Skocz do zawartości
Nerwica.com

anais

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez anais

  1. Nie ma co przeklinać bo nerwica to nie jakiś stwór z kosmosu tylko część ciebie, więc od przeklinania Ci się nie poprawi. Mnie się poprawiło odkąd przestałam walczyć i bardziej zaakceptowałam siebie i swoją historię. Paradoksalnie kiedy przyznałam się do słabosci stałam się silniejsza. Zajęło mi to rok oraz spore przemeblowania w życiu, no i miałam szczęście że trafiłam do fantastycznego terapeuty, bez niego nic by z tego niw wyszło.
  2. Słuchaj CIAŁO, nie możesz tak myśleć!!! Ja byłam w tragicznym stanie, napady non stop, lęki, palpitacje, nie zostawałam sama z dzieckiem, a po roku terapii znów zaczynam odczuwać radość, smak zycia. Nie wpadam we wsciekłość tak łatwo jak kiedyś, jest we mnie wiecej spokoju. Rok temu nie uwierzyłabym, ze jeszcze bedę się tak czuć. A nie biorę żadnych leków. Jak chcesz napisz do mnie na pw, pozdrawiam Cie serdecznie.
  3. Vallkinger, myślę że pomoże Ci tylko psychoterapia. Mój terapeuta powiedział mi na pierwszym spotkaniu że terapia jest JEDYNĄ skuteczną metodą pożegnania się z nerwicą raz na zawsze. Nie uwierzyłam mu oczywiście ale po roku są ogromne efekty. Ataki paniki miewałam kiedyś po kilka razy w tygodniu, lęk, palpitacje, omdlenia, rzyganie itp. Brałam leki ale przeciwdepresanty nasilały objawy a benzo pomagały na chwilę w końskich dawkach. Nie wierzyłam że kiedykolwiek uwolnię się od tego gówna. Po kilku mies psychotwrapii ataki stały się słabsze (teraz wiem ze to ja stałam się silniejsza), dawałm sobie z nimi radę bez tabletek. teraz w ogóle nie mam napadów, uspokajacze mi się przeterminowały ale wiem ze nie bedę ich potrzebować. Terapia jest bolesna, trzeba się otworzyć, przyznać do słabości, sięgnąć do dzieciństwa, ale SKUTKUJE. Musisz tylko znaleźć dobrego terapeutę. ja trafiłam do swojego po kilku wczesniejszych próbach z innymi i były to porażki. Myślę ze od razu się zorientujesz czy ta osoba budzi Twoje zaufanie, czy jest pewna siebie a przez to wiarygodna i nie zrobi Ci krzywdy. Trzymaj się!
  4. Witaj Karmen. Doskonale znam to o czym piszesz. Tez mam synka -3,5 letniego i też w ciąży czułam się super ale po jakimś czasie nerwica wróciła. miałam codziennie ataki paniki, bałam się zostawać z nim sama w domu, itp. Od roku chodzę na terapię i czuję się rewelacyjnie w porównaniu z tamtym okresem. Nie mam lęków, co nie oznacza ze nie łapię dołów ale radzę sobie ze wszystkim, nie przejmuje się tak, mam więcej siły. Wprowadziłam sporo zmian w swoim życiu, przede wszystkim wyprowadziłam się od rodziców i bardzo ograniczyłam kontakty z nimi bo codziennie były awantury albo spięcia. Wiem też mniej więcej skąd wzieła sie nerwica, czego unikać. Nie sądziłam że terapia tak mi pomoże. wczesniej byłam u paru psychologów ale to była porazka, brałam też leki przeciwdepresyjne ale działały w odwrotny sposób, tzn jeszcze bardziej nasilały lęki. Miałam szczęscie że trafiłam do wspaniałego terapeuty, wreszcie czuję ze żyję, mogę normalnie funkcjonować, zajmować się swoim synkiem i cieszyć się z wychowywania go, odbudowywać siebie. Myśle, ze powinnaś poszukać terapeuty, któremu zaufasz i z którym dojdziesz do źródła swoich problemów no i je przerobisz. Łatwo nie jest ale na pewno warto. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wszystkiego dobrego.
  5. Dla mnie najtrafniejszy opis to szklany klosz - bariera, której niby nie ma, nieuchwytna, ale która uniemożliwia porozumienie ze światem. Często mi się tak robiło po trawie a potem już bez. Bardzo nieprzyjemne uczucie, na szczęście nie miewam go ostatnio.
  6. Pani Adminko, my tu nie tylko o lekach, proszę o wyrozumiałość. Wiesz co , najdłużej to ja brałam cloranxen, 10, potem zeszłam na 5, potem jeszcze łamałam na coraz mniejsze kawałki. W sumie wyszłam z tego sama, bez jakiegoś schematu, ale przez kilka tygodni było fatalnie, dreszcze, dygoty, fale zimna i gorąca, lęki, najgorzej przed snem. Ratowałam się apapem:) Potem brałam cloranxen już tylko doraźnie. A w końcu nauczyłam się opanowywać napady, nie były już zresztą tak silne. Pomagało mi oddychanie przeponowe, stawanie pod ścianą i wbijanie w nią pleców, tak zeby czuć oparcie, i jeszcze parę trików. Teraz mam czasami kołatania serca, ale sporadycznie, w porównaniu z atakami sprzed roku czy dwóch to nawet nie ma o czym mówić. Gdyby mi ktoś powiedział przed rokiem ze będę się tak czuć bez prochów, to bym go wyśmiała, po prostu nie wierzyłam w wyzdrowienie. Nie wierzyłam oczywiście w psychoterapię, bo wcześniej miałam fatalne doświadczenia, zupełnie nie potrafiłam się dogadać z tymi pseudoterapeutami. Miałam wrażenie, ze kompletenie nie wiedzą jak sie za to zabrać i tak było faktycznie. No ale spróbowałam jeszcze raz, wiedziałam ze jak mi nie pomoże to chyba się pożegnam z tym światem, w takim już byłam stanie. Mój obecny psychoterapeuta zrobił na mnie od razu dobre wrazenie, przede wszystkim pewnością siebie, nie ględził, jak tamci, że musimy sie spotkać kilka razy zeby ocenic szanse, tylko od razu powiedział ze sie tym zajmie ale ja też muszę się przygotować na trudne chwile. Nie robił mi zadnych testów, i bez tego wiemy że mam sporo z osobowości borderline, ale on się nie wykręcał, nie udawał mądrali, były trudne sesje, które przetrzymalismy:) Dowiedziałam sie paru rzeczy o sobie, które teraz wydają mi się oczywiste. W sumie to najlepiej wydana kasa w zyciu. Tak więc radzę Ci, zebyś poszukała dobrago terapeuty, nastaw się ze to moze potrwać, ale zaufanie to podstawa. Osobiscie nie polecam też leków, ja brałam seronil, efectin, anafranil - i po wszystkich czułam się jeszcze gorzej, miałam straszne leki i jazdy - może na szczęście bo gdyby mi pomogły pewnie dalej bym sie szprycowała. Powodzenia!
  7. Witaj. Ja też zmagam się z nerwicą parę łanych lat. Przerabiałam wszystko: codzienne napady paniki, "zawały', derealizację, omdlenia, nocne przejażdżki karetką, wszystkie możliwe badania. Wykryto tylko wypadanie płatka z falą zwrotną (podobno wielu ludzi z tą wadą ma napady paniki) W moim mieście znam połowę pszychiatrów, wizyty zawsze polegały na wypisaniu prochów, przetestowałam różne leki łącznie z uzależnieniem od benzodiazepin. Było coraz gorzej i kiedy byłam już pewna, ze nie ma ratunku, trafiłam do wspaniałego terapeuty. Chodzę na terapię prawie rok, od pół roku nie miałam ataku!!! najwyżej ataczki:), daję sobie sama z nimi radę, nie biorę ŻADNYCH leków, mogę wyjść z domu bez xanaxu czy relanium i nie zawracam w panice. Inaczej myślę o chorobie, o sobie, przede wszystkim nie traktuję już nerwicy jak przeciwnika, w walce z którym jestem bez szans, który nokautuje mnie co wieczór od nowa. Wiem, ze nerwica to część mnie, wiem już że możemy się dogadać. Nie jest łatwo, ale nie polecam Ci leków, nic nie dają, po odstawieniu jest jeszcze gorzej. znajdz dobrego terapeutę,któremu będziesz mogła zaufać, trzymam kciuki.
×