Witam. O sobie napiszę krótko. Mając 17 lat mam 'pewien' problem. Zrozumiałem swoją depresję, natomiast jest niezrozumienie ze strony rodziców, co w życiu mam pewne trudności. Po ostatnim związku (jeśli można to tak nazwać) popadłem w depresję. Nie jestem kolejną osobą wyjętą, która miewa zmęczenie, niechęć do życia. Ja już po prostu zmagam się z depresją bardzo długo i mam dość, jednocześnie martwiąc się o swoją przyszłość. Dzień w dzień jestem flegmatyczny, brak jakiegokolwiek entuzjazmu/chęci do życia. Również kłania się eskapizm, co również mam irracjonalne poglądy - ogółem zrażony do rzeczywistości. Dość tych wszystkich dookoła ludzi, tego wszystkiego. Monotonia życia. Znowu się zacznie szkoła, co spowoduje, że cały rok będzie jeden i ten sam rozdział... szkoła, dom - tak w kółko. Jeszcze przed depresją byłem chłopakiem, który stawiał sobie cele i za wszelką cenę je osiągałem. Była podzielność uwagi, był ten refleks. Teraz nawet nie potrafię się skupić na czytaniu książki. Jestem tak chory, że czasami będą w centrum uwagi nie wiem co się dzieje, a nawet nie rozumiem co kto do mnie mówi. Na wizytę do specjalisty dąży we mnie hamulec, którego nie mogę odbezpieczyć. Pójść i zwierzyć, opowiedzieć o swoim problemie - tego nie potrafię. Słyszałem o farmakoterapii - leczenie chorób za pomocą leków. A przecież nie wypisze zwykły doktor leku, bo musi wiedzieć co mi dolega. Błędne koło. Nie ma jeszcze takiej osoby, która w kwestii miłości, uczuć, w którym to ja winię siebie za wszystko, może mnie oświecić. Musiałbym chyba przeczytać 46 zasad zdrowego rozsądku, wtedy może by mnie oświeciło, ale to niczego nie zmienia - nie kwestia tabu. Dodając, że nie ma nocy, kiedy bym o tym nie myślał. Mimo wszystko proszę o jakąś poradę co do leków, bo inaczej zgniję tak siedząc, nic nie osiągając. Pozdrawiam.