mam 24 lata... nie powiem ciężko jest mi o tym pisać... ale pochodzę z takiej właśnie rodziny... od początku byłem dzieckiem niechcianym... co ojciec dał mi w późniejszym okresie mojego dotychczasowego życia mocno do zrozumienia... mam jeszcze młodszego brata... tutaj sytuacja jest zupełnie odwrotna... zawsze był faworyzowany... wczesne dzieciństwo pamiętam niemile... moja choroba, starzy kłócili się ciągle... pamiętam, że matka uciekała z domu... później ja za wszystko dostawałem... chodziłem posiniaczony, ojciec wiedział gdzie bić... ciągle słyszałem że takich jak ja to Hitler powinien rozstrzelać... później przeprowadziliśmy się na wieś... pojawiły się problemy finansowe... matka wyjechała za granicę... wracała raz na pół roku na kilka dni... to był okres od 4 klasy podstawówki do końca gimnazjum... wmawiałem sobie że jakoś trzeba... ale rzeczywistość była inna... ojciec budził mnie w środku nocy... wyzywał... bił... pluł... nie miałem komu o tym powiedzieć... nie miałem kolegów... każdy uważał mnie za dziwaka... pewnie nadal tak jest... okres liceum... cóż... pierwszy rok jeszcze uszło jakoś... ale drugi... masakra... świat mi się zawalił... moi rodzice wzięli rozwód po 17stu latach swojego małżeństwa... matka zostawiła mnie i brata tutaj w kraju... a ona znalazła sobie tam faceta... ojciec nie mając na kim wyładowywać swojego zdenerwowania wyżywał sie na mnie... bił... wyzywał od gówien... błota... psów bezpańskich... dusiłem w sobie to wszystko... pewnej nocy nie wytrzymałem... późną nocą uciekłem z domu do dziadków... te 7 kilometrów ciągnęło się jakby to było conajmniej 50... od tamtej pory (6 lat już) mieszkam z dziadkami...
co jest ze mną nie tak??
ciągle jestem sam... nikomu nie jestem w stanie zaufać... wmawiam sobie że jestem pomyłką... wpadką... gównem... nic nie wartym śmieciem... czuję się rozdarty... ciągle uciekam od ludzi mimo że nie chcę być sam... serce robi swoje, a psychika swoje... mam chorobliwie niską samoocenę... nie widzę siebie w żadnej perspektywie na przyszłość... ani jako chłopak... ani jako mąż... ani jako przyszły ojciec... pragnę zerwać te okowy raz na zawsze... znaleźć spokój... ale im bardziej się staram zniszczyć ten fałszywy obraz, tym silniej to wszystko powraca do mnie... popadam w depresje... nie mam ochoty żyć... czuję że moje życie jest już raz na zawsze zmarnowane... może się mylę... liczę że pomożecie bo z każdym dniem coraz bardziej szlag mnie trafia... nie wiem co mam ze sobą zrobić...