Zacznę od początku. Poszłam do nowej szkoły oddalonej od mojego domu o kilkadziesiąt km, muszę mieszkać w internacie bo nie mam jak dojeżdżać. Jest to liceum profilowane (mat-fiz). Moje przygnębienie zaczęło się jakiś tydzień po rozpoczęciu szkoły i z dnia na dzień jest coraz silniejsze a ja nie mogę nic na to poradzić choć się staram. Wczoraj zaczęłam płakać przy rodzicach że nie dam rady i nawet pocieszająca rozmowa z nimi mi nie pomogła bo znowu siedzę i płaczę. Płaczę prawie cały czas, nawet na lekcjach łzy potrafią lecieć mi jedna po drugiej. Myślę tylko, by wrócić do internatu i móc się porządnie wypłakać. Nie mogę przez to wywiązywać się z moich obowiązków, bo strach przed niepowodzeniem mnie paraliżuje i nie pozwala działać. Nie chce mi się żyć. Nie potrafię się niczym cieszyć. Nie potrafię się szczerze uśmiechać! Gdy to robię czuję pod powiekami łzy. Nie chce mi się z nikim rozmawiać, nigdzie wychodzić ze znajomymi, chociaż kiedyś było inaczej. Zawsze wieczorem idę do parku, siadam na ławce i płaczę. Wracam, też płaczę. Myśli samobójcze nachodzą mnie z coraz większą siłą i jedynie to, że nie chcę zranić mojej rodziny trzyma mnie przy życiu, chociaż nie wiem ile tak będzie. Może kiedyś w końcu nie wytrzymam. Wydawać by się mogło że mój problem to żaden problem z innymi tego świata: mam rodzinę, szczęśliwą rodzinę, do której non stop tęsknię, mam też pieniądze, może nie jestem bogaczem, ale na wszystko starcza, nikt mnie nie prześladuje, nie dręczy, jestem, a może byłam lubianą osobą, bo teraz nie wiem jak jest. Nie chcę zawieść rodziców, chociaż oni mówią żebym się nie przejmowała to ja nie potrafię. Teraz też płaczę. Nie potrafię wygłupiać się, śmiać. Najchętniej gdybym mogła to leżałabym w łóżku bez przerwy i płakała. Pomóżcie. Ja nie daję rady. Nie chcę sprawiać kłopotów rodzicom z psychologami, mama powiedziała, że jak tak dalej będzie to przepisze mnie do technikum które mam pod nosem, a do którego nie chcę iść. Nie mogę się zaklimatyzować w nowym miejscu, przez cały tydzień nie mam nawet do kogo się przytulić... Może gdybym miała chłopaka byłoby inaczej. a tak to czuję się strasznie samotna i bezradna.... Co robić?? Próbuję rozmawiać o mich problemach z niektórymi koleżankami, rodzicami, ale to mi nie pomaga. Proszę o pomoc, szybką pomoc ;(