Witam wszystkich.
Długo zastanawiałam się czy napisać tą wiadomość ale doszłam do wniosku, że to co się ze mną dzieje nie jest chyba do końca takim zwykłym dołkiem czy gorszym nastrojem.
Wszystko zaczęło się prawie rok tem, poznałam pewnego chłopaka zakochaliśmy się w sobie, wszystko układało się z mojego punktu widzenia bardzo dobrze aż po paru miesiącach coś pękło-wylały się z niego wszystko żale, okazało się że ma On do mnie pretensje o moją przeszłość.
W latach licealnych należałam raczej do "tych spokojnych" uczących się, nie chodziłam na imprezy nie wracałam do domu później niż o 21 itp. w klasie maturalnej zaczęłam się prowadzać z chłopakiem, którym nigdy nie powinnam się zainteresować- cwaniaczek, buntownik swoją drogą nie szanował mnie ale ja jak to zapatrzone ciele trwałam przy nim z myślą że TAKI chłopak chce kogoś takiego jak ja, potem przyszły studia wyszło tak że po jego namowach zamieszkaliśmy razem a potem stało się.Po długich namowach, jego twierdzeniu że wszyscy TO robą dałam się namówić i oddałam mu swoją cnotę.Potraktował mnie wtedy okropnie, zupełnie nie tak miało to wszystko wyglądać, zraziłam się do tego, próbowałam się przełamać jeszcze 3 razy ale nie dałam rady.Po pewnym czasie sprawa ucichła trwaliśmy w tym związku jeszcze przez rok, potem wszystko się rozpadło.Nie byłam tym załamana bo od dłuższego czasu szykowałam się na taki obrót spraw.
Mój Ukochany wie o tym, na początku wcale nie myślałam że przez to wszystko wpadnę w taki mętlik jaki teraz odczuwam.Zaczęły się co jakiś czas może nie tyle awantury co raczej gorsze dni z wyrzutami z jego strony...chodzi o to że ja jestem jego pierwszą kobietą z którą się kochał.
Takie "rozmowy" zaczynały się powtarzać coraz częściej, z coraz większą frustracją z jego strony, wiele łez przelałam, wiele razy go za to wszystko przepraszałam, wiele niemiłych słów słyszałam-dałam dupy, nie szanowałam się, ze on miał rozum a ja nie, że nie tak miało być, że mnie kocha ale ta skaza nie daje mu spokoju, że teraz to już nie ma takich pożądnych dziewczyn jak kiedyś, że on nie używał tak życia, czekał z tym a ja się bawiłam, pytania o to jak mi z nim było jak to robiliśmy-dodam że nie jest to dla mnie miłe wspomnienie i niechętnie powracam do niego nawet w myślach.
Widzę, że jemu też nie jest z tym wszystkim łatwo, wiem że mnie kocha tak samo jak i ja kocham jego, z całego serca chciałabym zeby było dobrze, chciałabym żebyśmy kiedyś stworzyli rodzinę ale...no właśnie tu pojawia się problem.
Od pewnego czasu zauważyłam, że nie potrafię o niczym innym myslec tylko o tym ze nie poczekałam z tym, że w tedy dałam się namówić.Myślę sobie, że już nigdy nie ułożę sobie z nikim życia bo kto chciałby kogoś takiego jak ja, tak "brudnego" te myśli są ze mną całymi dniami w każdej chwili zastanawiam się nad tym, męczy mnie to.Łapię dołki, nie mówię mu o tym bo na samą myśl że on może sobie przypomnieć o mojej przeszłości aż mnie skręca.Kazde wspomnienie słowa "dziewica" sprawia że w głowie mam cały potok myśli.Chodze po ulicach, widzę dziewczyny, pary i zastanawiam się czy są dla siebie pierwszymi czy dziewczyna która przeszła koło mnie jest dziewicą czy nie.Kładę się spać i budze się z tą myślą, wyobrażam sobie jak by to było.Wiem że gdyby nie to bylibyśmy szczęśliwi, wiem że to wszystko moja wina, tak starsznie tego wszystkiego żałuję, chciałabym cofnąć czas ale wiem ze jestem bezsilna i ta bezsilność jeszcze bardziej mnie dobija.Czuję że utraciłam poczucie własnej wartości, mam wrażenie że jestem taka beznadziejna, walcze z tym ale czasem nie mam już siły.
Wiele razy-niby takie żarty mówię mu ze zapewne mnie zostawi, że znajdzie sobie kogoś lepszego bez "skazy" dziewczynę, która będzie jego warta nie tak jak ja on zaprzecza ale ja w głebi serca, podświadomie wiem że tak będzie.Ta myśl we mnie tkwi i za nic nie mogę się jej pozbyć, czuję się tak jak gdybym szła takim mostem nad przepaścią ze świadomością, że ten most w każdej chwili może się skończyć albo zerwać.Jeszcze jego żart jak by to on inne dziewczyny podrywał "brał" jakie to mają piersi, jak by to z nimi było-ja wiem że on by mnie nie zdradził i że tak się tylko droczy za mną ale to działą na mnie jak taki mechanizm dodatkowo napędzający cały natłok smutnych myśli.
Męczy mnie to i nie daje spokoju od...ok pół roku non stop jak sinusoida z tym że z każdego kolejnego dołka coraz trudniej mi sie wydostać, myślę sobie nawet że po studiach wrócę do domu, do mamy, pójdę do pracy kupię psa i będę zyła sama, z mamą i że tak będzie lepiej, nie chce już żadnych facetów wiem że jestem młoda ale mam dość.