Skocz do zawartości
Nerwica.com

rosie19

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez rosie19

  1. grunka, cierpię na dokładnie ten sam problem choć zazdroszczę Ci, że możesz chodzić do lekarzy na badania - Ja niestety nie jestem w stanie tego zrobić przez paniczny strach... Choć nieraz potrafiłam sobie tak bardzo wmawiać i szukać chorób, że naprawdę odczuwałam ból i już sama nie wiem czy był wyimaginowany czy może prawdziwy.
  2. rosie19

    Moja historia

    To wszystko o czym chciałabym Wam opowiedzieć składa się z wielu punktów, dlatego zacznę od początku. Wszystko zaczęło się, gdy miałam sześć lat. Straciłam przytomność, zaniepokojeni rodzice wybrali się ze mną do lekarza, po czym zostałam odesłana do szpitala. Wtedy pojawiły się schodki, a pobyt w szpitalu okazał się być traumatycznym przeżyciem. - mimo, że było to trzynaście lat temu pamiętam tę sytuację jak dziś - płacz, wręcz rozpaczliwy szał byleby się stamtąd uwolnić. Rodzice musieli spędzać ze mną calutkie dnie, wyjeżdżali dopiero, gdy jakimś cudem udało mi się zasnąć choć i tak nie upłynęła chwila, a następowała pobudka i znów to samo - gdzie mama, gdzie tata, chcę do domu. Jakoś udało mi się przetrwać te kilka dni, wróciłam do domu i z troską kochanych rodziców udało mi się powrócić do normalności. Było kilka lat przerwy, kiedy znów zaczęło się dziać coś złego z moim stanem zdrowia. Mama zaplanowała wizytę u lekarza, a kiedy się o tym dowiedziałam zaczęło się dziać coś złego... Pojawiły się myśli, że może to coś poważnego, że znów będę musiała trafić do tego przeklętego miejsca (czyt. szpitala), zdenerwowanie towarzyszyło mi w każdej minucie oczekiwania, stałam się niedostępna, milcząca. I wtedy to podczas badania padło słowo operacja, czyli najgorsze przypuszczenia się spełniły. Znów to samo - potworne rozżalenie, w jednej sekundzie potrafiłam rozmawiać z tatą jak to będzie, gdy podadzą mi narkozę, a w drugiej zaczynałam panicznie płakać. Nie panowałam nad sobą zupełnie, a każdy telefon (szpital miał się odezwać w sprawie terminu) był dla mnie istnym zawałem serca, bo nigdy nie byłam na to gotowa choć zdaję sobie sprawę, że było to konieczne dla mnie, dla mojego zdrowia. Odezwali się, pojechałam. Tu rozpoczyna się sedno mojej opowieści. Opieka lekarzy, pielęgniarek była w porządku, wszyscy byli mili, sympatyczni, pomocni, miałam dużo wsparcia i pomocy, a mimo to tydzień spędzony tam spowodował nieodwracalne zmiany w mojej psychice, kompletnie ją zniszczył. Od tamtej pory biały fartuch, zdanie Pójdź do lekarza wywołuje u mnie spazmatyczny lęk. Ciężko jest opisać słowami, co wtedy czuje, to nigdy tego w pełni nie odda. Człowiek mający chociażby grypę wstaje z łóżka i maszeruje do ośrodka zdrowia, prawda? Tymczasem dla mnie to jest nie do zrealizowania. Choćbym miała 40 stopni gorączki i była potwornie osłabiona nie mogę tego zrobić, a kiedy już komuś siłą się to uda-rozpoczynają się objawy typowe dla nerwicy, czyli siedząc przed drzwiami do gabinetu moje tętno szaleje, natychmiast pojawiają się duszności, czuje się tak jak gdybym miała osunąć się na nogach i ta ciemność przed oczyma... Tak jest dokładnie za każdym razem. Nie wspominając o tak prowizorycznych czynnościach jak pobieranie krwi -na to też nie starcza mi odwagi. Jakiś czas temu na moje szczęście zakończyłam leczenie w szpitalu choć na ostatniej wizycie lekarz kazał udać mi się do specjalisty dla dorosłych podejrzewając nerwicę serca. Cóż, nie dziwię mu się skoro tętno znacznie przekraczało normę. Jednak jak się domyślacie wcale go nie posłuchałam i powiem Wam, że jest mi z tym dobrze - wiedząc, że nie wiążą mnie teraz żadne terminy i wizyty wreszcie mogę odetchnąć pełną piersią. Lecz, to nie wszystko. Zauważyłam coś nowego - wystarczy, że cokolwiek mnie zaboli, nawet nieznacznie, a już panikuję, że to nieuleczalna choroba, a to, że rak. Boję się śmierci, boję się o siebie, a to doprowadza mnie do szaleństwa. Potrafię wysnuwać sobie setki chorób i dolegliwości, ale niekiedy to bardzo przeszkadza w codziennym życiu. Może komuś wyda się to śmieszne, ale jako przyszła studentka chciałam trochę popracować i była potrzeba słynna książeczka Sanepidu.. Nie potrafiłam się przełamać i wykonać koniecznych badań, bo co jeśli wykryją jakąś chorobę? Musiałam to z siebie wyrzucić właśnie tutaj, bo w moim środowisku spotykam się z kompletnym brakiem zrozumienia. Ludzi najzwyczajniej w świecie to bawi i wciąż słyszę "Wariatka!", "Jak można się bać zwyczajnego badania?!" O, tak mniej więcej to wygląda... Może ktoś z Was cierpi na podobną dolegliwość? Może macie dobre rady jak sobie z tym poradzić? Tylko proszę, nie piszcie komentarzy typu "Szpital wcale nie jest taki straszny". Wiem, doskonale zdaje sobie z tego sprawę, tutaj chodzi o coś głębszego. Jest jeszcze mnóstwo rzeczy, którymi chciałabym się z Wami podzielić, ale o tym następnym razem.
×