witam wszystkich, jestem nowa na tym forum. z eat disorder zmagam sie juz od kilku lat. doswiadczylam hardcoru jakiego nie jestescie sobie w stanie nawet wyobrazic. a co dopiero przezyc. ale pokrutce opisze to, co przydarzylo mi sie w szpitalu
do szpitala psychioatrycznego trafilam w 2005 roku, wtedy bylam w bulimicznym szale, wazylam zaledwie 35 kilogramow. wymiotowalam codzinnie, po kazdym posilku. karmili mnie lyzka tak, jak bym byl niepelnosprawny, ale mimo tego i tak codziennie wymiotowalem. wymioty uczymywaly sie pomimo podawania duzych dawek haloperidolu, czyli tego najsilniejszego neuroleptyku z nasilniejszych. mialem po nich okrutne dzialania niepozadane, ale opisze je w nastepnym poscie.
pewnego dnia, gdy juz zjadlam kilka kaskow jedzenia, zlapal mnie silny bol, i silny skurcz. krzyczalem, zaczalem wymiotowac, ale jak juz wyrzygalem cale jedzenie, to skurcze nie ustapily, ba, nasilily sie. od dawna nic nie wydalalem, wszystko przechodzilo przez buziejako wymioty, dlatego z moim przewodem pokarmowym zaczelo sie dziac nieciekawie. otoz moj zoladek zaczal sie zwijac, i odklejac, kawalek po kawalku. bol byl niewyobrazalny. zaczalem wymiotowac swoimi wnetrznosciami, wypluwalem swoje flaki na podloge. nie mialem nawet sil krzyczec czy plakac. tylko wilem sie w konwulsjach na podlodze, co rusz wypluwajac kawalki wnetrznosci. caly zoladek juz lezal na podlodze, ale, nagle, z moich ust zaczal wystawac kawalek jakichs flakow! to jelito cienkie. zaczalem sie dusic, dlatego pociagnalem za to jelito, aby wyszlo z mojej buzi. wyszlo cale, odzyskalem oddech. kawalek urwal sie w brzuchu, tak, ze w moim brzuchu zostalo juz tylko jelito grube. obudzilem sie w szpitalu gastrologicznym, wszczepili mi sztuczny zoladek i sztuczne jelita, ktore zostaly zrekonstruowane, ale nie spelniaja juz swojej roli. gdyz, aby przepchac przez nie jedzenie musze wkladac w odbyt dluga sonde, ktora udraznia moje nowe jelita. bol jest potworny, codziennie przechodze to od poczatku. nie chce mi sie zyc. pomozcie!