Rozmawiałem rok temu ze swoją panią psychiatrą na ten temat i jej zdanie było raczej negatywna - ćwiczenia nie pomagają.
Sam jednak się z tym nie zgadzam, z depresją jako taką zmagam się już 6 rok, po przetestowaniu połowy dostępnych SSRI i dopiero połączenie leki + intensywny wysiłek (w sensie codzinnie po 1h takiego wysiłku że albo wracam cały mokry albo czołgam się pod prysznic z basenu) + ewentualnie solarium by jakoś mieć kontakt ze słońcem albo przynajmniej z tym co pod jego wpływem powstaje czyli endorfin. Dopiero przy takim podejściu jakotako daję sobie radę. Jasne gdzieś tam na horyzoncie swojej świadomości widzę tą chorobę, że ona jest. Tym bardziej że zawsze lubiła dawać o sobie znać własnie pod koniec lata i na początku jesieni. Ale teraz to jest nic w porównaniu do tego co było jeszcze właśnie rok temu, poza paroma gorszymi dniami wszystko jest w normie.
Czemu tak się dzieje? Sam nie wiem, trochę szperałem w necie, ksiażkach. Ogólnie wysiłek fizyczny poprawia nastrój czy to przez serotoninę, czy lepsze ukrwienie mózgu, czy fakt że przez ćwiczenia wydzielają się B-endorfiny. Były badania nawet robione, że ludzie którzy chodzą na siłkę regularnie rzadziej choroją na depresję.
Wiadomo że z tym jest jak z lekami, na każdego działają inaczej, więc cieżko tutaj o uniwersalną poradę co i jak robić.