Postanowilem zalozyc topic ze swoim problemem, po tym jak przeczytalem kilkanascie innych. Ciezko jest o tym mi pisac, ale moze ktos znajdzie sie kto mi pomoze. Mysle ze choruje na dusze, umysl. Tak sie zastanawiam ze to zaczelo sie od gim. Zawsze bylem skryty, cichy, zawsze tylk sluchalem. Rodzice byli zadowoleni ze nie sprawialem problemow. Moze z przyzwyczajenia pokochalem samotnosc. Gdy cos bylo sprzeczne z moim pogladem, albo uparlem sie przy czyms to bylo tylko "dziwny jestes". Teraz mam 20 lat i chyba bylo cos w tym prawdy. Przezywalem raz mniejsze zalamki, czasem wieksze, ale z pomoca przyjaciela albo przyjaciolki jakos sie brnelo dalej przez zycie. Teraz dalej, czas przedstudniowkowy. Upierali sie bym poszedl, zgodzilem sie brak kontaktow z plcia przeciwna poniewaz ucze sie w typowo meskiej szkole spowodowal ze znalezienie partnerki okazalo sie kolejnym problemem. Dzien po studniowce.... chcialem sie zabic. Dziewczyna ktora zaprosilem podobala mi sie, ale kompletnie ignorowala. Przez te feralna studniowke ktora chce zapomniec, wymazac z pamieci, mam takiego dola jak nigdy dotychczas. Obwiniam siebie za to jaki jestem. Uczucia, emocje, mna miotaja w jedno i druga strone. Czesto zaspiam na mokrej od lez poduszce. Wzruszaja mnie zeczy, na ktore kiedys nie zwrocilbym uwagi.Jedyna ucieczke jaka znalazlem to sen. Potrafie spac calymi dniami, tylko wtedy sie nie mysli swiadomie. Koniecznie musicie mi pomoc. za 3 miesiace matura, a ja nie moge sie uczyc, nie mam ochoty, zycie mi obojetne. Nawet piszac teraz... lzy.