nie powrócą. Trzeba mieć świadomość, że odbija się je, bo to są myśli natrętne, które nie prowadzą w sumie do niczego. Bo rozstanie jak już wiecie niczego nie załatwi. Trzeba nauczyć przeżywać się te myśli ale pozbawić je mocy. Tak funkcjonują zdrowi ludzie. Musisz odrzucać natręctwa i być świadoma, że robisz to, bo wiesz że to choroba. Na pewno czujecie jakościową różnicę w przeżywaniu tych myśli. Nie chodzi mi tu o przygnębienie. Chodzi o to, że podczas przeżywania tych myśli umysł i w sumie całe ciało przełącza się w tryb zawieszenia. Ja odczuwam to jako stan, w którym jestem sparaliżowany lękiem jak zając, który stoi na drodze i patrzy w światła nadjeżdzającego samochodu. Obsesja !!! Nigdy tak się wcześniej nie czułem. Zwróćcie też uwagę na to, że w borykaniu się z rzeczywistymi problemami nie przeżywacie tego w ten 'chory' sposób. Co do twojego sposobu na walkę z nerwcą mogę powiedzieć, że zrozumiałaś na czym polega zależność nakręcania nerwicy natręct. Jest to jeden z najważniejszych kroków jakie teraz wykonałaś w kierunku wyleczenia. Starasz się nie myśleć o swoim chłopaku ciągle, nie patrzysz na zdjęcia i nie szukasz obsesyjnie momentu, aż głos w tobie ci powie : ok, teraz wiem, że na pewno go kocham. W ostrych stanach nerwicy nie znajdziesz takiego argumentu, który utwierdzi cię w przekonaniu, że go kochasz. Postaraj się wyciszyć. Za chwilę, jak obrzęk emocjonalny trochę się zmniejszy, poczujesz w chwilach dnia te uczucia, ale tym razem staraj się obejść z nimi swobodniej. Bez nacisków. Twoje uczucia do twojego chłopaka są i to potwierdza twój upór w walce. Ty też potrzebujesz miejsca w związku dla swoich potrzeb. Czuć się swobodnie, żeby rozwijać dojrzałą miłość. [ Dodano: Dzisiaj o godz. 1:15 pm ] apsik84 Wyleczyć całkowicie nerwicę natręctw jest bardzo trudno i na prawdę niewiele jest udokumentowanych przypadków takiego ozdrowienia. Najczęściej na skutek leczenia udaje się doprowadzić do na tyle zadowalającej poprawy, że 'chory' człowiek normalnie funkcjonuje w społeczeństwie. Czasami dopiero po kilku latach uczestnictwa w terapii nadchodzi oczekiwane wyciszenie. Myślę, że ty już to wiesz, bo wynika z tego, że odczuwasz poprawę po swojej psychoterapii. Podziel się doświadczeniem z innymi uczestnikami forum, bo bez wątpienia pomożesz im walczyć z nerwicą na stojąco.
  14. Ja czasami od razu wstaję z niepokojem, który czasami znika od razu po kilku sekundach. Czasami też wstaję z uczuciem uwolnienia od tego cholerstwa, a potem myśli w przeciągu dnia się pojawiają. Zwróć uwagę na stres. Zobaczysz, że on potęguje myśli. Stres nie musi dotyczyć drażliwego tematu. Nie wiem czy już to wiecie, ale nawet po usunięciu przyczyn nerwicy objawy utrzymują się średnio przez ok 6 miesięcy z tendencją gasnącą. Jeżeli chodzi o leki to brałem anafranil w dawce 75 mg dziennie. Ale cała kuracja uwzględniała zmienną dawkę leku. Na pierwsze efekty musiałem czekać tak na prawdę trochę ponad miesiąc, ale zadowalające efekty poczułem do 5 - 6 miesiącach. Tylko ja wtedy brałem leki bez psychoterapii, a to był błąd. Dopiero teraz jestem właściwie uzbrojony do walki. Niestety, nie ma innej możliwości przejścia przez to piekło jak po prostu doświadczać tego cholernego bólu i korygować nasze spojrzenie na drażliwe tematy. Z mojego doświadczenia same leki niczego nie naprawią. Zlikwidują objawy, będziesz się czuła zdrowa, cieszyła miłością do twojego chłopaka i w stresowej sytuacji wszystko będzie miało szansę powrócić. Czasami mam takie wrażenie, że nerwica to eksternistyczny tryb nauki samego siebie. Nie musimy się z nikim rozstawać, bo tu nie o to chodzi. Musimy dojrzeć. Douczyć się tego, czego nas nie nauczono być może nas w rodzinie. W moim przypadku nerwica natręctw została wyzwolona przez lęk przed odrzuceniem. Jak widzę u kilku osób na tym forum też występowały podobne zachowania poprzedzające pierwszy atak nerwicy. Jednak każdy powinien sam dojść do sedna sprawy. To zagwarantuje dostateczne zrozumienie tematu i pomoże w walce z nerwicą. Zaakceptujcie to, że jesteści chorzy. Dopiero wtedy będziecie mogli rozpocząć walkę, stojąc po właściwej stronie
  15. Widzę, że w grupie proces uzdrawiania następuje szybciej. Ja, żeby uporać się z głównym atakiem nerwicy spędziłęm kilka miesięcy na najwyższych obrotach, co m nie prawie całkowicie wykończyło. Następna faza dla was do przezwyciężenia to nabranie dystansu do choroby. Choroba trwa, bo ciągle chcecie wrócić do swoich ukochanych na 'starych prawach'. Niestety nie da się tego zrobić w ten sposób, bo naturalnie awansowaliście do następnego etapu związku. Trochę ciężko się pogodzić z tą zmianą, ale trzeba, jeżeli chcecie się rozwijać. Ja dopiero teraz zaczynam być świadom, że ten nowy etap jakościowo jest równie ekscytujący (prawdę mówiąć dla mnie nawet wydaje się spokojniejszy i pewniejszy) jak ten, do którego ciągle w myślach wracacie. Ja przez lata borykałem z nerwicą się sam, więc rozumiem co macie na myśli mówiąc o braku sił czy rezygnacji z walki. W naszym przypadku nie da się tego zrobić na zdrowy rozum od ręki. Nie wyczekujcie całkowitej poprawy zdrowia z nadejściem każdego dnia, bo to spowoduje tylko spadek wiary w wyzdrowienie. Na to potrzeba czasu. U mnie sprawa już jest bardziej zaawansowana. Jak czytam wasze posty to ubolewam, bo pamiętam te pierwsze chwile i bezsilność w walce z myślami. Dzisiaj wiem, że walka którą prowadziłem wtedy przy moich założeniach była skazana na niepowodzenie. Pamiętam, jak się wtedy wiłem pogrążony w przerażających myślach. U mnie przełom nastąpił wtedy, gdy dodatkowo pojawiło się natręctwo, co do którego byłem na 100% pewien, że jest nieprawdziwe. Ale mechanizm odczuwania w tym stanie był ten sam. Dzisiaj wiem, że to są zaburzenia ale mimo tej wiedzy w momentach ataków chwilowo tracę świadomość, że to jest choroba. Trwa to już jednak którką chwilę. Myślę, że najważniejsze to uzmysłowienie że to choroba i nie kombinowanie dodatkowych powodów tych stanów. Kiedyś tak jak wy nie mogłem na początku zaznać ukojenia moich nerwów nawet przy partnerce. Dziś ze świadomością pochodzenia tych stanów normalnie doznaję uczucia miłości, szczęścia i wszystkiego czego się teraz doszukujecie. Ale ma to miejsce najczęściej gdy jestem z moją dziewczyną sam na sam, bez zewnętrznych zagrożeń, impulsów itd. Stres ma tu bardzo ważną rolę. Ja w początkowym stadium brałem leki i dużo mi one pomogły. Nie wszystkie leki działają na każdego w jednakowy sposób. Dla mnie skuteczny okazał się anafranil. Dzięki lekom można upewnić się, że to zaburzenia a nie własne myśli. Wiem jak wam ciężko i będę dzielił się moją wiedzą na temat naszej choroby. Ale nie traćcie czasu. Czym szybciej się wyleczycie tym szybciej powrócicie do czerpania radości z bycia w związku. Dla mnie ta choroba to największy wysiłek w życiu.
  16. Ana24 Wbrew twoim wątpliwościm na temat pracy pani psycholog z tobą zakładam, że jest to osoba kompetentna. Powiem tak : Ona pyta o twoją matkę, a ty swoje o Łukaszu. Jest to klasyczny mechanizm, gdzie unikasz konfrontacji z problemem, bo tobie się wydaje że jest inaczej. W naszy przypadku problem leży w przeszłości. Nie musi wydażyć się tragedia. Wystarczy być przez długi czas wystawionym na działanie jakichś stresów. Zwłaszcza w ognisku rodzinnym. Pozwól sobie na wycieczkę w przeszłość, bo to ci pozwoli zrozumieć, dlaczego teraz myślisz i reagujesz tak a nie inaczej. Mówisz, że byłaś trzy razy na terapii. Ja byłem już z 24 razy. Tego typu zaburzeń nie nabywa się w miesiąc, ani miesiąc się ich nie leczy. Być może będzie to najtrudniejszy moment w twoim życiu, ale przygotuj się na walkę nawet kilkuletnią. Pamiętaj, masz problem z przejściem ze stanu zakochania w stan dojrzałej miłości. Być może nie miałaś wzorców jak to ma wyglądać. Tego się człowiek uczy. Poprzez świadomość. W bardziej świadomych rodzinach dzieci wkraczające w dorosłe życie to wiedzą, inne nie. Jeżeli nie przejdziemy to następnej klasy to będziemy to w kółko powtarzali. Jeżeli nie jesteś w stanie zaufać sobie to zaufaj mi. Ja znam już dobrze te klimaty. Gwarantuję ci, że za jakiś czas to zrozumiesz. Po prostu zaufaj wiedzy innych. Jeszcze jedno. Pomyśl. Problemy z niekochaniem zaczęły się u ciebie ponad rok temu. A tu dopiero dzisiaj myśł, że podobają ci się inni faceci i wisi widmo zdrady. Faceci podobali ci się zawsze i tyle. Jeżeli będziesz miała rzeczywiste podstawy do zerwania to na pewno inny będzie tego odbiór. Na razie nie ma rzeczywistych przesłanek które by na to wskazywały. Czym się zasugerowałaś i kogo starasz się oszukać ? Bo chyba nie nas. Czasami możliwe jest demaskowanie nerwicowych myśli poprzez ich niedoskonałość.
  17. Pociągają cię inni mężczyźni, tak ? A co w tym złego ? To raczej chyba znaczy, że jest wszystko z tobą ok. Wcześniej byłaś 'chemicznie uzależniona' od swojego partnera. Pewnie mogła byś to zrobić, natomiast satysfakcja z tego czynu była by prawdopodobnie żadna. No może oprócz wyrzutów sumienia. Możesz powielać ten schemat zachowań, ale to do niczego cię nie zaprowadzi, bo w końcu sama stwierdzisz, że potrzebowała byś ciągle być z nowym partnerem. Niestety te rzeczy musisz kiedyś zaakceptować. Jesteś całkowicie skupiona tylko na argumentach przemawiających za tym, że już nie kochasz. Jak do tej pory przemawia za ciebie twoja nerwica. Zaufaj mi. Ja też się z tym problemem mierzyłem kiedy pierwszy raz pojawiła się nerwica. Myśl, że mogła byś zdradzić powoduje u ciebie prawie mdłości. Ale tego nie zrobisz i tak. Mi kiedyś w pewnym związku zdarzyło się ulec tej myśli, ale w sumie nic to nie dało. Nie posunęło to problemu ani o milimetr w jedną czy drugą stronę. To jest twoja obsesja i nie jesteś w stanie obiektywnie rozróżnić zagrożenia. W normalnych związkach ludziom mogą pojawiać się takie myśli, ale nie skupiają się na tym w taki sposób jak my. Jesteś chora i to jest na 100% pewne. Oto jeden ze scenariuszy : potencjalnie rozstajesz się ze swoim chłopakiem i po jakimś czasie w smutku twoja nerwica znika. Pojawia się pragnienie stworzenia nowego związku. Zakochujesz się, okres zakochania chemicznego mija. Przestajesz być maksymalnie uzależniona od partnera .... i problem powraca. Nic nie zostało załatwione. Uwierz mi . Ja to przeżyłem już kilka razy Idź jak najszybciej na terapię. [ Dodano: Dzisiaj o godz. 4:06 pm ] A poza tym słyszałaś pewnie, że ludzie są zdolni do zdrady nawet, jeżeli kochają kogoś innego. To nie znaczy, że musisz to robić. Nie udowadniaj sobie tego, czy kochasz poprzez takie sprawy. Teraz będziesz wiła się w tym temacie do momentu aż pojawi się jakiś inny. Będziesz patrzyła na innych facetów i doszukiwała się potwierdzenia swoich chorobliwych myśli. Może byc tak, że zaczniesz ich unikać w obawie przed niechcianymi myślami. A jak już głowa ci od myślenia się przepełni, to siądziesz i nagle dotrze do ciebie, że to nie ma sensu. Odpoczniesz trochę w lepszym nastroju i za jakiś czas jazda znowu. Jeżeli tego nie załatwisz to będziesz musiała się z tym zmierzyć w następnym związku. Ale po co ? Mało cię kosztowało zbudowanie obecnego ? Ucieczką niczego nie załatwisz i tyle. Wygląda na to, że my aby normalnie funkcjonować w związkach musimy być uzależnieni. To musimy zmienić, bo życie na tym nie polega. Jeżeli masz ostre stany to nie wachaj się użyć leków. W końcu po to one są, aby ulżyć cierpieniu. Co do zmiany jakościowej w relacji z twoim chłopakiem, to 'niestety' jest to następny etap związku. Ludzie bez nn traktują to normalnie. Ale my jesteśmy uzależnieni od chemii miłości, bo ona nam daje poczucie przynależności, bezwarunkowego oddania. Musimy nauczyć się wykorzystac ten następny etap, bo ucinamy związki w momencie przejścia w dojrzalsze relacje. A może na tym polega problem ? Strach przed odpowiedzilnością ? co ?
  18. Słuchajcie. Większość z was miała już objawy w postaci natręctw we wcześniejszych etapach związków. Np. ten strach przed porzuceniem i ciągła potrzeba zapewnień że się jest kochanym. Czasami jest tak, że tematem natręctw są sprawy, które nie stoją w konflikcie z naszą osobowością. Wterdy natręctwa są normalnie przeżywane, a nawet można szczycić się tym faktem, traktując to jako swoje zalety. Problem się pojawia, gdy pada to na temat szczególnie dla nas przykry. Pewne jest, że większośc z nas reprezentuje dosyć infantylne podejście do bycia w związku. To ciągłe dążenie do miłości bezwarunkowej. Na pewno miłość jaką praktykujemy jest szczera, ale niestety niedojrzała. Jeszcze raz to powiem : ROZWIĄZANIEM NIE JEST ZMIANA PARTNERA. Zmiana taka najprawdopodobniej może być krokiem w tył, unikaniem problemu i w konsekwencji przy ponownym zetknięciu się z objawami spadkiem wiary w szansę na normalne życie. Spójrzcie na to, jak to ma miejsce dookoła. Zdrowi ludzie nie emocjonują się tymi sprawami w taki stopniu co my. A poza tym są ze sobą mimo różnych myśli kłębiących się czasem w ich głowach. Jest coś w naszych partnerach co stoi w konflikcie z naszymi nieuświadomionymi tendencjami, ale sam fakt że wywiązuje się taka walka świadczy, że bardzo zależy nam na tym związku. U mnie natręctwa nasilają się wraz z intensywnością uczuć. Im lepiej znam partnerkę i bardziej pogłębiam nasze uczucia tym większy lęk to powoduje. U mnie trochę jest tak, że boję się zaangażować na całego, oddać się bez granic, bo podświadomie węszę, że zostanę porzucony lub coś takiego. Wstrzymuje mnie to przed całkowitym oddaniem się w związku, a tym samym problem 'kocham nie kocham' nie ma szansy zastać rozwiązanym. Oczekujemy bezwarunkowej miłości, ale sami nie jesteśmy jej dać bez gwarancji. I to jest niedojrzałe. Zaufajcie mi : zmiana partnera nic tu nie załatwi, bo za nami wędrują nasze lęki. To jest na razie kwestia zaufania samemu sobie. W nn umysł podkłada celowo różne przykre tematy. Wy doskonale rozróżniacie ten chory sposób myślenia. Spróbujcie zrobić sobie takie ćwiczenia : jak nachodzą wam przykre myśli zacznijcie prowadzić dialog samemu ze sobą. Dobrze np. postawić dwa krzesła i na jednym siadać jako 'ja' a na drugim jako nerwica. Poprowadźcie rozmowę na temat tych myśli wczuwając się w każdą rolę. Czego od nas chcą, co jest nie tak, jak można sytuację załagodzić, jak wypracować kompromis. Ćwiczenia tego typu mogą pomóc wam przybliżyć dziedzinę problemu który powoduje konflikt. Wiem, że jest trudno, bo nerwica może wprowadzć nas w stan, w którym wydaje nam się, że w ogóle nic już nie czujemy. Ale jest to spowodowane faktem, że staramy się zablokować niechciane uczucia. Niestety taka blokada nie jest dostatecznie wybiórcza. Bardzo często doprowadzamy do blokady większości połączonych ze sobą uczuć i stąd taka pustka. Umysł płata nam figle, ale poprzez świadomość tych zaburzeń musimy dojść to tych tematów, które powodują nasze zaburzone postrzeganie bycia w związku. Ja z nerwicą natręctw zmagam się z przerwami ok 10 lat. Czy można być szczęśliwym ?. Tak, ale motylki których usilnie wypatrujemy nie trwają ciągle, tak jak to było na początku. Pojawiają się natomiast w przeciągu dnia w różnych sytuacjach. Trzeba pogodzić się z tą zmianą, ale żeby to zrobić w większości wypadków znaczy to podróż w przeszłość. Bo z jakiegoś powodu nie możemy uwolnić się od neurotycznej miłości. Ja staram się stosować metody siłowe jak tylko jestem w stanie. Robię wbrew nerwicy, bo wiem, że poddając się tym cholernym myślom pogłębiam depresję, a wiem że to do niczego mnie nie doprowadzi. Najciekawsze jest to, że jak czlowiek stara się zaakceptować to, że może faktycznie nie kocha, to za chwilę wpada myśl, że jednak tak. I sprawa zaczyna się od początku. Ja spotykając się z kobietami, co do których nie żywiłem uczuć nie miałem natrętnych myśli. Po prostu wiedziałem, że nic z tego nie będzie, albo coś mi nie pasowało i nie łudziłem się, że będzie inaczej. Trzeba opowiedzieć się po którejś ze stron i walczyć, bo inaczej grozi nam samotność - coś czego tak naprawdę najbardziej się chyba boimy. Jednak przygotujcie się, że wychodzenie z tego świństwa może potrwać. I to jest niestety prawda. W niektórych przypadkach nawet kilka lat. No ale przecież nie mamy wyjścia :) Szukajcie pomocy w terapi behawioralno - poznawczej (ponad 70% skutecznych wyleczeń) [ Dodano: Dzisiaj o godz. 12:41 pm ] Ale prawda jest też taka, że trzeba być wyrozumiałym w stosunku do partnera. Bo jak on ma się czuć, kiedy dowiaduje się, że męczy nas niepewność co do tego, czy kochamy czy nie. To może nawet zdrowego człowieka zlasować. Ja tam też tego się bardzo boję. Bo jak mam wyjść z tego bagna, jeżeli moja partnerka nie da sobie z tym rady ? To jest tym bardziej trudne, bo wytwarza dodatkowe lęki. Myślę, że często na tym etapie związek przeżywa poważny kryzys. Umówiłem swoją kobietę na wizytę z moim psychoterapeutą żeby poznała anatomię mojego zaburzenia, ale mam stracha, że ona się dowie o tym natręctwie i po prostu odejdzie, bo uzna że jej nie kocham. Powstaną takie dylematy o których pisze Lochness, chodź widzę, że Lochness dobrze sobie z tym radzi :) A ja generalnie nie chcę zmieniać partnerki, bo jest mi z nią dobrze, rozumiemy się, patrzymy w tym samym kierunku, bardzo odpowiada mi seksualnie. Chciałbym mieć rodzinę i dzieci, a nie wszystko za każdym razem zaczynać od nowa i w 1/4 mili wypadać z gry. Dobrze było by w końcu zajmować się realnymi problemami życia, a nie walką z wiatrakami. I jeszcze jedno. Niech nikt się nie sugeruje tym, że u mnie trwa to już tyle lat. Ja dopiero w tym związku podjąłem zaangażowaną walkę. Czyli od ok 8 miesięcy. Natomiast przez szereg lat zbierałem informacje, które wykorzystuję w obecnej konfrontacji. Powiem tak: jak nie uda mi się w tym związku, to nie mam co dalej szukać, bo na prawdę nieczego mi nie brakuje.
  19. No właśnie. Ja też jestem strasznie uczulony na temat rozstań. Jak gdzieś usłyszę, że ktoś się rozstaje albo zdradza od razu na mnie to działa negatywnie. Bez wątpienia jest to niezły test dla naszych wybranków, ale my sami też musimy im pomóc to zrozumieć. Co mogę na podstawie moich zmagań z chorobą powiedzieć ? Na pewno trzeba postawić nacisk na to, żeby w tych chorobowych sytuacjach nie pozwolić się zamknąć na ukochaną osobę. Trzeba nauczyć się przeżywać to uczucie ale pozbawić je mocy. Istnieje pogląd, że nn powoduje niski poziom serotoniny w mózgu. Ale jest chyba tak, że niski poziom serotoniny promuje tylko to zaburzenie. Musi być temat, który będzie w stanie uruchomić machinę. A powiedz mi jak u ciebie z własnym życiem ? tzn czy jak nie miałaś jeszcze obsesji na temat 'czy kochasz ...' to czy byłaś obsesyjnie uzależniona od partnera ? czy zawsze chciałaś go we wszystkim wyręczać, zawsze przy nim być, do tego stopnia że nie realizowałaś swoich naturalnych potrzeb ? lub tłumiłaś swoją impulsywność na rzecz waszej miłości ? Wygląda na to, że to czego nam zaczyna po jakimś czasie brakować w związkach to nie jest zgodne z tym co się dzieje w rzeczywistości.
  20. Ja także tak to kiedyć przeżywałem. Potrzebowałem ciągłych zapewnień że jestem kochany i dążyłem to miłości bezwarunkowej. Nawet teraz czasami mi się to ciśnie na usta, ale wiem że takie zapewnienia nic mi nie dadzą. Widać, że kombinacje obsesji na temat miłości do chłopaka wychodzą z jednego worka. Niestety ten mechanizm tak działa: jak uporasz się z osiowym natręctwem zaraz pojawia się jakaś inna myśl która stara się zaprzeczyć, lub zmącić spokuj i cały bałagan zaczyna się od nowa. Popatrz ja mam 31 lat i czuję dalej te dziwne tęsknoty na temat zapewniania, miłości bezwarunkowej, tylko w zdrowej części głowy wiem że domagam się rzeczy niemożliwych. To tak jakbym rozumiał na czym polega miłość i potrafił ją wykrzesać, ale dążę do tego w chory, toksyczny sposób. Rozumiem co ze mną nie tak, ale emocje robią swoje. Prawda jest taka, że jak się ludzie nie kochają to objawia się to inaczej - a poza tym miłość nie przechodzi jak katar. Zazwyczaj są ku temu powody, których działanie zwyczajnie się odczuwa. A reakcją na to nie jest lęk tylko raczej strach. Jeżeli chodzi o twój stan i obawy że zadręczasz nim innych to pomyśl, że nie masz i tak wyboru. Nerwica nie przejdzie ci dlatego, że jej skutki dotykają innych. Powinnaś zaufać ludziom którzy cię wspierają i być przygotowana na to że się czasami denerwują, bo nerwica jest uciążliwa. Po prostu w tej sytuacji musisz się na kimś oprzeć. U mnie w przeszłości też tak było. Nie potrafiłem wyrazić moich pragnień czy potrzeb przy moich partnerkach, ponieważ one zawsze są na pierwszym miejscu przede mną. I ten lęk, że może jak nie będę o nie dbał w każdej chwili to nic z tego nie będzie. Tu wszędzie są ślady które mogą doprowadzić do tej nerwicy. [ Dodano: Dzisiaj o godz. 2:39 pm ] terapia behawioralna jest specyficznym rodzajem terapii gdzie chory uczy się rozpoznawać swoje chorobliwe myśli i stosuje różne techniki aby ich unikać. Np wyobraź sobie zajęcie którego bardzo nie lubisz robić. W momencie gdy nachodzą cię chorobliwe myśli zaczynasz to zajęcie wykonywać. W podświadomości twoje chore myśli są łączone z tym nielubianym zajęciem, więc umysł broniąć się przed nim blokował będzie myśli które do niego prowadzą. Takie mechanizmy muszą być wypracowywane, ale są mocno skuteczne. Tak na prawdę wg teorii behawioralnej nerwica natręctw też żeruje na warunkowaniu. Tyle że u nas przebywanie z bliską osobą kojarzy się z naszymi problemami i stąd możemy mieć przekonanie, że rozstanie sprawę załatwi. To nie jest jednak prawda, bo przy kolejnych związkach nerwica prędzej czy później powróci. [ Dodano: Dzisiaj o godz. 2:50 pm ] Swoją drogą ciekawy jestem, że wśród chorych na to cholerstwo w znikomych ilościach pojawiają się ludzie w starszym wieku np. > 40, 50 lat.
  21. Cześć. Jestem nowy na tym forum, ale fakt, że borykam się z tą samą przypadłością spowodował, że postanowiłem przyłączyć się do dialogu. Może na początek trochę o sobie w kwestii nerwicy. Muszę od razu powiedzieć, że pierwsze posty w tym temacie doskonale dokumentują moje zetknięcie się z tym cholerstwem. Choć u mnie miało to miejsce już jakiś czas temu (w wieku ok 21 lat) to dopiero od około 8 miesięcy "poczułem" że problem jest we mnie. Wcześniej poddając się natręctwom z bólem i płaczem świadomie lub mniej doprowadzałem do rozstań z moimi partnerkami. Muszę jednak powiedzieć jedną ważną rzecz z perspektywy czasu : Od momentu kiedy nerwica pierwszy raz się ujawniła, zmiany towarzyszek życia nie rozwiązują problemu (choć nie było ich wiele). Natomiast dzieje się rzecz gorsza. Dopiero teraz zaczynam doceniać co straciłem za sprawą tej cholery. Zauważyłem ponadto, że im bardziej mi na kobiecie zależy tym te cholerne natręctwa mogą być silniejsze. W momencie, kiedy jestem "chemicznie zakochany" sprawa jest łatwa - wszystko wydaje się być ok. Ale niestety po tym okresie wszystko zaczyna wracać. Dziś chodzę na terapię grupową (ok 6 miesięcy). Jednej rzeczy jestem pewien. Nas do rozstania popycha lęk. A nie realne problemy w życiu z partnerem. Niestety nie wiem tak na prawdę, czy to się da wyleczyć całkowicie, ale na 100% można poprawić jakość postrzegania naszych spraw na tyle aby dało się dobrze żyć. Znając przypadki takie jak nasze i nie mam wątpliwości , że zmiana partnera nie rozwiązuje tu tematu. Sam przez to już przeszedłem.Ciekawi mnie natomiast czy w waszych związkach, jeszcze przed ujawnioną nerwicą natręctw, byliście bardzo często owładnięci myślą, że możecie je stracić ? Chodzi mi o lęk przed porzuceniem. [ Dodano: Dzisiaj o godz. 10:58 am ] Jeszcze jedno : nie chcemy rozstawać się z naszymi ukochanymi - to jest jasne. Ale w sytuacji kiedy jednak ktoś nie wytrzyma tego ciśnienia i da się pokonać wzmocni tylko mechanizm ucieczki z tej trudnej sytuacji. A przecież nie o to chodzi. Jest to choroba, której źródłem najczęściej jest tłumienie takich uczuć jak np złość, albo w ogóle swoich potrzeb. Niestety same leki tu nie pomogą. Uczucie całkowitego uleczenie przy samych lekach jest zazwyczaj złudne. W sytuacjach stresowych nerwica będzie miała szansę powrócić, ponieważ wewnętrzny konflikt nie został uświadomiony bądź ostatecznie rozwiązany. Leki pozwolą przygotować się do terapii poprzez zlikwidowanie bądź zmniejszenie objawów nerwicy. Chyba najskuteczniejszą formą terapi dla ludzi cierpiących za zaburzenia obsesyjno kompulsywne jest terapia behawioralna (ok 70% wyleczeń). Natomiast od razu trzeba odrzucić teorie na temat zmiany/przebudowy osobowości traktując je jako wypowiedzi ludzi niekompetentnych. Tego "niestety" się zrobić nie da i na całe szczęście !!! Terapia ma uzbroić człowieka w dodatkowe mechanizmy umożliwiające radzenie sobie ze naszymi sprawami - to czy z nich skorzystamy zależy już tylko od nas.
×