Skocz do zawartości
Nerwica.com

tom_horne

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez tom_horne

  1. tom_horne

    Witam

    Witam wszystkich jestem tu nowy. Chce wam opisać swoją historię od początku, bo właściwie nie wiem co mi jest. Depresja? Nerwica? Dlatego zdecydowałem się zamieścić go tutaj. Pochodzę z małej miejscowości. Od dziecka dobrze się uczyłem, nie sprawiałem problemów. Ale nie byłem zbyt lubiany w szkole. Na początku tłumaczyłem sobie, że to reszta klasy jest dziwna, a ja jestem normalny. Z wiekiem jednak zrozumiałem, że jestem nieśmiały i nie potrafię komunikować się i żyć z ludźmi. W szkole średniej, miałem kilku kolegów i było trochę lepiej, ale zaczął dobijać mnie fakt, że nie mam dziewczyny. Zacząłem porównywać się z innymi i wpadać w kompleksy - bo nawet taki Franek, który kiedyś uchodził za totalną łamagę ma dziewczynę, a ja nie. I zaczęło się. Stało się to moją obsesją. Zacząłem czytać książki o nieśmiałości, udzielać się na forach i szukać dziewczyny na tyle, na ile pozwalała mi moja nieśmiałość, czatach, randkach SMSowych etc. Nie miałem realnych przyjaciół, istniałem tylko sieci. Po maturze poszedłem do pracy i na studia zaoczne. Pierwsze 3 semestry przebrnąłem bez problemu. Na czwartym zdecydowałem się przeprowadzić do dużego miasta. Na początku trudno było mi się odnaleźć, ale powoli coś się ruszało. Znalazłem dziewczynę, z którą byłem 4 miesiące. Potem przeprowadziłem się do akademika i moje, życie towarzyskie zaczęło rozkwitać. Coraz więcej znajomych, imprezy. I tak się rozpędziłem, że zapomniałem o nauce i zawaliłem rok. Zapomniałem co to nieśmiałość i pielęgnowałem moje największe hobby - podryw, olewając zupełnie naukę. W końcu znalazłem dziewczynę swoich marzeń i zaspokoiłem ambicje, ale na krótko. Zerwała ze mną, potem miesiąc gapienia się w ściany i niechęci do wszystkiego, jednak przyjaciel szybko mnie z tego wyciągnął i po 2 miesiącach znalazłem dziewczynę z którą jestem do dziś. Znów byłem szczęśliwy. W grudniu ubiegłego roku, w pracy wypiłem 2 kawy i red bulla, i nakręciłem się strasznie, wydawało mi się że dostanę zawału. Wylądowałem na izbie przyjęć z ciśnieniem 195/100. Od tego dnia zacząłem odczuwać lęk, przed podróżą samochodem, pociągiem, autobusem. Potem przez pół roku niby wszystko było ok, ale zostałem bez pracy i wpadłem w poważne problemy finansowe. Ciągłe myślenie, zdenerwowanie i bóle w klatce piersiowej, które interpretowałem jako nerwobóle. Bo jak wygląda zawał już wiedziałem dokładnie z internetu:) i się nie nakręcałem. Jednak 2 tygodnie temu dopadł mnie, ból w mostku, zawał na 100%. poleciałem do szpitala. Porobili mi wszystkie badania i stwierdzili, że serce mam zdrowe i ogólnie nic mi nie jest. I tak wpadłem na to forum. W środę dziewczyna powiedziała mi, że odezwali się do niej w sprawie pracy za granicą i musi wyjechać następnego dnia. Zdenerwowałem się bo mieliśmy inne plany na weekend. Upiłem się i zasnąłem o 1. O 3 się obudziłem, nie moglem zasnąć włączyłem film i o 6 dopadł mnie kolejny atak. Kładłem się, chodziłem po pokoju i tak w kółko. Serce waliło mi jakby miało za raz wyskoczyć, wmawiałem sobie to tylko nerwica, nie umrę, nie pomagało. Poleciałem do apteki po neopersen, wziąłem 2 tabletki i dalej nic. Przeszło mi dopiero wieczorem, dosłownie w kilka sekund. Jednak do dziś pozostały jakieś nieuzasadnione lęki, serce ciągle mi jakoś dziwnie kołacze, nawet przez koszulkę widać wyraźnie jak mi bije. Wczoraj miałem jakiś dziwny strach przed chorobą umysłową. Dziś zastanawiałem się co to właściwie jest nerwica, depresja. Od czasu przeprowadzki do miasta - 3 lata temu - poza tym, że pozbyłem się nieśmiałości i rozwinąłem życie towarzyskie - nie posuwam się w ogóle na przód. Nie dokończyłem studiów, mam problemy finansowe. Za nic nie potrafię się zabrać. Kiedyś miałem pasję, teraz nie mam nic. Potrafię spędzić dzień przeglądając jakieś głupie strony w internecie, szukam sobie różnych zajęć, byle nie zabrać się za naukę. Z praca jest podobnie, niby wysłałem już stosy cv, jednak wydaje mi się, że czegoś mi brakuję, że się nie przykładam, ale nie potrafię nic z tym zrobić. I tak tkwię w tej beznadziei. Dodam, że nie mam myśli samobójczych, nigdy nie miałem. Przepraszam za długiego posta, jeśli ktoś wytrzymał do końca proszę o Feedback:) pozdrawiam.
×